Artykuły

Świętych wy - obcowanie

"Wszyscy święci" w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Katarzyna Bogucka w Expressie Bydgoskim.

Nie, to nie byli wszyscy święci, ale na pewno ci bliscy, których zmaganie z własnymi demonami boli najmocniej. Chciałoby się czasem jednemu czy drugiemu rozwalić łeb, ale zamiast tego zabija się siebie. Jak? Opowiada o tym najnowsza sztuka w Teatrze Polskim.

Na kozetce

Wściekłość i żal najczęściej układa się dziś na kozetce. Skąd mamy wiedzieć, że psychiatra (Roland Nowak) sam jest udręczony psychicznie? A jego żona, pielęgniarka? To kobieta obłąkana z samotności (Małgorzata Trofimiuk). Chce ze sobą skończyć na różne sposoby. Bez powodzenia. Nawet ksiądz (Mateusz Łasowski) nie jest wolny od szaleństwa, z tym że on nie może liczyć nawet na psychiatrę, który na widok sutanny przestaje być chłodnym władcą recept i pieczątek, a zamienia się w sfrustrowanego penitenta rozpaczliwie skrobiącego ścianki konfesjonału. W tym świcie syn (Jakub Ulewicz) nie ma oparcia w ojcu (Jerzy Poża-rowski), który emocje wyraża waląc w wielki bęben, ani w matce-potworze (Alicja Mozga, genialna), która z łoża śmierci powstanie, by na koniec swoim panom dokopać. Za ścianą starzejący się mężczyzna (Marian Jaskulski) nawiedzonym głosem analizuje Mękę Pańską, krzyżuje się na kuchennym stole... Jest jeszcze dziewczyna (Magdalena Łaska), internetowa gwiazda lakierów do paznokci, która od dnia pierwszej komunii nie połyka hostii, tylko ukradkiem je wyciąga i kataloguje w albumach.

Z którą postacią utożsamiacie się Państwo? Na którym etapie wiary - niewiary, cierpienia, ateizmu, fanatyzmu jesteście? Po spektaklu zadałam kilku osobom pytanie, dlaczego w przedstawieniu nie ma normalnego katolika, a co więcej, normalnego człowieka. Usłyszałam, że już nie ma normalnych ludzi, a jeśli ktoś chce mówić o sobie albo o wierze, to musi być radykalny (a może i fundamentalny!), inaczej nikt go nie usłyszy, choćby walił w największy bęben.

Trudna konfrontacja

Gdy oglądałam "Wszystkich świętych" nie było mi do śmiechu, chyba że do gorzkiego śmiechu. Grozę potęgowała realistyczna scenografia, bo można się było poczuć jak w swoim domu albo w pokoiku, w kuchni babci, cioci. Trudna to konfrontacja. A jeśli w teatrze czujemy się jak w domu, to znaczy, że realizatorom udało się pozostawić bohaterów ludźmi - nami. Ta "ludzkość" to także wielka zasługa świetnego zespołu aktorskiego.

Jak u Almodovara

Cieszę się, że twórcy nie zaserwowali nam sążnistego moralitetu. Podarowali za to widzom świetny spektakl, moim zdaniem najciekawszy w ostatnim czasie w Teatrze Polskim. Poszczególne sceny kojarzyły mi się z klimatem i tematyką filmów Pedra Almodovara. U niego świętość miesza się z ludzkim poniżeniem, z bólem, samotnością. I tacy chyba są święci dziś. Takich pokazali nam Jarosław Jakubowski, autor sztuki, i Wojciech Faruga, reżyser spektaklu. Innych świętych nie ma. Chyba że w niebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji