Artykuły

Takich bohaterów już nie ma

"W imię Jakuba S." w reż. Moniki Strzępki z Teatru Dramatycznego w Warszawie i "Trylogia" w reż. Jana Klaty ze Starego Teatru w Krakowie na Festiwalu Wybrzeże Sztuki w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Na trwającym w Gdańsku Festiwalu Wybrzeże Sztuki zobaczyliśmy już "W imię Jakuba S." Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki oraz "Trylogię" Jana Klaty. W obu swoich spektaklach autorzy odwołują się do polskiej historii. Krytycznie, ale też z dużym sentymentem.

Oglądając kolejne produkcje dramaturga Pawła Demirskiego i reżyser Moniki Strzępki można odnieść wrażenie, że ten duet artystyczny od paru lat realizuje kolejne części tego samego spektaklu. I nie jest to bynajmniej zarzut; właśnie w tym tkwi siła ich teatru - przynajmniej dopóki nie powtarzają siebie samych i nie zamykają się w raz przyjętych tezach.

W ich spektaklu "W imię Jakuba S." po raz kolejny mamy do czynienia z krytyką gospodarki neoliberalnej. I z fragmentaryczną, pozornie pełną chaosu formą, konsekwentnym odejściem od psychologii bohaterów i tworzeniem iluzji scenicznej, przeplatającymi sie gagami, fragmentami poważnymi i nieprzypadkowo dobranymi piosenkami. Tym razem polską współczesność artyści czytają poprzez osobę Jakuba Szeli, XIX-wiecznego chłopa walczącego o zniesienie pańszczyzny.

Demirski i Strzępka dokonują ryzykownego, acz boleśnie trafnego, zestawiania sytuacji współczesnych Polaków i chłopów pańszczyźnianych. Bohaterowie ich spektaklu pracują całymi dniami - potem butelka wina i spać. A wartość ich życia zamyka się w możliwości spłacenia ogromnego kredytu (czyli: oddania pieniędzy z powrotem systemowi). I nie ma w nich krzty potrzeby sprzeciwu.

Potrzebę buntu symbolizuje tu właśnie Szela, który swoją walkę podjął. A przecież pańszczyzna wydawał się jedyną możliwą sytuacją ekonomiczną - tak jak dziś jedyną drogą wydaje się gospodarka neoliberalna. Jednak Szela nie jest dziś chętnie przywoływanym bohaterem, bo prócz buntu uosabia wiejskość, chamstwo, alkoholizm... A przecież wszyscy jesteśmy dziś tacy europejscy i światowi, polska zaściankowość jest już nie do przyjęcia. I wraz z nią znika potrzeba buntu.

Jan Klata w przedstawieniu ze Starego teatru w Krakowie dokonuje rzeczy karkołomnej - w czterogodzinnym spektaklu streszcza wszystkie najważniejsze wątki sienkiewiczowskiej "Trylogii". Oczywiście nie mamy tu do czynienia z prostą redukcją fabuły, ale autorskim odczytaniem powieści.

Akcja "Trylogii" osadzona została w przestrzeni pełnej metalowych łóżek (szpitalu? przytułku dla bezdomnych), na których cały czas leżą aktorzy ubrani w codzienne stroje - jakieś dresy czy kapcie. W tle na ścianie wisi ogromny obraz Matki Boskiej z Jasnej Góry. Aktorzy podnoszą się tylko po to, by wcielić się w kolejnych bohaterów opowieści.

Klamrą całego przedstawienia jest mowa z pogrzebu Wołodyjowskiego, z wołaniem o prawdziwego bohatera, który obroni Rzeczpospolitą. I z ostrzeżeniem - jakże aktualnym w dzisiejszej Europie - że musimy bronić kościołów, bo wszystkie niedługo zmienią na meczety.

Podstarzali aktorzy w dresach, machający wyimaginowaną szabelką, budzą śmiech. Ale tylko przez moment. Bo co prawda Klata bezwzględnie obnaża jednowymiarowość i ksenofobię sienkiewiczowskich postaci, to świetnie zdaje sobie sprawę, że uosabiają oni jednocześnie mit polskiego bohatera: katolika i szczerego patrioty, gotowego za ideały poświęcić życie. a tego reżyser już nie wyszydza. Nieprzypadkowo w przedstawieniu pojawiają się aluzje do Powstania Warszawskiego czy zbrodni w Katyniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji