Artykuły

Se(a)ns życia i śmierci według Mądzika

"Przejście" w reż. Leszka Mądzika, Scena Plastyczna KUL na Wydarzeniach Teatralnego i Tanecznego Off-u w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Widzowie wchodzą na niewielki podest. Mała, ciasna widownia jest oświetlona przez jedną lampę. Rozszczepione światło nie pozwala zobaczyć, co dzieje się na scenie przed nami. Nie ma co liczyć na to, że będzie jaśniej. Mądzik wprowadza swoich odbiorców w przestrzeń bezpośredniego obcowania ze śmiercią. A to zawsze będą sprawy, o których można mówić tylko w półmroku. Światło gaśnie wraz z nasilaniem się szmeru wody i szelestu.

Przed oczami pokazuje się niewyraźna sylwetka postaci w białej szacie. Trzyma ona w dłoniach szalę, którą przechyla dłońmi. Powoli unosi wagę do góry, która w końcu wymyka jej się z rąk. Tajemnicza sylwetka może być zarówno Bogiem, jak śmiercią. A może strażnikiem Kafkowskiej Bramy? Choć chyba nie sposób uciec od chrześcijańskiej interpretacji ,,Przejścia". Zakapturzona postać staje się dozorcą, pilnującym wejścia do katakumb. Czy może raczej to ona wybiera tych, którzy w tym grobowcu w końcu się znajdą.

Rysuje się wreszcie niewyraźny zarys katafalku, który stopniowo przybliża się do granicy widowni. Postument jest zakryty białym prześcieradłem, pod którym coś zdaje się poruszać. Nieznaczne wybrzuszenia sugerują nam, że mimo zimnego powiewu śmierci nic nie zdaje się ostatecznie umierać. Pościel zostaje zdjęta i ukazują się dwa manekiny, z twarzami wykrzywionymi w grymasie przerażenia, ale i ukojenia. Konstrukcja stworzona przez twórców z Lublina ma jednak więcej poziomów. Są to szuflady, które rozsuwają się na boki. Pod pierwszą warstwą znajduje się kolejna. Specyficzny basen z taśm i kartonów pulsuje w jeszcze większym stopniu. ,,Rodzą się" z niego półnadzy aktorzy - mężczyzna i kobieta. Zdają się dojrzewać niczym noworodki, po czym pojawia się ponownie białe nakrycie, które stara się ich znowu ,,utopić". Aktorzy ściągają je. Protest w imię życia? Rozpoczyna się afirmacja witalizmu, która rozświetla nieco ponurą atmosferę. Para zaczyna zbliżać się do siebie, dotykać, próbując przekroczyć granicę między nimi. Nagle szuflady się rozsuwają. Domniemani kochankowie zaczynają ,,obsypywać" się czarnymi taśmami. To powoduje, że proces oddalania się zatrzymuje i w końcu nawet cofa. Czy Mądzik nie opowiada nam o miłości, która przebija się z chłodnego kamienia katafalku? O historii ukrytej pod zimną warstwą marmuru? A może to odtworzenie tego, co było? Tego, co nastąpi? A taśmy? Mogą kojarzyć się z filmem z aparatu lub z kamery. Zdjęcia i projekcje filmowe zatrzymują czas w kadrze. Lub tak się nam wydaje. Migawka z przeszłości daje nam wrażenie, że ocaliliśmy chociaż część tego, co nas spotkało. Czerpiemy z tego siłę, ale Mądzik przypomina nam jednoznacznie, że to zaledwie erzac tak pożądanej nieśmiertelności.

Para zanurza się w głąb zapełnionego szczątkami (?) zbiornika. Odsłania się ostatnia warstwa. Na krótką chwilę widzimy aktorów przytulonych do siebie w pełnym uczucia uścisku. Nagle wszystko wraca na swoje miejsce. Katafalk składa się i oddala. Drga przy tym niespokojnie, jakby zamknięci w nim ludzie znów próbowali wyrwać się na zewnątrz. Scenę znów ogarnia mrok i na tym kończy się krótki, choć wstrząsający seans Mądzika. Reżyser próbuje opowiedzieć widzom o cyklu przejścia. Nie jest ono niczym innym jak nieustannym procesem umierania i odradzania (lub vice versa). Niekwestionowaną zasługą jest zaś uświęcenie człowieka w tym przedstawieniu. Za każdym razem przychodząc na cmentarz obserwujemy nazwiska na nagrobkach, np. ,,św. p. Jan i Anna Nowak". Plastycy z KUL przypominają, że to byli żywi ludzie, którzy w pewien sposób nadal są częścią tego świata. Wymiar metafizyczny styka się bezpośrednio z biologicznymi periodami wegetacji, kwitnięcia i więdnienia. Mądzik sięga do brutalnych metafor. Ciało zostaje poddane rozkładowi i staje się nawozem dla nowego życia. W pewien sposób przypomina to dzieło boskie, które nie musi rodzić się przecież z niczego.

Pomysł rozbicia głazu grobowca na warstwy przypomina nakładanie na siebie kadrów w teledysku do ,,Mogę wszystko" zespołu WWO. Dzięki temu udaje się nabrać wieloznaczności, ale i komunikatywności. Wszystko to także dzięki użyciu formalnie prostych, choć dobitnych środków. A łagodna muzyka Tomasza Stańki? Jazzujące melodie stanowią integralną część akcji. Trąbka podkreśla stany przejścia do kolejnych etapów opowieści o nierozerwalnym związku życia i śmierci. Komentuje wydarzenia i nadaje postaciom osobowość przez tony smutku i euforii. Nic tu nie jest pozbawione znaczenia. Nigdy nie poddawałem w wątpliwość wielkości Mądzika, ale ,,Przejście" stanowi dla mnie wielką niespodziankę. Jeden z najciekawszych spektakli ,,drugiego obiegu"? To też. Ale przede wszystkim remedium na przeintelektualizowanie i tzw. ,,tfu!-rczość".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji