Artykuły

Polski teatr w pytaniach i odpowiedziach

O co się kłócimy i w jakich sprawach możemy się porozumieć? Podczas debaty "Co z tym teatrem?" zorganizowanej w środę w redakcji "Gazety Wyborczej" tymi pytaniami zajęli się przedstawiciele wszystkich stron sporu, jaki od lat toczy się w polskim teatrze. Relacja Joanny Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Bezpośrednim powodem do debaty była ostra reakcja środowiska teatralnego na próby ingerencji urzędników w działalność teatrów: nieprzejrzyste zasady wyłaniania dyrektorów, cięcia budżetowe, nacisk na komercjalizację scen. Założyciele powstałej przed miesiącem platformy "Teatr nie jest produktem - widz nie jest klientem" wystosowali do władz oficjalny list, w którym domagali się zmian systemowych.

W debacie minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski, prezes największego związku zawodowego twórców teatralnych ZASP Olgierd Łukaszewicz, dyrektor Instytutu Teatralnego Maciej Nowak rozmawiali z Agatą Grendą (dyrektorką departamentu kultury Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu) oraz reżyserem i dramaturgiem Bartoszem Frąckowiakiem. Nikt z panelistów nie twierdził, że reprezentuje całość grupy zawodowej czy grupy interesów, z której się wywodzi. Po raz pierwszy zajmujące się kulturą osoby z tak rożnych środowisk podzieliły się swoimi poglądami na konflikt. Na widowni we wspólnej sprawie zgromadzili się artyści rozmaitych formacji estetycznych, jak Andrzej Seweryn, Grzegorz Jarzyna, Agnieszka Glińska, twórcy teatrów offowych.

Lepsza jawna nominacja niż szemrany konkurs?

Podczas debaty zebrani dowiedzieli się, czego oczekują twórcy i co blokuje urzędników w spełnianiu tych postulatów.

Nierozstrzygnięty nadal temat "procedur wyłaniania dyrektorów teatrów" powracał w dyskusji nieustannie: czy ma to się odbywać na zasadzie konkursów, jak określa ustawa o prowadzeniu instytucji kultury? Czy lepiej jednak, by urzędnicy bezpośrednio zapraszali sprawdzonych artystów, którzy inaczej mogliby nie chcieć ryzykować weryfikacji przez konkurs?

- Znam opinię ekspertów od head huntingu, którzy na co dzień zajmują się poszukiwaniem profesjonalistów na stanowiska kierownicze - mówił Maciej Nowak. - Większość specjalistów sprawuje w tej chwili ważne funkcje w instytucjach kultury. Nie będą ryzykowali ich utraty, stając do otwartego konkursu. Lepiej, jeśli organizator zaprosi ich bezpośrednio.

Bartosz Frąckowiak twierdził, że mimo tych zastrzeżeń konkursy to jedyne rozwiązanie. Postulował też, by były one zawsze jawne, a program kandydatów - obowiązkowo prezentowany opinii publicznej. Frąckowiak zwracał uwagę na kryteria konkursów:

- W większości jest zapis, który sprawia, że żadna osoba, która nie była dyrektorem, nie może nim zostać. Kandydat musi mieć najczęściej trzyletnie doświadczenie w kierowaniu instytucją kultury. Jak ktokolwiek nowy ma to doświadczenie zdobyć? Tworzy się obieg zamknięty.

- Proszę zrozumieć perspektywę organizatorów konkursu - mówiła Agata Grenda. - Trudno powierzyć komuś bez żadnego doświadczenia prowadzenie takiej instytucji jak np. Opera Poznańska, gdzie jest kilkuset pracowników na etatach, silny związek zawodowy i kilka milionów długu.

Grenda przyznała, że niezwykle pożyteczne z jej punktu widzenia byłoby powołanie rady niezależnych ekspertów, którzy doradzaliby samorządowcom przy ustalaniu kryteriów konkursu i wyborze kandydatów.

- Nie chodzi o to, że chcemy na nich przerzucić odpowiedzialność za decyzję - mówiła dyrektorka poznańskiego DKUM. - Przeciwnie: chcemy właśnie podejmować decyzje odpowiedzialne, poparte wiedzą, a nie tylko naszymi wrażeniami ogólnymi.

Odpowiedzialność - po czyjej stronie?

Najważniejsze jednak były deklaracje, diagnozy i zapowiedzi, które wcześniej nie zostały tak dobitnie wyrażone.

Paneliści zgodzili się co do tego, że nie ma konfliktu na linii artyści - ministerstwo. Minister wyliczał, ile razy w ciągu ostatnich czterech lat bronił dyrektorów przed samorządowcami lub dokonywał interwencji finansowych.

- Interweniowałem 642 razy - mówił Bogdan Zdrojewski. - Jestem gotowy robić to dalej, krążyć po Polsce jak straż pożarna, gasić pożary tam, gdzie mogą przynieść nieodwracalne szkody. Nie mogę jednak przejąć odpowiedzialności za wszystkie instytucje, z którymi samorządy sobie nie radzą. Nie mogę unarodowić nawet tak ważnych teatrów, jak WOK Nowy Teatr czy TR Warszawa. Posypałaby się lawina podobnych oczekiwań ze strony pozostałych scen. Tymczasem ministerstwo już w tej chwili ma za dużo do nadzorowania: ponad 600 placówek, ponad 7000 decyzji rocznie, ponad 200 nowych inwestycji. I tylko niewielki zespół ludzi, by to wszystko ogarnąć.

Reżyser Zbigniew Brzoza, były dyrektor Teatru Nowego w Łodzi, przekonywał, że ten rodzaj napięcia powstał w polskim teatrze w wyniku reformy Jerzego Buzka:

- Samorządom narzucono finansowanie zadań, na które je nie stać. Nawet większe miasta, jak Łódź, nie są w stanie wystarczająco inwestować w instytucje kultury. Ten brak pieniędzy rodzi niebezpieczny mechanizm psychologiczny: w urzędnikach rodzi się potrzeba wzmożonej kontroli teatrów. Także kontroli ideologicznej.

Padały przykłady skandali z ostatnich dni i tygodni, kiedy to samorządowcy próbowali cenzurować spektakle (np. poświęconą problemom Śląska sztukę Ingmara Villqista w Bielsku-Białej).

Co można z tym zrobić?

Minister zapowiedział gotowość poprawienia znowelizowanej niedawno ustawy o działalności kulturalnej.

- Jej wielkim mankamentem jest to, że pozostaje ślepa na specyfikę pracy poszczególnych grup zawodowych, takie same warunki zatrudnienia przewiduje dla muzyków, którym służy stałość, i aktorów, którzy powinni mieć możliwość zawierania umów sezonowych.

- Na przeszkodzie zawieraniu umów sezonowych stoi brak zabezpieczenia socjalnego dla zwalnianych aktorów - zgadzali się Olgierd Łukaszewicz i Bartosz Frąckowiak. - Nic nie zmieni się w teatrze, póki nie powstanie spójny, funkcjonalny system osłon dla pracowników nieetatowych.

Łukaszewicz ogłosił, że będzie dążył do ponownego utworzenia Związku Scen Polskich, który mógłby funkcjonować jako platforma porozumienia między artystami a samorządowcami. Zachęcał też młodych aktywnych artystów do wstępowania do ZASP.

- Artyści muszą przełamać się i obejmować funkcje urzędnicze, bez tego nigdy się nie porozumiemy - dodawała Agata Grenda.

Gdzie Polska, gdzie Kraj Rad?

Podczas debaty widoczne stało się także, jak wielkim problemem jest kwestia edukacji: zarówno widzów, jak i urzędników.

- To nie problemy finansowe powstrzymują widzów przed zapełnianiem widowni teatru - przekonywał minister. - Nie kupujemy biletów, bo nie mamy takiego nawyku. Nie mamy kompetencji do uczestnictwa w kulturze. Zaległości edukacyjne są kolosalne, z trudem powoli je nadrabiamy.

O tym, że urzędnicy także muszą wiele nadrobić, jeśli chodzi o kompetencje w dziedzinie kultury, świadczy wypowiedź Marka Kraszewskiego, dyrektora biura kultury w Warszawie.

Po wysłuchaniu postulatów stworzenia platformy dialogu artyści - urzędnicy oraz grup eksperckich pytał: - Czy chcecie mieć tutaj powtórkę Kraju Rad?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji