Artykuły

On, ona i brak Leona

"Wystarczy noc" w reż. Waldemara Śmigasiewicza na Scenie na Sarego Teatru Bagatela w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Broadwayowski przebój (grany ponad tysiąc razy) przeszczepiony na Sarego okazał się przedstawieniem przyciężkim i nużącym.

Lekkość, dowcip i błyskotliwość mogą zanudzić, gdy są wyduszane i wymęczone. Przez dwie godziny Magdalena Walach (Sonia Walsk) i Przemysław Branny[na zdjęciu] (Vernon Gersch) mają lekko, dowcipnie i błyskotliwie ścierać się i spierać, przedstawiać konflikt dwóch twórczych i wyrazistych osobowości, wchodzić w meandry skomplikowanego wieloletniego związku, aby w końcu ku uldze wszystkich paść sobie w ramiona. No i mają też śpiewać, bo to przecież musical. Spierają się więc, ścierają itd., ale przedstawienie nie jest ani szczególnie zabawne, ani atrakcyjne.

Powodów jest kilka. Pierwszy i zasadniczy to ten, że aktorzy nie tworzą wyrazistych postaci. A w spektaklu, gdzie na scenie są od początku do końca dwie osoby, jest to absolutnie konieczne. Magdalena Walach gra znerwicowaną, roztrzepaną, wciąż się spóźniającą, popadającą w zwątpienia co do swego talentu, irytującą, ale fascynującą autorkę tekstów piosenek. Postać jest napisana efektownie, a aktorka robi, co może, żeby w każdej scenie uwydatnić każdą z cech swojej bohaterki, ale to uwydatnianie nie tworzy postaci. Sonia nie staje się coraz bardziej fascynująca (dla Vernona i widzów), ale coraz bardziej irytująca.

Może też dlatego, że Przemysław Branny słabo i nieprzekonująco reaguje na partnerkę, choć ze słów wynika jasno, że Vernon zakochał się w Soni od pierwszego wejrzenia. Dowcipne i atrakcyjne dialogi tylko chwilami zazębiają się i wybrzmiewają. Skomplikowany związek zamiast wciągać - nuży jednostajnością i chciałoby się wręcz, żeby pojawił się na scenie tajemniczy Leon, były narzeczony Soni, obecny jedynie w jej opowieściach i telefonach. Może przeżywający liczne kryzysy Leon ożywiłby scenę. Ale nie ma na to szans, Leona nie ma w programie.

Drugim powodem jest to, że piosenki Marvina Hamlischa brzmią mdławo i jednostajnie. Instrumentalny podkład raz zagłusza aktorów, innym razem znów jest zbyt cichy. Przemysław Branny śpiewa je nieźle, za to Magdalena Walach fałszuje. Może trzeba było zrezygnować z ambicji musicalowych i poprzestać na aktorskim podśpiewywaniu?

No i jeszcze scenografia, która miała pewnie podkreślić lekkość przedsięwzięcia, co sprowadziło się do postawienia na scenie metalowych szkieletów fortepianu, łóżka i krzeseł. Wyglądało to dość ponuro i wcale nie było aż tak funkcjonalne, jak sądził scenograf. A kostiumy raziły butikowym szykiem. Sonia ubiera się (z braku pieniędzy) w pożyczane od koleżanki kostiumy z teatru, ale choć mówi się o "Wiśniowym sadzie", "Oklahomie" czy "Nędznikach" i scenograf mógłby się tu ku uciesze widzów zabawić, widzimy tylko ładną aktorkę ubraną źle i niegustownie.

Nie sądzę, żeby "Wystarczy noc" na Sarego miało takie powodzenie jak na Broadwayu. Ale wszystko jest możliwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji