Artykuły

Otello wysokiej próby

"Otello" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"Otello" w Operze Wrocławskiej. O sukcesie produkcji Michała Znanieckiego decyduje poziom wykonania. Co będzie, kiedy gościnnie występujących wybitnych solistów zastąpią po premierze wrocławscy etatowcy?

Odpowiedź na powyższe pytanie jest oczywista: musi być lepiej niż dobrze, wrocławianie muszą dać z siebie wszystko i śpiewać tak, jakby śpiewali w MET albo Covent Garden - inaczej spektakl nie będzie miał racji bytu, stanie się jednym z wielu porządnie zrealizowanych, ale niczym się niewyróżniających widowisk, o którym będzie tym ciszej, im głośniej będzie się mówiło o jakiejkolwiek operowej superprodukcji w plenerze.

Z drugiej jednak strony... Kto przed czterema lary wymarzł i wynudził się na plenerowym "Otellu" w reżyserii Znanieckiego (ponad 20 tys. widzów), ten właśnie doczekał się porządnej rekompensaty. "Otella" w gmachu Opery Wrocławskiej różni od tego na Wyspie Piaskowej niemal wszystko. To zupełnie nowy spektakl, w którym nic nie odwraca uwagi od muzyki, a teatralna machina użyta została z godną podziwu powściągliwością. Reżyser prowadzi akcję jak po sznurku, tak by wszystko było całkiem oczywiste, nawet dla tych, którzy historii weneckiego namiestnika na Cyprze jakimś cudem nie znają.

Po powrocie z wojny przeciwko Turkom Otello pada ofiarą intrygi oficera, którego pominął przy awansie. Jagon plan zemsty realizuje z nadzwyczajną łatwością, używając do tego ludzi i przedmiotów, a Maur, może i wojenny geniusz, za to inteligencji emocjonalnej ewidentnie pozbawiony, szybko traci resztki rozumu. W skrócie według nieocenionego Stanisława Barańczaka:

Tło:gondole i doże.

Centrum uwagi:loże.

Wąż: Jago. Mąż: "Ja go!..."

Duszona: Zona.

Finał: obsada kona

Pod względem wizualnej urody, jak zwykle w inscenizacjach Znanieckiego, który nie tylko reżyseruje, lecz także projektuje dekoracje i kostiumy, rzecz jest wysokiej próby. Pomysł na wojskową i cywilną garderobę Znaniecki znalazł w modzie z czasów mniej więcej I wojny światowej, dosłownie przywołał też element wenecki (upiorne maski), wszystko zaś rozegrał w skromnie

Spektakl zachwyca nie tylko pod względem muzycznym, ale też od strony wizualnej wyposażonej w rekwizyty pudełkowej przestrzeni, od czasu do czasu urozmaiconej efektowną grą cieni i świateł oraz rozumnym wykorzystaniem zmieniających się poziomów sceny.

Wątek opętanego zazdrością Otella rozgrywa się bez niespodzianek, konwencjonalnie od początku do końca, w potężnym przerysowaniu, a dramaturgicznym kręgosłupem spektaklu jest oczywiście intryga Jagona - postaci ustawionej przez Znanieckiego trochę na wzór Miltonowskiego Szatana. Jagon szuka usprawiedliwienia dla czynionych przez siebie niegodziwości (zło to nic innegojak element Boskiego planu) i ulegając złudzeniu własnej mocy, pada ofiarą samego siebie, odrzucony i znienawidzony przez wszystkich, nie osiągnąwszy, poza zbrodnią, żadnego celu. Jest u Znanieckiego bardzo efektowna scena z Jagonem upozowanym na ukrzyżowanego Chrystusa - nie mam tylko pewności, czy reżyserowi chodziło o podkreślenie urojeń arcyłotra dotyczącychjego roli w dziejach świata, czy może raczej o bardziej ogólną refleksję, że są na świecie ludzie z natury i bezinteresownie źli, i bardziej niż się ich bać, trzeba im po prostu współczuć.

Znaniecki ponad własną interpretację i natłok efektownych pomysłów pokornie stawia na to, co w operze mimo wszystko pozostaje wartością najistotniejszą - na muzykę mianowicie. Ceną bezkolizyjnej pobłażliwości wobec konwencji, trzeba przyznać, bywają sceny mało przekonujące lub wręcz niezamierzenie zabawne, a także daleko idące ustępstwa wobec wykonawców, o których reżyser wie, że są przede wszystkim śpiewakami i że wymaganie od nich pełnego niuansów aktorstwa nie miałoby większego sensu. Gwiazdami premierowego spektaklu byli Włosi: fenomenalny Antonello Palombi (Otello), z którego sztywnych min i póz można by się tylko śmiać, gdyby nie głos, potężny jak sztormowe fale u wybrzeży Cypru, i Vittorio Vitelli (Jagon), aktorsko minimalnie bardziej elastyczny, a wokalnie prezentujący tę samą światową klasę. Nieszczęsną Desdemonąbyła Izabela Matula - urzekająca i w miłosnym duecie, i w przedśmiertnej modlitwie. Wrocławskim solistom Giuseppe Verdi nie zostawił wielkiego pola do popisu, siłą rzeczy byli tylko tłem, i z zadania wywiązali się bez wpadki. Wspaniałą robotę wykonał za to chór, zwłaszcza w otwierającej przedstawienie scenie oczekiwania na powrót Otella z wojny i nieco późniejszej fatalnej w skutkach biesiady. No i orkiestra! Muzyka Verdiego od lat jest miłością szefowej opery we Wrocławiu, ale dopiero teraz miałem wrażenie, że Ewie Michnik udało się wspólnie z instrumentalistami wypracować poziom godny europejskiego teatru operowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji