To nie brzuch, to piłka!
Jak celnie zauważa Joanna Derkaczew funkcjonariuszy Najjaśniejszej RP opanowała ostatnio przemożna chęć uprawiania tzw. "polityki kulturalnej". Efekty tegoż zaangażowania widzimy gołym okiem w kilku co najmniej miejscach. Co jest powodem tego ożywienia? - pisze dla e-teatru Michał Centkowski.
Być może lęk przed oskarżeniami o brak zaangażowania w tej dziedzinie, szczególnie w stosunku do uwagi poświęcanej mężczyznom biegającym, za kawałkiem skóry wypełnionym powietrzem, czy sutannie, w związku ze święceniem stadionowej kaplicy.
Używając argumentu "jastrzębi" drapieżnego neoliberalizmu, w kulturze, odmiennie niż w kwestiach ekonomii przesadny udział aparatu państwowego dobru i szczęściu publicznemu w istocie nie służy. Kto by się tam jednak wyświechtanym z Jeffersona frazesem przejmował. A jak się ktoś nawet oburzy i list nazbyt otwarty napisze, to zawsze znajdą się ci demokracją zniesmaczeni, nadmiarem transparentności, zaangażowania i obywatelskości rozczarowani, co tęskniąc do czasów decyzji w zaciszach gabinetów podejmowanych, sami sobie wystawiają świadectwo skretynienia.
Bez względu na przyczyny, w skutkach, tych pozornie bezmyślnych i pozbawionych fundamentu ideologicznego działań, ujawnia się smutna prawidłowość. Oto bowiem, ci którzy z obawy przed publicznym zgorszeniem usiłują zbić zwierciadło gościńcem się przechadzające, w nadziei że świat okrutny w nim odbity zniknie, czynią to w imię pewnej bardzo konkretnej i niebezpiecznej "prawdy". Tej prawdy jedynej, której wyłącznie oni czują się depozytariuszami.
To rodzaj pozornie niewinnego retuszu rzeczywistości, przewrotnie zwany pozytywną selekcją. Ostatecznie idzie przecież o nowy, jeszcze wspanialszy świat!
Każdy przecież doskonale wie, że Śląsk polski był już za Nerona, żaden katolicki ksiądz nigdy nie stał się sprawcą jakiejkolwiek ciąży, a w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej ciot po prostu nie było !
Taka jest prawda! I to Święta Prawda.