Artykuły

Supermarket teatralny

Ośmielę się na początku stwierdzić, że teatr jest produktem, a ja jestem klientem, czyli kimś kto konsumuje ów produkt - pisze Kamil Dąbrowa w miesięczniku Exclusiv.

Za nami spór, który miał rozpętać rewolucję w polskim teatrze. Miał porwać naród widzów. Dużych i małych. Chudych i grubych. Tych którzy chodzą do teatru oraz tych, których nawet końmi nie dałoby się tam zaciągnąć. Czy ktoś pamięta jeszcze list ludzi teatru zatytułowany "Teatr nie jest produktem/widz nie jest klientem"? Gdy opadł kurz i nie słychać bitewnego zgiełku, warto spokojnie przyjrzeć się tej sprawie. Najlepszym przedstawieniem (jak mówią złośliwcy) na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych było odczytywanie listu artystów do władzy. Listu przeciwko "degradacji polityki kulturalnej". Jakże zaangażowany był to tekst! Jakże szczerze zaangażowany w obronę własnego środowiska i jego zdobyczy. Młodzi podnieśli uzbrojoną rękę na starych. Stara to i dobrze znana figura. Jak pamiętamy z historii, starzy potrafią tę rękę odciąć. Przyjrzyjmy się zatem istocie sporu.

Ośmielę się na początku stwierdzić, że teatr jest produktem, a ja jestem klientem, czyli kimś kto konsumuje ów produkt. Producent stwarza warunki i doprowadza do premiery przedstawienia, a widz idzie do kasy i, jak każdy klient, kupuje bilet. Owszem, przedstawienie teatralne to nie taki sam produkt jak proszek do prania, a widza trudno porównać do... No właśnie. Czyż nie jesteśmy "wszystkożercami w supermarkecie kultury", jak pisze Zygmunt Bauman? Z równą łatwością sięgamy po Lady Gagę, Lane del Rey czy Bjork. Pamiętamy "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie" Grzegorza Jarzyny i "Wymazywanie" Krystiana Lupy, choć nieobce są nam dwie pierwsze części "Gwiezdnych wojen". Kiedy zespół The Clash nagrał krytykujący konsumpcjonizm utwór Lost in the Supermarket", nikt nie mógł przewidzieć, że trzy dekady później będziemy tak zręcznie korzystać z dóbr przez ów supermarket oferowanych.

Nie obrażajmy się na produkty i marketing. Oburzenie środowiska zawarte w liście to również marketingowy produkt. Twórcy boją się menedżerów w teatrze. Boją się, że ktoś odbierze im władzę. Władzę, lecz nie rząd dusz. Bo rząd dusz już mają. Może menedżer to nie demon, którego celem jest zniszczenie teatru? Warto to przemyśleć. Problemem są kryteria i zasady powoływania dyrektorów w teatrach miejskich. Odchodzący z Teatru Dramatycznego Paweł Miśkiewicz powinien od co najmniej roku współpracować ze swoim następcą. Tak się nie stało, bo ktoś przespał ostatnie dwa lata. Władze lokalne - mówią autorzy listu. A czy ludzie teatru też nie ucięli sobie błogiej drzemki? Może warto było wcześniej domagać się jasnych zasad wyłaniania dyrektorów teatrów? I bić na alarm. Może na przykład Warszawa ma za dużo scen miejskich? Herezja? Warto porównać się z Berlinem.

Nie wierzę, że z powodu jakiś decyzji personalnej zniknie nagle "różnorodność języków i estetyk w polskim teatrze". Polski "teatr artystyczny" ma się dobrze, a jego siłą są twórcy. Reżyserzy i dramaturdzy. Państwo musi o tym pamiętać.

I tu docieramy do sedna, czyli do pieniędzy, których jest zawsze za mało. Truizm? Być może, ale jakże oczyszczający. To, że "(A)pollonia" Warlikowskiego jest grana częściej zagranicą niż w Polsce, a jego Nowy Teatr wciąż nie ma siedziby uderza we władze lokalne. To, że w tym roku miasto przeznaczy na teatry mniej pieniędzy może sprawić, że Warlikowski, Jarzyna, Klata, Kleczewska czy duet Strzępka/ Demirski będą częściej pracować zagranicą niż w Polsce. Rozwiązanie nasuwa sie samo. Niech menedżerowie odpowiadają za finanse, budżety przedstawień, terminy oraz kontrakty z aktorami, a twórcy niech robią teatr. Nie rezygnujmy z artystycznych produkcji teatralnych. Rezygnujmy ze złego wydawania publicznych pieniędzy. Trzeba nadać temu rozsądne ramy. Dlaczego Krystian Lupa jest tytanem pracy, dotrzymującym terminów w Madrycie, a w Warszawie ciągnie próby w nieskończoność? Może artyści teatralni w Polsce zbyt często mają roszczeniową postawę, która wyklucza profesjonalne podejście do pracy?

Czy zatem protest-list jest hucpą? Tak i nie. Tak, bo jest próbą zawłaszczenia i narzucenia pewnych twierdzeń o współczesnym teatrze, z którymi nie wszyscy muszą się zgadzać. Dlaczego na przykład pisze się w nim o "teatrze artystycznym", nie próbując nawet go definiować? I nie jest zarazem hucpą, bo zwraca uwagę na poważne problemy teatru, na wykluwający się nowotwór, który może szybko zniszczyć to, co w teatrze najlepsze. Może wypchnąć najciekawszych twórców z naszego kraju. Czy ktoś się jeszcze przejmuje tym listem? Myślę, że mniej niż protestem skłotersów czy marszami w tak zwanej obronie Telewizji Trwam. Czy Zygmunt Bauman miał rację mówiąc w zeszłym roku na Europejskim Kongresie Kultury we Wrocławiu, że "kultura jest narzędziem zmiany społecznej"? Dajmy czasowi czas, żeby się o tym przekonać.

**

KAMIL DĄBROWA

Dyrektor Programu I Polskiego Radia, w TVP 2 prowadzi program "Kultura, głupcze"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji