Artykuły

Święci z mojego osiedla

"Wszyscy święci" w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Michalina Łubecka w serwisie Teatr dla Was.

Z takim starym za życia mnie świętą ogłoszą! - wykrzykuje na klatce schodowej sąsiadka. Jej mąż - pijaczyna znów awanturował się, budząc mieszkańców bloku i przynosząc wstyd rodzinie. Błogosławieni byliby inni - matka samotnie wychowująca córkę z zespołem Downa albo rówieśnik, którego narzeczona puściła się na zagranicznej wycieczce z Kenijczykiem, a on małego mulata wychowuje jak swoje z nadzieją, że nikt się nie pozna. Peleton w wyścigu na ołtarze zamykałaby starsza pani biegająca to na nabożeństwo, to do spółdzielni - z anonimowymi donosami na sąsiadów.

Bydgoscy "Wszyscy święci" duetu Jarosław Jakubowski/Wojciech Faruga to właśnie wycinek jednego z takich jak moje osiedli, takiej klatki schodowej, piętra, mieszkania. Scenografia Agaty Skwarczyńskiej pozwala spojrzeć na trzy pomieszczenia - gabinet, pokój i kuchnię - niczym na trójnawowy kościół albo domek dla lalek - urządzony z dbałością o najmniejszy drobiazg (jest tu i słoik po Cremonie, ale i tradycyjne albumy na zdjęcia, zmarnowany kwiatek w plastikowej doniczce, wytarty stołek w gabinecie lekarskim czy obskurna meblościanka); pomieszczenia wypełniają ożywające postaci - pewnie bardziej za sprawą boskiego planu niż za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Bez Boga się tu bowiem nie może obejść. Pretekstem do opowieści o ludziach jest właśnie On.

Każdy przeżywa tu swoje dramaty - psychiatra (Roland Nowak) sam siebie uleczyć nie potrafi i choć dla swoich pacjentów jest ostoją spokoju, emocje pękają na widok księdza (Mateusz Łasowski - bardzo sugestywny szczególnie podczas kazania; przepełniony dawką ironii początkowy fragment świetnie oddaje umiejętność obserwacji świata - tak w wydaniu Łasowskiego jak i Jakubowskiego), któremu pod wpływem chwili postanawia się wyspowiadać. Jego żona (Małgorzata Trofimiuk - żywioł!) przepełniona żalem i samotnością po raz kolejny targa się na swoje życie. Ich córka (niezawodnie rewelacyjna Małgorzata Łaska w świetnie napisanej, błyskotliwej roli - szczególne brawa dla autorów) krąży między bydgoskimi kościołami, kolekcjonując hostie - dziewczyna przyjmuje je, ale nie połyka - to dopiero sztuka! Chwali się potem zdobyczami z kolejnych parafii przed internetową kamerką. Między recenzją lakieru do paznokci kupionego na promocji w drogerii i tego wypatrzonego w pobliskim kiosku pokazuje opłatek z Chrystusa Króla i od świętego Michała Kozala. Oglądalność skacze.

Syn (Jakub Ulewicz - nieprzeciętny!) trwa pomiędzy umierającą matką (wspaniała Alicja Mozga - to dopiero siła, zdecydowanie - głosu, charakteru i przekazu - żałować można jedynie, że rzadko pojawia się na naszej scenie w tak wyrazistych rolach), której na zawołanie zmienia pieluchy a marudnym ojcem (Jerzy Pożarowski), który potrafi prawić mu tylko o butach na pielgrzymkę. W Boga specjalnie nie wierzy. Wie, że większym problemem niż zło na świecie jest gówno. Ono więc zaprząta jego myśli.

Tylko Rekonstruktor (Marian Jaskulski - przerażająco przekonujący) sprawia wrażenie szalonego fascynata, który analizuje nie tylko Mękę Chrystusa ale i żywot świętych męczenników, krzyżując się na kuchennym stole i zwożąc do domu święte figury. Na koniec znów ksiądz, za którym parafianie specjalnie nie przepadają - ojciec nieznany, matka - kurwa, trener-pedofil, on sam - nawrócony w więziennej celi, ale ciągle poszukujący nie mniej niż jego owieczki.

Każdy z nich jest męczennikiem - tak prowadzi swoje życie, że składa się ono z mniejszego lub większego cierpienia. Ale czy któryś jest święty? Na pewno ma swoje atrybuty (świetna scena finałowa): lakierowana córa Internetu - suszarkę do grzybów, w której osusza hostie - wszak nie można cały dzień wytrzymać o suchym pysku. Święta Matka Polka - różaniec i książeczkę do nabożeństwa, które chciałaby mieć w trumnie i które całuje, mówiąc, że - a pewnie! - myślała, by syna z okna wyrzucić. Tacy święci naszych czasów - nijacy. Tacy święci, jaka nasza i ich wiara - nijaka.

"Wszyscy święci" to spektakl, który ma trzy mocne elementy: tekst, scenografię i aktorów, którzy pierwszym potrafią wypełnić to drugie. Drażni trochę łatwe przejście w komizm rodem z telewizyjnych kabaretonów - szczególnie w przypadku roli Trofimiuk i Mozgi. Scena łaszenia się do pacjenta i scena ustawiania do porządku męża oraz syna nie wnoszą nic nowego. Panie grają jednak tak doskonale, że sceny z ich udziałem są wartością samą w sobie. Świetne są wszystkie - momentami dramatyczne, chwilami zwyczajnie nijakie postaci, które po prostu są. Odgrywają przed nami współczesne misterium. O tym, jak prawdziwy jest to świat świadczą reakcje publiczności: święte oburzenie na widok hostii, śmiech z praktycznego podejścia do śmierci. Świetnie, że nie ma tu łatwych rozwiązań, mądrości, wybaczeń i ręki, która nagle ustawia postaci w nieco szczęśliwszych kombinacjach. Zostawiamy tych bohaterów w takim stanie, w jakim ich zastaliśmy - na dalekim etapie do świętości, ale też na dalekim etapie bolesnego człowieczeństwa. Jest dla nich jakiś ratunek? Zdrowaśka za nich wszystkich na pewno nie zaszkodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji