Artykuły

Budzenie z "Iluzji"

"Iluzje" w reż. Iwana wyrypajewa w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Barbara Gruszka-Zych w Gościu Niedzielnym.

Na sztuki modnego Iwana Wyrypajewa niewątpliwie się czeka. Jego "Iluzje" w Narodowym Teatrze Starym to opowieść o życiu, które staje się tragiczne, gdy nie ma w nim odniesień do jakiegoś punktu stałego.

Wszystko jest płynne - mówi, jakby cytując Zygmunta Baumana -Margaret. I to ona popełnia samobójstwo przerażona względnością uczuć, zachowań, iluzjami świata, w którym żyła przez ponad 80 lat. Bo tytuł spektaklu jest diagnozą stanu, w jakim wielu z nas się znajduje, wybierając egzystencję bez zasad i odniesień - trzeba tu dodać - do wartości. Samo stawianie na miłość, która potwierdza swoją wartość jedynie przez wzajemność, nie wystarczy, by poczuć, że życie ma sens. Trzeba czegoś więcej... To "coś więcej" nie jest jednak przez pochodzącego z Irkucka dramaturga, reżysera i scenarzystę dookreślone. Odpowiedź musi paść z ust widza, który zostaje dopuszczony do tej spowiedzi z życia dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą małżeńskich par. Danny (Juliusz Chrząstowski) i Sandra (Anna Dymna) oraz Albert (Krzysztof Globisz) i Margaret (Katarzyna Gniewkowska) siadają przed widownią jak przed jednym, wielkim psychoterapeutą i opowiadają o swoich związkach. Tak naprawdę nie chodzi o to, żebyśmy uwierzyli w istnienie tych bohaterów. Aktorzy nie starają się ich zagrać, przekazać im jakieś cechy charakterystyczne, stworzyć osobowości. Wygląda jakby naczytywali napisane dla nich teksty. Pozostawiają swoje postaci bez twarzy, bo Margaret czy Sandrą może być każda z siedzących na sali. Czasem historie czworga narratorów gdzieś się mieszają, przenikają, mącą. Ma się wrażenie, że aktorzy przede wszystkim chcą przekazać przemyślenia Wyrypajewa na temat związków między zżytą ze sobą czwórką i względności ich uczuć. Mamy wrażenie, że uczestniczymy w próbie przed prawdziwym spektaklem, który zacznie się, gdy bohaterowie ustalą, o co im tak naprawdę chodzi. Ale o co im chodzi? Gdzie jest prawda o ich życiu, którą każdy ze spowiadających się podaje we własnej wersji? Kiedy słyszę rozpoczynające kolejną historię słowa: "opowiem wam...", mam dość i chciałabym, żeby ktoś przerwał te monologi i wyraził swój stosunek do tych opowieści. A może powinna to zrobić widownia? Jednak niedostatecznie prowokuje do tego sam reżyser - wprowadzając na scenę demiurga kreowanej sytuacji - dziewczynę z laptopem (Marta Mazurek, studentka PWST), która dyryguje akcją i ironicznie ją komentuje. Czegoś brakuje, by obudzić widzów, wciągając ich nie tylko w werbalną interakcję. A przecież właśnie po wewnętrzne przebudzenie przychodzi się do teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji