Artykuły

Daleko do wonderful

"Wonderful Town" w reż. Zbigniewa Maciasa z Teatru Muzycznego w Łodzi na XIX Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Katarzyna Bogucka w Nowościach.

Sztukę wychodzenia z opery po... amerykańsku po tym spektaklu melomani mają opanowaną

Wtorkowe przedstawienie w bydgoskiej Operze Nova kojarzy mi się z nieudaną randką. Chłopak był porządny, nawet dość zabawny, no i przystojny. Więc dlaczego jednak nie zaiskrzyło?

"Wonderful Town" to propozycja Teatru Muzycznego z Łodzi na tegoroczny Bydgoski Festiwal Operowy. Musicale mają z założenia wnosić powiew swobody i lekkości w dość poważny, festiwalowy repertuar. Już po podczas pierwszego z trzech aktów poczułam jednak, że z tą swobodą będzie ciężko, a perspektywa ponad trzech godzin spędzonych z dzielnymi siostrami Sherwood, bohaterkami tegoż musicalu, stała się dość niepokojąca. Podobne wrażenie odniosło co najmniej kilkanaście par, które w przerwie, wcale nie chyłkiem, opuściły gmach...

Dobra muzyka

O tym, że Leonard Bernstein, kompozytor, dyrygent i pianista był muzycznie genialny, wiadomo. W Polsce najbardziej znane jest jego dzieło pt. "West Side Story". Musical "Wonderful Town" powstał chwilę przed "West Side...". Jego broadwayowska prapremiera miała miejsce w 1953 roku - inscenizacja została uhonorowana pięcioma nagrodami Tony. O tym sukcesie zdecydowała różnorodna muzyka, łącząca elementy m.in. swingu, bluesa, ragtime "u i samby. Melodyjne, nastrojowe piosenki, przeplatane żywiołowymi scenami tanecznymi zyskały uznanie publiczności i krytyki. I z tym opisem nie mogę się nie zgodzić. Muzyka faktycznie fenomenalna - brawa także dla orkiestry! A jak świetnie zrealizowane zostały przez łodzian sceny zbiorowe, np. ta z policjantami, albo brazylijskie tańce w porcie morskim, lub ta pierwsza, czyli przedstawienie Nowego Jorku z całą jego kontrowersyjną barwnością! Co więc było nie tak? Może z libretta wieje nudą?

Zderzenie z wielkim miastem

Przypomnijmy: przy Christopher Street, "zwariowanej ulicy" w legendarnej dzielnicy Greenwich Village, siostry Ruth i Eileen Sherwood (Marta Siewiera, Emilia Klimczak) przeżywają niecodzienne przygody. W nadziei na karierę (jedna chce zostać aktorką, druga pisarką) przyjeżdżają z prowincji do Nowego Jorku. Zamieszkując w dzielnicy artystycznej bohemy, zaludnionej przez różne niebieskie ptaki, siostry wikłają się w niebezpieczne, ale także zabawne, sytuacje. W tej historii tkwi jakiś potencjał, ale mam wrażenie, że artyści chyba nie przeszli samych siebie. Trudno wskazać mocne strony tego przedstawienia, cokolwiek, co wyrwie człowiekowi serce. Nie była nią prosta, ale jednak zgrabnie obmyślona i chyba niedroga scenografia. Nie można też powiedzieć, że artyści, choć skądinąd stworzyli sympatyczne i poczciwe postaci, osiągnęli wyżyny aktorstwa. Wokalnie było przyzwoicie. W ogóle było przyjemnie, przyzwoici i na uśmiech. Po "Wonderful Town" pozostaje mi więc spory niedostyt. Ktoś z publiczności powiedział, że jednak nie da się "zagrać" amerykańskiego luzu i że musical to musi być z pompą, z fajerwerkami takimi, że ludziom dech zaprze. Mnie nie zaparło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji