Lot i upadek Konrada
Lot i upadek Konrada
Po przeczytaniu w "Gazecie Świątecznej" (8-9 listopada) artykułu pana Romana Pawłowskiego pt. "Rząd tele-dusz" mogłabym wzruszyć ramionami i spokojnie przejść do lektury czegoś bardziej budującego, mogłabym - jednak tego nie zrobię. Zarzuty w stosunku do najnowszego wystawienia (ekranizacji) "Dziadów" Adama Mickiewicza dotknęły mnie osobiście, czemu więc nie miałabym bronić swoich przekonań (oraz pracy twórców spektaklu)? (...) Argumentem przeciw najnowszym "Dziadom" ma być problem porządku chronologicznego wydarzeń. (...) Nie jest złem interpretacja dzieła, jeśli nie zmienia diametralnie jego sensu, dlaczego więc za błąd poczytuje się zmianę kolejności (uporządkowanie) wydarzeń, w sytuacji gdy akceptowane są interpretacje głęboko naruszające strukturę oryginału przy jednoczesnym utrudnieniu odbioru dzieła (wspaniałe pogmatwanie "Lawy" Tadeusza Konwickiego)? Zarzut tworzenia racji psychologicznej jest równie dziwny jak to, że trzeba kogoś, jak sądzę obeznanego z problemem, przekonywać: Ależ, proszę pana, sens "Dziadów" jest oparty na psychologii i to psychologii ujętej dość racjonalnie. Nie walczy z Krukiem-Szatanem ten, którego jedynym dążeniem jest posiadać "szczękę" na Stadionie Dziesięciolecia! (...) Mówienie, że w tych "Dziadach" zabrakło Boga, świadczy o niezrozumieniu akurat tego, co nazwało się "przystępną i uproszczoną" wersją wielkiego dramatu. W szkole mówią, że wspaniale i pięknie jest wadzić się z Bogiem, tu zobaczyłam nie tylko lot Konrada nad światem, ale także jego upadek.
(Krysia Rubiec-Masalska, Warszawa)
Po młody rząd dusz
W moim wypożyczonym z biblioteki egzemplarzu "Dziadów" w miejscu, gdzie Gustaw pisze na ścianie słynne słowa: "Gustavus obiit, hic natus est Conradus", nie widnieje na marginesie żaden lapidarny dopisek (...) Nie oszukujmy się: sztandarowe utwory romantyzmu, choć brakiem artyzmu nie grzeszą, straciły zupełnie komunikatywność. To już nie te problemy, nie ta poetyka, nie ten sposób myślenia, inna mentalność, inne czasy. Konrad w naszych czasach pewnie pierwej umarłby, niż się urodził (...) Jan Englert zrezygnował z ciężkiego patosu. Słusznie i bardzo trafnie pozamykał otwartą na niesceniczność i brak komunikatywności kompozycję "Dziadów". Utwór wreszcie staje się mniej zagmatwany, przy czym reżyser rezygnuje tylko ze zbędnej, ornamentacyjnej gmatwaniny. Wreszcie w "Dziadach" pojawiają się ludzie, są zwykli tak jak my, ale o wiele bardziej sugestywni. Wypierają oni białe jak prześcieradło stwory - dusze rozrywające szaty za każdym rogiem sceny (...) Także Michał Żebrowski grający Konrada bliższy jest prawdy, bowiem nie ma w jego aktorstwie tego niepotrzebnego napuszenia, przesadnej podniosłości (...) "Dziady" Jana Englerta przystosowane są do współczesnego, głównie młodego, odbiorcy, być może nie jest to najlepsza ekranizacja, ale na pewno nie tak zła, jak o niej się pisze. Dla wielu ludzi była prawdziwym przeżyciem, a wmawianie tym ludziom, że wzruszyli się horrorem, kiczowatym wideoklipem, serialem, amerykańskim filmem klasy B, to już wielka przesada.
(Marcin Prejs, Rawa Mazowiecka)
Od autora: Macie takie "Dziady", na jakie zasłużyliście - chciałbym napisać, ale nie mogę, bo wierzę, że publiczność telewizyjna jest więcej warta, niżby to wynikało z przedstawienia Jana Englerta. Czytelników poruszyła pełna prawdy gra aktorów oraz nowoczesne środki filmowe użyte w "Dziadach". A ja wciąż nie wiem, na czym polega rzekoma współczesność tej inscenizacji. Co dla nas wynika z historii młodego poety i jego przyjaciół uwięzionych w wileńskim klasztorze? Co znaczy dzisiaj wolność, a co - niewola? Jak się ma ten XIX wiek do XX wieku? Czego dowiedzą się z tych "Dziadów" o sobie Polacy? Uważam za klęskę sytuację, w której artysta, zamiast mówić we własnym imieniu, zajmuje się popularyzacją literatury. Nawet jeśli osiąga pozytywne efekty, których dowodem są listy czytelników. Wcale nie jestem taki pewien, czy rzeczywiście artyści mają obowiązek popularyzować utwór Mickiewicza, jeśli jedynym sposobem jest odarcie go z okładek i zastąpienie innymi, bardziej kolorowymi. Co do dopisków na marginesie "Dziadów", po spektaklu Jana Englerta dochodzę do wniosku, że miał rację ten anonimowy student amerykański, który na marginesie egzemplarza w bibliotece Uniwersytetu Harvarda w Cambridge napisał: "A dobrze wam tak!!!".
(Roman Pawłowski)