Artykuły

"Iluzja" ma być jak dobry amerykański film

- To prawda, że spektakl opowiada o rzeczach tragicznych, ale ma on w sobie również miłość. Chciałbym opowiadać o rzeczach tragicznych w sposób jasny, świetlisty, z miłością - mówi IWAN WYRYPAJEW, rosyjski dramaturg, reżyser i scenarzysta, który reżyseruje "Iluzje" w Starym Teatrze. Premiera już w piątek

Gabriela Cagiel: Przed nami premiera "Iluzji". W informacji czytamy, że to raczej spotkanie niż spektakl.

Iwan Wyrypajew: Każdy spektakl to spotkanie widza i aktorów. Dla nas ważne jest, aby widzowie zechcieli się z nami spotkać i żebyśmy mogli postawić pytania, które dotyczą nas wszystkich. Aktor stawia przed widzem pytania, które są ważne zarówno dla samego aktora, jak i dla widza. Wydaje mi się, że suma tych pytań to właśnie ten spektakl. Moja praca jako reżysera polega na tym, aby sprawić, żeby to nie było nudne. Żeby widzowie nie żałowali, że wydali pieniądze na bilety. Dla mnie najważniejsze jest to, aby właśnie widzowie zechcieli przekazać innym, że warto zobaczyć ten spektakl.

Spotkanie ma być rozmową z widownią?

- Tylko z widownią! Z kim jeszcze można rozmawiać?

Co jest charakterystyczne dla tego spotkania?

- Tutaj nie ma postaci. Aktorzy w tym spektaklu nie grają nikogo. Oni wychodzą na scenę i opowiadają widzom historię, starając się zrobić to w sposób piękny i ciekawy. A najważniejsze jest odkrycie, po co to robią. O tym jest ten spektakl.

O czym warto dzisiaj rozmawiać? Jakie pytania zostaną postawione w "Iluzjach"?

- W tej sztuce rozmawiamy o wzajemnych relacjach pomiędzy kobietą a mężczyzną, o parach małżeńskich. O tym, jak burzą się i rozpadają różne iluzje dotyczące małżeństwa i o tym, jakie problemy pojawiają się w związku. Z drugiej strony mówimy o miłości. Poza tym te pary rozpatrujemy jako część mikrokosmosu, wszechświata, a może jakiegoś procesu kosmicznego. To powinno zaciekawić młodych, ponieważ padają pytania, z którymi oni dzisiaj dopiero się stykają i nie brakuje humoru, który im odpowiada. Ale to spektakl także dla ludzi, którzy już przeżyli jakąś część swojego życia, którzy znają swoje problemy i rozpoznają w tym spektaklu siebie i swoich znajomych. Przede wszystkim jednak jest to piękna historia melodramatyczna, która ma sens filozoficzny.

Możemy doszukiwać się tego sensu? To wspomniane współistnienie w kosmosie?

- To widz ma odkryć, na czym polega sens. Mam nadzieję, że to jest taki łatwy do odbioru spektakl, lekki temat o bardzo głębokich rzeczach.

Historie małżeńskich par są wymyślone. Dlaczego? Czy brakuje takich rzeczywistych przykładów?

- Opowiadam o dwóch amerykańskich parach. To jak dobry film amerykański. O ich relacjach, o ich miłości. To taka dobra historia amerykańska.

Historie amerykańskie często się krytykuje

- To nie do końca tak jest. Filmy amerykańskie wyświetlane u nas w Polsce czy w Rosji cieszą się dużym zainteresowaniem widzów. To na nie częściej są sprzedawane bilety.

Krzysztof Globisz, który w spektaklu współtworzy jedną z małżeńskich par, mówi, że zmierzacie w kierunku smutnego kabaretu. Czy widz odnajdzie w spektaklu tragedię?

- To prawda, że ten spektakl opowiada o rzeczach tragicznych, ale ma on w sobie również miłość. Chciałbym, żeby tak było, ponieważ spektakl jeszcze nie istnieje i to może się nie udać. Ale ja chciałbym, żeby tak się stało. Chciałbym opowiadać o rzeczach tragicznych w sposób jasny, świetlisty, z miłością. Tak, aby to było coś zachwycającego i oczywiście, aby ustrzec się od nudy.

Z drugiej strony Katarzyna Gniewkowska przyznaje, że praca przy spektaklu pozwoliła jej odzyskać wiarę w piękno świata. Czy widzowie też mogą liczyć na przywrócenie takiej wiary?

- Trudno powiedzieć. Nie mogę mówić, że spektakl przywróci ludziom piękno. To zbyt wielkie zadanie i nie stawiamy przed sobą takiego celu. Mamy nadzieję, że w spektaklu będzie dużo piękna. Dla mnie najważniejsze jest spełnienie trzech celów - żeby wszystkie bilety były wyprzedane; żeby aktorzy czuli satysfakcję z tego, co grają, i żeby to, co jest napisane w sztuce, trafiło do widza. Te trzy rzeczy są do zrobienia. Ale w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, że uda mi się je zrealizować, ale bardzo mi na tym zależy. Na tym polega moja praca.

Jacek Uglik określa pana jako poetę dramaturgii. Jak pan się z tym czuje?

- Ja nie piszę wierszy, ale moje teksty mają pewną bazę poetycką. Myślę, że to określenie dotyczy poetyckiego rytmu, którym operuję, pisząc swoje sztuki.

A jak przebiega pana praca w Krakowie?

- Bardzo dobrze. Bardzo podoba mi się to miasto, teatr i aktorzy. Jest wiele rzeczy, których mogę się nauczyć w tej pracy, ale to nie daje gwarancji powodzenia spektaklu, który jest bardzo trudny. Warunki, w których pracuję, mi odpowiadają, ale w ogóle nie podoba mi się obecny system teatralny w Rosji i w Polsce. Jednak to temat na osobną rozmowę.

Czy w przyszłości planuje pan dalej wystawiać sztuki w Krakowie?

- Bardzo bym chciał, ale to jest uzależnione od różnych czynników. Na pewno rozważyłbym taką propozycję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji