Artykuły

Przewrotność do potęgi

"Iluzje" w reż. Iwana Wyrypajewa w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Jacek Wakar we Wprost.

W Narodowym Starym Teatrze w Krakowie dowodzą, ze iwan Wyrypajew jest dziś najbardziej oryginalnym twórcą polskich scen.

Przesadzam, bo Wyrypajew to rdzenny Rosjanin? Fakt. Ale skoro Polakami mogą być piłkarze, którzy przed powołaniem do reprezentacji w naszym kraju nie byli, to dlaczego nie moglibyśmy zaanektować dramaturga i reżysera? Jego związki z Polską dotyczą nie tylko życiowej partnerki, czyli Karoliny Gruszki, ale i zakorzenienia w naszym życiu teatralnym. Dowodem jego "Tlen" i "Sny". Ale czym może być twórczość

Iwana Wyrypajewa, przekonaliśmy się dopiero, gdy sięgnął po nią on sam. W "Lipcu" w jego reżyserii w warszawskim teatrze Na Woli starego mordercę kanibala zagrała Karolina Gruszka. Tak zdumiewająco, jak zdumiewający jest ten tekst, rozpięty między tradycyjnym monodramem a niemal muzyczną partyturą. Muzyczną wręcz strukturę miały też miniatury w "Tańcu Delhi" na warszawskiej scenie narodowej. Spokojnie,

potem kulminacja, na koniec znów uspokojenie w siedmiu spojrzeniach na tę samą historię o miłości i kłamstwie. Wyrypajew nie boi się mówić o miłości, wychodząc z założenia, że o czymkolwiek się opowiada, i tak skończy się na miłości. Rehabilituje skompromitowany gatunek, jakim jest melodramat. "Taniec Delhi" i "Iluzje" są w gruncie rzeczy nim. Tyle że przewrotnym.

"Iluzje" to najlepszy nowy tekst dramatyczny, jaki czytałem od lat. Wyzwanie dla realizatorów i aktorów karkołomne - niełatwo wyjść na scenę, usiąść na krzesełku i powiedzieć spokojnie, serio, patrząc na widzów, słowa: "Jestem ci wdzięczny za to, że nauczyłaś mnie miłości. Że dzięki tobie poznałem, czym jest miłość, poznałem, jaka to siła. Że to nie słowa, nie romantyzm, że to praca. Miłość to praca, to sztuka odpowiedzialności".

Przed premierą w Starym Teatrze w Krakowie Wyrypajew nazywał przedstawienie spotkaniem. Mówił aktorom, by nie grali, lecz rozmawiali z publicznością. Odtwarzająca jedną z ról Anna Dymna nazywa jego formę "teatrem bez teatru". Artysta jest bardziej przewrotny, niż się wydaje.

Anna Dymna, Katarzyna Gniewkowska, Krzysztof Globisz i Juliusz Chrząstowski mówią monologi jako oni sami, aktorzy Starego Teatru, namówieni do półprywatnej pogawędki z widownią. Opowiadają historie dwóch par małżeńskich z "Iluzji", tematem spektaklu czyniąc samą tę sytuację. Mówią jednak przez mikrofony. Zatem iluzja intymności pryska, Wyrypajew manifestuje sztuczność proponowanej relacji. A więc to jednak teatr.

W warszawskiej inscenizacji Agnieszki Glińskiej, polskiej prapremierze "Iluzji", było prościej - konwencja pozostawała niezmieniona. Czworo aktorów siedziało na kanapach na proscenium i zwierzało się publiczności. Rodził się teatr intymny i ciepły, choć zabarwiony śmiercią. Tyle że trwał na takim samym poziomie emocji, nie zaskakiwał, koił.

Wyrypajew pozwala sobie wobec własnego tekstu na więcej. Wprowadza piątą postać, Dyrygenta. Młoda dziewczyna w dżinsach i czapeczce (Marta Mazurek) wkracza na scenę z laptopem, wita wszystkich i informuje, że spektakl potrwa 86 minut. Siada po turecku i wciela się w rolę suflera, in-

spicjenta, a przede wszystkim niespokojnego ducha "Iluzji". Przerywa aktorom, opowiadając zawarty w dramacie żart albo dopowiadając kwestię. Budzi zamęt, wysyła sygnał, że autor zachowuje do dzieła autoironiczny dystans.

Sednem wieczoru są wspaniale opowiadane historie o tym, kto kogo kochał, kto zdradzał, a kto o zdradzie myślał. Globisz, Chrząstowski, Gniewkowska i Dymna są w tych opowieściach krystalicznie czyści, a przecież "granie bez grania" to najwyższa szkoła jazdy. Tyle że Wyrypajew na tym nie poprzestaje. Podnosi umieszczoną wgłębi sceny kurtynę i otwiera inny teatr o nieoczekiwanej skali. Mamy zegar odmierzający czas do końca seansu, a przede wszystkim stosy wież, tunerów, aparatury. Diody migają, światełka błyszczą. Ten zdumiewający pomysł reżysera i scenografki Anny Met powoduje, że "Iluzje" zostają wrzucone w kosmos. Danny, Sandra, Albert i Margaret oraz mówiący ich historie aktorzy to są wszyscy, to jesteśmy my. Wyrypajew idzie na całość. Nie każdy kupi to rozwiązanie, tak jak niektórzy oburzali się na melodramatyczność jego utworów. Prawda nie bierze się w nich z odwzorowania rzeczywistości, lecz z iluzji właśnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji