Artykuły

Gorąca debata o teatrze

Dyrektor z konkursu czy mianowany? Jaki teatr zasługuje na publiczne pieniądze? Co z socjalem dla artystów? - te i inne pytania padały wczoraj podczas emocjonującej debaty "Co z tym teatrem?" w Gazecie Wyborczej.

- Panie ministrze, zamierzam zwolnić dyrektora teatru. Czy ma pan coś przeciwko? - Proszę robić, jak pan uważa. Jeśli to dobry dyrektor, będę protestował. Jeśli zły - poprę taką decyzję. - Tylko panie ministrze, proszę się nie zdziwić, bo ja go zwolnię tak niby "pana rękami", a w mediach będę go bronił. Taka absurdalna rozmowa telefoniczna odbyła się naprawdę i to nieraz. Przytoczył ją minister Bogdan Zdrojewski jako przykład głęboko patologicznych, niejasnych relacji na linii samorząd - dyrektorzy teatrów. Że te relacje powinny być jasne, co do tego na szczęście wszyscy się na Czerskiej zgodzili.

Od razu nasunęły się przykłady z Bielska-Białej, gdzie prezydent miasta interweniował niezadowolony ze spektaklu "Miłość w Koenigshuette" Ingmara Villqista; czy z Zabrza, gdzie przedstawiciele samorządu zapragnęli ocenzurować przedstawienie "Nieskończona historia" w reżyserii Uli Kijak.

- Urzędnicy zatrudniają dyrektora teatru zawierając z nim kontrakt i tutaj ich zadanie się kończy, nie wyobrażam sobie, żebyśmy godzili się na to, aby mogli oni uzurpować sobie prawo do wpływania na repertuar i inne decyzje artystyczne - komentowała Agata Grenda.

Dyrektor z konkursu czy mianowany?

To pytanie zdecydowanie najbardziej rozgrzewało emocje. Nowelizacja ustawy o działalności kulturalnej praktycznie wyklucza inny sposób wyłaniania dyrektorów teatrów niż konkurs. Mianowanie przez urzędników będzie możliwe jedynie w wyjątkowych przypadkach. Opinie w tej kwestii w środowisku są natomiast skrajnie podzielone.

- Zaproszono mnie do konkursu na dyrektora Teatru Nowego w Łodzi - opowiadał Olgierd Łukaszewicz. - Mówili, że jestem zbawieniem dla tej instytucji, że jestem tam bardzo potrzebny i stanięcie przed komisją konkursową to tylko konieczna procedura. A przed komisją okazało się, że nikt nie jest poważnie zainteresowany moją propozycją.

- To ja wygrałem ten konkurs i to był niemal cud, ponieważ był on wcześniej ustawiony pod pana - padł z sali głos reżysera Zbigniewa Brzozy. - Gdyby tak było, to bym wygrał - oponował Łukaszewicz.

- Konkursy nie mają sensu - ciągnął Brzoza. - Ponieważ zazwyczaj obowiązuje zasada "Dobra komisja to nasza komisja". Dodatkowo dyrektor wybrany w drodze konkursu nie jest "swój" dla samorządowców, nie mianowali go, więc odpowiedzialność za jego powołanie jest rozmyta i nie pomaga mu się tak w pracy.

Ta wymiana zdań świetnie ukazuje problemy związane z wyłanianiem dyrektorów. Po pierwsze, czy twórcy z pierwszej ligi będą chcieli w ogóle do konkursów stawać?

- Tacy zazwyczaj mają już pracęi trudno im narażać dotychczasową pozycję zawodową dla niepewnego przecież wyniku - mówił Maciej Nowak.

Po drugie: jak zrobić, żeby konkursy oczyścić z zarzutów "ustawianych"? Tu jedną z propozycji jest podawanie do publicznej wiadomości kryteriów wyboru i prezentowanych przez kandydatów propozycji.

Paradoksem jest to, że wielu ludzi teatru zgadza się, że czasem mianowanie dyrektora wychodzi danej instytucji na lepsze.

- Warszawski Teatr na Woli pod kierownictwem dyrektora wyłonionego na drodze konkursu przeżył zapaść i dopiero zmiana szefa na mianowanego Tadeusza Słobodzianka sprawiła, że miejsce to jest znów na wysokim artystycznym poziomie, fascynuje publiczność i krytyków - mówił Maciej Nowak.

Jakie zmiany potrzebne?

Socjal dla artystów to jeden z podstawowych postulatów, jakie pojawiły się na debacie.

- Sytuacja wielu ludzi teatru, którzy pracowali w latach 60., 70. i 80. jest tragiczna - mówił minister Zdrojewski. - Mają tak niskie emerytury, że właściwie zmuszeni są liczyć na pomoc i wielu z nich ministerstwo taką pomoc oferuje.

- Chcemy bardziej elastycznych form zatrudnienia w teatrze - mówił Bartosz Frąckowiak. - Ale równocześnie z ich wprowadzaniem należy wprowadzić zabezpieczenia socjalne dla artystów, którzy po skończonym sezonie teatralnym mogą zostać czasowo bez pracy.

Minister Zdrojewski przyznał, że etaty to duże obciążenie finansowe dla teatrów, w tym sensie, ze muszą latami utrzymywać np. śpiewaka, który stracił głos, a trudno go zwolnić, czy wręcz sąd pracy przywraca go na etat, argumentując, że być może kiedyś ten głos odzyska.

Etaty to też problem artystyczny: artyści często muszą pracować w danym gronie, ponieważ akurat są na etacie w danym teatrze, a nie w takim, które byłoby najlepsze dla sztuki.

Jak zrobić, żeby nie obciążać teatrów kosztami zbędnych etatów, dać twórcom dużą wolność artystyczną, a jednocześnie zapewnić im warunki socjalne, ubezpieczenie, godną emeryturę? To wciąż wyzwanie.

Jaki teatr zasługuje na publiczne pieniądze? To też pytanie, na które trudno znaleźć zgodną odpowiedź.

- Jeden teatr jest oblegany przez szkolne wycieczki, dzieciaki są zachwycone i instytucja przynosi zysk. Jednocześnie nie wzbudza on jakiegoś entuzjazmu krytyków. Drugi - wzbudza taki entuzjazm, ale dyrektor pozostaje od trzech lat w konflikcie na noże z zespołem, który jest tą sytuacją wykończony. To przykłady z życia - opowiadała Agata Grenda. - I który teatr jest dobry i zasługuje na najwięcej pieniędzy od samorządu? Sama się w tym czasem gubię.

Niektórzy, jak Frąckowiak, uważają, że teatr o lekkim repertuarze powinien radzić sobie na wolnym rynku.

Minister Zdrojewski jest sceptyczny: - Spytano niedawno znanego muzyka, czy jego utwory są poważne czy popularne. "A na czym polega ten podział" - odpowiedział muzyk.

Debatowali minister kultury Bogdan Zdrojewski, prezes ZASP Olgierd Łukaszewicz, Maciej Nowak z Instytutu Teatralnego, reżyser Bartosz Frąckowiak i Agata Grenda, dyrektor Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji