Artykuły

Wykorzystani przez Szekspira

"Król Ryszard III" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pisze Agata Wlazło w Teatraliach.

Przy wystawianiu tekstu Szekspira mogą zdarzyć się tylko dwie rzeczy. Można wykorzystać go, by powiedzieć coś nowego (jak na przykład robi to Warlikowski w "Opowieściach afrykańskich"), albo dać się wykorzystać, a co za tym idzie - pozwolić dramaturgowi przemówić. Przemowa ta zawsze jest taka sama, zmienia się tylko otoczenie, w którym zostaje wygłoszona.

Szekspirowskie kroniki historyczne to wyzwanie dla każdego reżysera. Przede wszystkim są po prostu za długie. Najwierniejsza inscenizacja "Ryszarda III" (BBC) trwa niemal cztery godziny. To oczywiste, że żaden teatr na taką czasową rozpustę sobie nie pozwoli. Grzegorz Wiśniewski zdecydował się więc skrócić dzieje angielskiego króla. Na łódzkiej scenie nie zobaczymy upadku Ryszarda III, nie usłyszymy też słynnego zdania "królestwo za konia". Zobaczymy za to stopniowe pięcie się człowieka ku najwyższej państwowej funkcji.

Drugą "wadą" tego typu utworów jest paradoksalnie fakt, że są one historyczne. Jeżeli zatem reżyser zachowuje imiona postaci i sytuację dramatyczną, należałoby publiczność odrobinę w temat wprowadzić. Mimo pewnych uniwersalnych kwestii, które pojawiają się w tekście, widz, który Wojny Dwóch Róż nie kojarzy, może poczuć się odrobinę zagubiony. Dlatego zamiast po raz dziesiąty umieszczać w programie wiersz Różewicza, może warto byłoby zawrzeć tam kilka istotnych informacji, które posłużą za swoisty wstęp? Nadmiar wiedzy jeszcze nikomu nie zaszkodził, a dział literacki miałby większe pole do popisu.

Gdyby chcieć krótko powiedzieć, o co właściwie chodzi w "Królu Ryszardzie III", każdy choć odrobinę w temacie zorientowany powie, że o zło. Szekspir wybitnie upodobał sobie ten temat, interesowało go zwłaszcza, w jaki sposób zło w człowieku się rodzi i w jakich okolicznościach się przeobraża. I to właśnie zobaczymy na scenie. Ryszard (Marek Kałużyński) przepoczwarzy się na naszych oczach. Z minuty na minutę będzie coraz śmielszy, coraz pewniejszy, coraz gorszy, bo - jak sam powie - musi być zły, dopóki nie stanie się najlepszy.

Wiśniewski idzie z dramaturgiem na kompromis. Postacie mówią językiem oryginału, ale ubrane są we współczesność. Dostojnicy państwowi przywdziewają garnitury, księżne - modne suknie, a zakapturzeni mordercy przerywają palenie papierosów wciąganiem kokainy. Reżyser wytrąci też bohaterom miecze z dłoni, dając im w zamian... paralizatory. Co ciekawe, to dzieło nowoczesnej techniki będzie przysługiwało tylko najwyżej postawionym. Ryszard nie splami sobie rąk krwią. Będzie miał od tego paralizator i ludzi - morderców - którzy używać będą noży.

Kiedy zaczyna się akcja dramatu, książę Walii i Henryk VI już nie żyją. W tej inscenizacji zobaczymy, jak zostali oni zamordowani. Będą to jedyne mordy, w których bezpośrednio weźmie udział Ryszard. Potem będzie już tylko wydawał rozkazy, dopóki nie przyjdzie czas na pozbycie się tych, którzy te rozkazy wykonują. Postać najwierniejszego z królewskich sług prezentuje się bardzo ciekawie. Tyrrel (Tomasz Schuchardt), bo o nim mowa, jest kompilacją kilku szekspirowskich postaci. Wyrzuty sumienia czynią go najdziwniejszym z morderców. Szczególnie poruszająca będzie scena, w której zabije Lady Annę (Justyna Wasilewska). Chwilę po jej śmierci padnie obok martwy, niczym jej kochanek. W tym miejscu trzeba skierować myśli ku postaciom kobiecym, które są fundamentem spektaklu. Małgorzata (Matylda Paszczenko), Elżbieta (Milena Lisiecka) i Księżna (Zofia Uzelac) nie są tłem prezentowanych wydarzeń. To w nich swoje emocjonalne odbicie znajdą mordy dokonane z zimną krwią.

Najbardziej innowacyjna jest scena, w której tłum (w tej roli publiczność) ma przekonać Ryszarda do wstąpienia na tron Anglii. Oto wniesiona zostaje mała dziewczynka w białej sukience, która wręcza przyszłemu władcy bukiet kwiatów i recytuje z pamięci wierszyk na jego cześć. Ten zwyczaj ewidentnie kojarzy się z witaniem I sekretarza w czasach PRL-u. Obecnie w ten sposób bywają witani dostojnicy kościelni, rzadziej politycy. Kiedy zdarzyło się to Jarosławowi Kaczyńskiemu, media nie zostawiły na nim suchej nitki (co najlepiej świadczy o stosunku Polaków do tego "rytuału"). To zwyczaj sztuczny, wymuszony, mający na celu zachowanie pozorów. W tej scenie Buckingham (Michał Staszczak) okaże się specjalistą od PR-u. To on rozrusza tłum, to on wręczy każdemu z przybyłych chorągiewkę, którą należy machać na cześć króla.

Scenografia prezentuje się wyjątkowo skromnie - to przede wszystkim piramida schodów i czarny stół. Symbolika pierwszego elementu jest dość oczywista, natomiast znaczenie drugiego odsyła do "Zmierzchu Bogów", który Wiśniewski realizował w Teatrze Wybrzeże. Nie da się ukryć, że obie inscenizacje mają pewien wspólny mianownik - pokazują, jak w człowieku rodzi się zło. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że scenografia w przypadku "Króla Ryszarda III" nie wynikała z artystycznej wizji, ale... z braku środków.

Jestem przekonana, że gdyby zatkać widzom uszy, na poziomie emocjonalnym doskonale zrozumieliby ten spektakl. To zasługa obsady. Sam reżyser nie powiedział Szekspirem więcej niż Szekspir. Może taki był zamysł, a może warto pomyśleć o bardziej współczesnym tekście?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji