Artykuły

Dokąd zmierzamy? Co dalej z Rewolucją?

Gdy już pozbędziemy się wszystkich tych walczących o stołki przereklamowanych, skandalizujących rewolucjonistów, a sceny zamienimy na boiska cały ten barwny zgiełk kontrrewolucyjny, ci, co są wzorem prezydenta za a nawet przeciw, zamarzą o własnej tęczowej trybunie - pisze Michał Centkowski w felietonie dla e-teatru.

Zainspirowany posłyszanymi szeptami i krzykami kontrrewolucjonistów wszelakich dopadła mnie wątpliwość,że może istotnie nie idzie w tym wszystkim o rzeczone "szczęście publiczne", by posłużyć się pojęciem Jeffersona.

Hanna Arendt pisała kiedyś o warunkach, jakie spełnić musi proces rewolucyjny, by można go uznać za udany. Snując refleksję o rewolucji amerykańskiej, doszła do wniosku, iż warunkiem sukcesu tegoż procesu jest stworzenie czy tez wygenerowanie trwałej struktury,ruchu rewolucyjnego, kontestatorskie jest stworzenie organizmu, struktury stałej, zdolnej, jak ujęła to Arendt do przeciwstawienia się wiekom.

Zatem by akcja zainicjowana jako sprzeciw wobec dorżnięciu artystycznego teatru, zakończyła się Happy Endem,zapewne musiałaby wygenerować przynajmniej nową ustawę dotycząca życia teatralnego w tym kraju. Szczęśliwie takie postulaty sformułowano. Cóż z nich wyniknie, zobaczymy.

Cień podejrzenia na temat barokowego nieomal rozpasania, nieustannego karnawału za publiczne pieniądze, słowem, cień podejrzenia o Wersal pozostał. W chwilę później szczęśliwie (lub nie)zniknął równie szybko, jak się pojawił. Gdy po raz kolejny okazało się, że najlepsi reżyserzy jednej z najlepszych scen w tym kraju muszą walczyć o każdy procent (i tak nędznej, rok rocznie obniżanej, zapewne celem przeznaczenia jej na kolejne boisko ) dotacji władz miasta. A gdyby nie koprodukcje i zagraniczny kapitał, zapewne w tym kraju nie zrobiliby już żadnego spektaklu.

Niektórym jastrzębiom neoliberalnej polityki kulturalnej polskiej zapewne wciąż mylą się pewne pojęcia. To, że Jarzyna czy Warlikowski to towary czy tez marki eksportowe nie znaczy, że należy ich raz na zawsze wyeksportować do Francji czy Niemiec, by tam realizowali swoje projekty, gdy już ostatnią wartościową scenę Stolicy zamienimy w "Orlika". Wspomniani Panowie i tak mają sporo szczęścia, zapewne wylądowaliby na mitycznym Zachodzie.

Dalece bardziej martwi mnie los Krystiana Lupa wraz z Teatrem Dramatycznym, który to teatr, jak nieustannie podkreśla, pewien miły, acz nieco sfrustrowany pan, doprowadził swoim rozchełstaniem i niekończącymi się próbami na skraj bankructwa. Jego bowiem wielu, szczególnie tych najboleśniej ślepotą wobec współczesności dotkniętych wyeksportowałoby zapewne w znacznie odleglejsze rejony, najchętniej na tamtą stronę lustra.

I myślę sobie, że gdy już pozbędziemy się wszystkich tych walczących o stołki przereklamowanych, skandalizujących rewolucjonistów, a sceny zamienimy na boiska cały ten barwny zgiełk kontrrewolucyjny, ci, co są wzorem prezydenta za a nawet przeciw, zamarzą o własnej tęczowej trybunie; tej samej o którą dziś, niezależnie od pochodzenia, ni szablą nic cepem walczyć nie mają ochoty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji