Artykuły

Linda jak von Trier, czyli "Melancholia" na Uralu

"Merylin Mongoł" w reż. Bogusława Lindy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Tego końca świata nie nakręci Lars von Trier. Nie będzie zwolnionych ujęć w wypielęgnowanym ogrodzie, a siostry Olga (Olga Sarzyńska) i Ina (Agata Kulesza) nie będą zapijać swoich lęków alkoholami równie ekskluzywnymi, co Kirsten Dunst i Charlotte Gainsbourg w "Melancholii". Co gorsza - żadna zabłąkana planeta nie rozwali na końcu parszywej kamienicy, w której zdesperowane kobiety dzień w dzień celebrują zbliżającą się zagładę ludzkości. Bohaterki "Merylin Mongoł", jednego z najpopularniejszych tekstów współczesnej literatury rosyjskiej, żyją banalniej niż w telenoweli, żałośniej niż w interwencyjnym reportażu społecznym. Nie mają też szans, by efektownie zginąć.

Ich depresja, która dla von Triera byłaby wyrafinowanym stanem metafizycznym dla ludzi wzniosłych duchem, w sztuce Nikołaja Kolady wynika z geografii i meteorologii. Okna mieszkania Olgi (vel. Merylin Mongoł) wychodzą na dwie strony świata. Z jednej strony mieszczą się zakłady mięsne, z drugiej - koksownia. Niezależnie, skąd zawieje wiatr, każdy oddech staje się dowodem na nieistnienie Boga. Dobiegająca trzydziestki Olga większość energii życiowej marnuje na walkę z mdłościami. Na pracę sił jej już nie starcza. Całymi dniami snuje się więc po nędznym mieszkanku, czekając na cud lub katastrofę. Zamiast jeźdźców apokalipsy do jej drzwi pukają jednak wyłącznie tchórze i brutale. Znudzony ciężarną żoną sąsiad (Marcin Dorociński) wpada do niej regularnie, by się "bezpańska dziewczyna nie marnowała". Czasem rajstopy obieca, częściej wytarga dla porządku. Merylin nie próbuje być dla niego niczym więcej niż samiczką. Pręży się, wachluje połami luźno przewiązanego szlafroka.

Co innego Alosza (Dariusz Wnuk), wykształcony lokator "z miasta". Przy nim Olga nie tylko bez trudu potrafi przyjąć każdą wyrafinowaną pozę. Przy nim jest poetką, wróżką i Kasandrą dręczoną przez mistyczne wizje i marzenia.

Kolada przeniósł w scenerię robotniczego miasteczka na Uralu łatwe do rozpoznania motywy z Czechowa i Dostojewskiego - kronikarzy rosyjskiego poczucia winy, krzywdy i niemożności. Przyjmująca kolejnych mężczyzn Olga pozostanie więc świętą dziwką. Ina - siostrą wiecznie czekającą, aż ktoś zabierze ją do Moskwy, Petersburga czy gdziekolwiek.

Agata Kulesza gra pyskatą brzydulę ze swobodą i umiarem. Dzięki czemu spektakl nie zmienia się w widowisko "scen kilka z życia pijaków, z którymi nie mamy nic wspólnego". Głośna, wulgarna i roszczeniowa, a jednak nie traci kruchości. Nawet gdy ma na sobie niewiele poza kabaretkami i kusym topem, wygląda jak objuczona przygniatającym ładunkiem, który zaraz zwali ją z nóg.

Napisanyjuż ponad 20 lat temu dramat Kolady był jednym z pierwszych głosów o życiu na współczesnej rosyjskiej prowincji, który przedarł się do świata. Oprócz reporterskiej wrażliwości i świetnie napisanych dialogów wyróżnia się czymś jeszcze. Kolada zawarł w nim całą swoją niechęć do literatury mającej społeczne ambicje. Chcecie zbawiać świat książkami i pięknymi słowami? Myślicie, że sztuka zaangażowana jest w stanie wyciągnąć kogokolwiek z biedy czy pijaństwa? To popatrzcie tylko.

W spektaklu Bogusława Lindy ten pogląd potraktowany został na poważnie. Żadna z postaci nie budzi takiej antypatii i nie wyrządza tylu szkód co mający ambicje misjonarza Alosza. Ten akt niewiary w sztukę społeczną, powtórzony za Rosjanami, nie ma już takiej siły prowokacji ani oskarżenia. Ale spektakl Lindy to okazja, by użalić się nad losem nieszczęsnych bohaterów, którym aktorzy (zwłaszcza Kulesza i Sarzyńska) nadali głębokie, ludzkie rysy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji