Artykuły

Powtórka bez rozrywki

"Mayday 2" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Adam Marczak w serwisie Teatr dla Was.

Dzisiejszą popularność komedii i fars wśród konsumentów kultury tłumaczyć można niezmiennie żywą predylekcją do rozrywki skrojoną na miarę takich potrzeb. Znaczna część publiczności teatralnej chętnie płaci za oglądanie spektakli, w których prosta, harmonijnie skonstruowana fabuła jest tłem dla prezentacji charakterystycznych i zabawnych ludzkich typów. Niewątpliwie utwory Ray'a Cooney'a okrzyknięte zostały mercedesami wśród repertuaru takiego autoramentu.

Gorzej prezentuje się kwestia ich scenicznych realizacji i to gorzej (już być nie mogło) odnosi się do spektaklu Mayday 2 w reżyserii Marcina Sławińskiego, prezentowanego w Teatrze Powszechnym w Łodzi.

Marcin Sławiński ze względu na pokaźną ilość zrealizowanych w różnych teatrach fars i komedii powinien w tej dziedzinie osiągnąć mistrzostwo. Oglądając jednak wyreżyserowany przez niego Mayday 2 można odnieść zupełnie przeciwne wrażenie. Potwierdza się słuszność formuły, że ilość w żadnej mierze w przypadku tego reżysera nie przechodzi w jakość. Wartka i zmienna akcja utworu literackiego nie musi skutkować bieganiną aktorów po scenie, drobiących przy okazji kroki stające się kroczkami lub przebierających nogami w miejscu. Z założenia oczywiście spektakl ma bawić. Nie powinno to jednak oznaczać, że aktorzy mają się zachowywać na scenie jak Smerfy osaczone przez niewidzialnego Gargamela.

Nie ma powodu, dla którego w spektaklu skierowanym nie dla widzów przedszkoli, aktorzy infantylizują swoje postaci, bo reżyser myślał, że to zabawne. Marcin Sławiński napisał w programie, że lubi "śmiech w teatrze, lubię ludzi - aktorów i widzów". Nie widać tej sympatii w łódzkim spektaklu, reżyser myli śmiech z rechotem podsycanym gagami najczęściej o proweniencji ksenofobiczno-homofobicznej.

Aktorzy ponoszą sromotną klęskę próbując w scenicznych "wygibasach" przebić Chaplina. Dwoją się, a czasem nawet troją, ocierając pot kapiący z czoła, rzekomo by zadowolić widza - czy tak nisko ceni się lubianą w deklaracji publiczność? Jedynym, co udaje się reżyserowi w ten sposób osiągnąć na scenie, to efekt ośmieszającej aktorów tandety - niezamierzony, jak można życzliwie domniemywać.

Niestety efekt ten dotyczy również jakości scenografii, z całą pewnością zamierzonej. Spektakl rozgrywa się w dwóch niemal bliźniaczych (niewielkie różnice np. w kolorze ścian zbitych z obowiązkowej dykty) wnętrzach domów niższej klasy średniej, rodem sprzed 30 lat, bo scenograf Wojciech Stefaniak zatrzymał dla nich czas okraszając dla przykładu sztucznymi kwiatami. Na ostrą kontrę (sic!) do wnętrzarskich trendów lat 70 ubiegłego wieku postawiła natomiast autorka kostiumów Wanda Kowalska, stylizując bohaterów na postaci z tak zwanej dzisiejszej polskiej ulicy. Wyjątek stanowią kostiumy pań Barbary Lauks w roli Mary Smith i Beaty Ziejki jako Barbary Smith, mieszczące się raczej w konwencji "London look" dla niezbyt zamożnych kobiet na obcasach. Kiedy natomiast otwierają się wejściowe drzwi jednego z domostw, co dzieje się bardzo często, oczom widza ukazuje się wizerunek ulicy londyńskiego przedmieścia z fototapety dobrze przyklejonej do cienkiej ściany ze sklejki. Ponad "makietą" ulicy rozciąga się pas imitacji lekko zachmurzonego nieba umieszczony na zwijanej płachcie. Czy naprawdę tego potrzeba było tak lubianemu i szanowanemu przez reżysera widzowi, żeby rozbudzić jego wyobraźnię do granic londyńskich realiów?

W programie do spektaklu warto zatrzymać się nad jeszcze jednym fragmentem tekstu autorstwa reżysera Marcina Sławińskiego: "Wierzę w człowieka na widowni[...] I nawet nie będę próbował z nim mądrze rozmawiać, mając nadzieję, że może uda się to nam następnym razem." Jako widzowie miejmy nadzieję, że nigdy więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji