Artykuły

Między farsą a eposem

"Pan Tadeusz czyli Ostatni Zajazd na Litwie" w reż. Mikołaj Grabowskiego z Narodowego Starego Teartu w Krakowie podczas 37. Opolskich Konfrontacji Teatralnych "Klasyka Polska 2012". Pisze Dagmara Ziółkowska w serwisie Tektura Opolska.

My, czytający Polacy, mamy problem z Panem Tadeuszem! Ja mam z nim problem. Tekst traktowany jak świętość, definicja epopei wyuczona na pamięć, szkolna analiza i interpretacja drobiazgowa i hermetyczna na jedną modłę. Wielkie słowa: Ojczyzna, Patriotyzm, Nostalgia. Pospolite rzeczowniki, ale widziane zawsze w aspekcie pozytywnym. No, może poza fragmentem dotyczącym zaścianka szlacheckiego. Ale wiadomo, że służy to tylko i wyłącznie kreacji rodu Sopliców na zasadzie prostego i banalnego kontrastu. A więc nigdy inaczej, a zawsze poprawnie w duchu narodowców. Czy oby nie przesadzamy z czytaniem tej biblii romantyzmu?

Spektakl "Pan Tadeusz czyli Ostatni Zajazd na Litwie" Narodowego Starego Teatru z Krakowa w reżyserii Mikołaja Grabowskiego wystawiany w ramach XXXVII Konfrontacji Teatralnych Klasyka Polska w Opolu strącił z piedestału "kanonu lektur szkolnych" tekst Mickiewicza, dzięki czemu został on pozbawiony patyny epopei narodowej- świętej i nietykalnej, jednocześnie przewartościował myślenie o tekście-arcydziele zarówno w płaszczyźnie fabuły jak i słowa. W moim odczuciu wszystko to, co reżyser uczynił z tekstem podziałało na korzyść eposu wytrącając go z nudnego, sztampowego, szkolnego i od lat powielanego sposobu interpretacji. Nawet piękny film Wajdy, który dawno temu zrobił na mnie wielkie wrażenie, umieścił Pana Tadeusza na tej samej półce, na której stawiają go wszyscy polscy nauczyciele, nauczyciele akademiccy i historycy literatury. W rezultacie uśpiło to naszą czujność i pozwoliło zapomnieć, że Mickiewicz stworzył utwór niewyobrażalny w swej wirtuozerii słowa.

Tymczasem reżyser czyni z tekstu nową jakość. Uzyskuje to moim zdaniem dzięki kontaminacji elementów farsowych z typowym dla gatunku stylem patetycznym.

Mikołaj Grabowski włącza elementy teatru absurdu momentami rodem z dramatów Mrożka. Na przykład podczas słynnego opisu lasu, podczas którego pan Tadeusz wysławia piękno litewskich kniei i poszczególnych gatunków drzew trzymając w ręku rachityczną gałązkę jakiegoś iglastego drzewa. Nie jest to jednak prosta prześmiewczość, a raczej próba ujrzenia z dystansu czegoś, co zwykliśmy brać aż nadto serio. Wrażenie czyni zredukowanie opisywanego świata do jednego prostego elementu- owej gałęzi i jest to w pewnym sensie godzenie sprzeczności- zachwytu polemizujących bohaterów- Hrabiego z panem Tadeuszem, z tym, co widzi widz, a co go zachwytem nie napawa. Ów kontrast uderza również na linii: bogactwo leksykalne kontra uboga scenografia.

Elementy teatru absurdu, a szczególnie wykorzystanie jednego z jego istotnych środków wyrazu- farsy- dostrzegam w kreacji pary Zosia- Tadeusz. Odarci z mitu- ona- wychowana między drobiem zachowuje się i mówi jak wiejskie, proste dziewczę, on- rosły i silny żołnierz, niezbyt pilny w naukach lekko głupkowaty. Czy tak ich widział Mickiewicz? Oczywiście gatunek eposu domaga się bohaterów na miarę mitycznych herosów, ale przecież odczytywanie utworu w konwencji genologii pozbawia nas właśnie tego, co jest najbardziej pociągające- prawdy literackiej. Zosia i Tadeusz w takiej kreacji przekonują mnie znacznie bardziej niż upudrowani i przesłodzeni nieprzystający do faktycznej charakterystyki przez samego wieszcza pisanej. Być może w zamyśle Mickiewicza podczas pisania rodził się jakiś pastisz gatunku?

Rodem z teatru absurdu jest również łączenie znanych i utartych w świadomości widza scen z zupełnie innym kontekstem. Scena w karczmie Jankiela, podczas której ksiądz Robak sowicie częstuje przybyłych tabaką rozbierana jest na lekcjach języka polskiego na czynniki pierwsze: co, kto i do kogo, dlaczego, itd. Tymczasem tutaj mamy te same dialogi włożone w usta uczestników mszy świętej uświęconej w kraju świętych i miłośników świąt. Spotykają się w tym fragmencie sacrum i profanum, tyle, że już nie wiadomo, które jest którym.

Oczywiście kreacja innych bohaterów- Telimeny, Hrabiego jest również jawną kpiną, podobnie zresztą jak w literackim pierwowzorze. Świeżym powiewem jest natomiast ukazanie stosunków międzyludzkich trochę w kontekście podglądania i podsłuchiwania. Bohaterowie są komentowani przez osoby trzecie- słynna piosenka szansonistki, pt. Zosia- dzięki czemu nabieramy do nich dystansu i przyglądamy się im na nowo.

A co pozostało nam z epopei? Z całą pewnością udało się ocalić reżyserowi, mimo licznych momentów humorystycznych, podniosły nastrój. Po pierwsze za sprawą pieśni i modlitw, w które zaangażowany był cały Naród- zespół teatralny. Po drugie dzięki spinającemu klamrą kompozycyjną spektakl motywowi światła. Światło jasne i porażające, oślepiające niemożliwie a jednocześnie magnetyzujące na początku sztuki. Bohaterowie z pieśnią na ustach wychodzą ze światła w ciemność. To ludzie stwarzający ojczyznę, mający w sobie ojczyznę, poszukujący ojczyzny, wynoszą ową ojczyznę na światło dzienne albo raczej niosą światło ojczyzny w sobie ku nam po to, by w zakończeniu utworu powrócić do tego samego punktu. Ten sam punkt jednak w kontekście całego spektaklu nabiera wymiaru absolutu, jest kresem poszukiwań i powrotem do mitu, od którego wszystko się zaczęło. Jakkolwiek motyw koła czy też wiecznego powrotu lub wiecznego poszukiwania jest tu widoczny, ciężar dziania się całości spektaklu mocno zaważył na zagubieniu tego pięknego symbolu.

I o ile w informacjach na temat spektaklu możemy przeczytać: "Punktem wyjścia przygotowywanej w Starym Teatrze inscenizacji jest właśnie to nieustanne pielgrzymowanie Polaków do Polski - wyśnionej, wspaniałej, świętej, ale wciąż nieosiągalnej. Ta wędrówka pozwala na rytualne przeżywanie powrotu do źródeł wszelkiego dobra i piękna, przy wtórze żarliwych modlitw zanoszonych do nieba - czyli tej mitycznej Ojczyzny. Bohaterami spektaklu są współcześni pielgrzymi, którzy - wyśpiewując kolejne antyfony do Polski - odbywają podróż w głąb narodowej duszy" - ja nie odniosłam wrażenia, by motyw wędrówki był najważniejszym przesłaniem sztuki, choć faktycznie, podobnie jak pieśni i modlitwy stanowił dominantę kompozycyjną. Dla mnie "Pan Tadeusz" Grabowskiego to raczej próba nabrania dystansu do Polski, odczytanie wielkich słów Ojczyzna i Patriotyzm w sposób ambiwalentny, umiejętność spojrzenia krytycznego na to, co zwykliśmy ad hoc uświęcać. W tym sensie to dobry spektakl na nasze czasy, choć daleka jestem od politycznego odczytania inscenizacji. Inscenizacja Grabowskiego to również dowód na to, że czasami warto odkurzyć nasze myślenie o wielkich sprawach i świętych słowach naszego życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji