Artykuły

Nic przejmującego, czyli paralizator Ryśka

"Ryszard III" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pisze Adam Marczak w serwisie Teatr dla Was.

Spektakl "Ryszard III" W. Szekspira, zrealizowany w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi, w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego niestety rozczarowuje w wielu aspektach. Reżyser w pracy nad tym tekstem, zgodnie z uporczywą modą, postanowił nie skupiać się na opowiedzeniu fabuły. Takie zaniechanie, w przypadku dramatu obfitującego w wielość zdarzeń i personalnych interakcji, powoduje, że widzowi trudno zbudować jest jakąkolwiek więź z postaciami. Spektakl ten pozostawia odbiorcę obojętnym na losy fasadowych bohaterów, bo wyrwanych z kontekstów przyczynowo-skutkowych, a przez co pozbawionych wiarygodnych treści psychicznych.

Spektakl Wiśniewskiego jest aktorsko bardzo nierówny. Osoby dramatu uwikłane w tekście w gęstą akcję i emocjonalne paroksyzmy, nie są dla aktorów łódzkiej sceny złożem materii twórczej. Niestety w większości zespół aktorski, nie z własnej winy czy braku umiejętności, grzęźnie w rażących przerostach scenicznej formy, która nie pozostawia miejsca na wyrafinowanie szekspirowskiej tragedii. Na scenie widoczny jest korowód bezbarwnych figur oraz zdarzeń, które nie przenoszą adekwatnych sensów i znaczeń tekstu. Na tym tle należy docenić usilne starania Marka Kałużyńskiego, który tytułową rolę Ryszarda buduje w cierpliwym skupieniu, zyskując czasami wyrazisty przekaz postaci. Niestety ten utalentowany aktor daje się uwieść groteskowości swojego bohatera, która staje się na scenie nachalną manierą. W efekcie nie widać więc w Ryszardzie ani bezwzględnego potwora budzącego strach, potępienie czy odrazę, ani ofiary szaleństwa budzącej współczucie lub rozumiejącą refleksję. Ryszard staje się niegroźnym błaznem, bardziej żałosnym niż demonicznym, który zabija swe ofiary paralizatorem, żeby było śmiesznie i żenująco. Kolejne morderstwa przez błyskawiczne duszenie z ogromną łatwością wypadają taśmowo i beznamiętnie. Czy taki był zamiar reżysera? Niczego widz nie dowie się na temat Ryszarda, jego intencji i motywów działania. Nie pozna też przyczyn, które go zdeformowały (nie w sensie cielesnym, choć kalectwo musiało mieć oczywisty wpływ). Zakładając, że reżyser posiadł tę wiedzę można zrozumieć, iż Wiśniewski nie czuł potrzeby dawania jej wyrazu w spektaklu. Okazuje się jednak, że widzowi nie należało tych aspektów poznawczych oszczędzić, a aktorowi dać możliwość stworzenia kompletnej, niezwykle przejmującej i tragicznej postaci.

Kolejnym złym posunięciem reżysera jest obsadzenie jednego aktora w dwóch rolach (Przemysław Kozłowski jako Edward i Arcybiskup oraz Andrzej Wichrowski w roli króla Henryka i Hastings'a). Powoduje to w odbiorze mimowolną dezorientację, zabiera klarowność przekazu. Aktorów natomiast zmusza do gry "grubą kreską" w celu odróżnienia postaci. Wydaje się, że Grzegorz Wiśniewski w swej interpretacji Ryszarda III szczególnie zainteresował się mechanizmem oszustwa i manipulacji, realizowanym na planie politycznym i osobistym, który zawsze wykorzystuje naiwność lub ignorancję ofiar. Kulminację tego motywu stanowi scena, w której publiczności rozdaje się chorągiewki z wizerunkiem Ryszarda z jednej strony, a z drugiej - z logo sponsora spektaklu (kontrowersyjna etycznie reklama). Dlaczego zatem Wiśniewski nie zgłębia tego tematu, nie zadaje pytań o źródła i przyczyny manipulacji, nie znajduje odpowiedzi, które są implicite w tekście?

Po takim realizatorze jak Grzegorz Wiśniewski można było spodziewać się spektaklu drapieżnego w swej odwadze i wyrazistości, który karmi się emocjami. Ich źródła należało szukać w postaciach i historiach, w których bohaterowie są demiurgami, a czasem jedynie ofiarnym tworzywem. Dramat Szekspira pierwotnie nosił tytuł Tragedia Króla Ryszarda III. W łódzkim spektaklu na próżno szukać tragiczności tytułowego bohatera czy tragedii jego ofiar i ich bliskich. Brak emocjonalnie zaangażowanego uczestnictwa w spektaklu widz okupuje męczącą próbą zrozumienia poszczególnych scen, gdzie w sukurs idzie zapamiętana fabuła tekstu. Tym, którzy jednak treści dramatu nie znają zapewne w pamięci zostaną dwa rekwizyty: paralizator i chorągiewka. Pierwszy, bo nurtują kwestie - czy użycie paralizatora zabija oraz jak wiarygodnie zagrać śmierć w wyniku rażenia prądem. Drugi natomiast dlatego, bo miło jest i zabawnie pomachać chorągiewką, zwłaszcza będąc na jałowym spektaklu w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji