Artykuły

Jasnowłosa,delikatna i zdecydowana

EWLINA ADAMSKA-PORCZYK tańczy, bardzo dobrze śpiewa, jest aktorką. Gala z udziałem jasnowłosej gwiazdy zachwyciła publiczność niedawno zakończonego 33-Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Od pierwszej sceny, w której Cezary Studniak przebiera ją w czerwoną sukienkę, przyciąga wzrok jak magnes.

Gala i zaufanie Wojtka (Kościelniaka, reżysera tegorocznej Gali Przeglądu - przyp. red.) były dla mnie bardzo ważne - mówi.

- Jest niezwykła, profesjonalna jako tancerka, choreograf. Pokazał to ten spektakl - mówi Wojciech Kościelniak. - Poświęca się całkowicie. Jeśli potrzebny jest upadek, upada i nie czuje bólu. Do każdego zadania przykłada ogromną wagę. Jeśli może coś zrobić, zrobi to na pewno i najlepiej, jak tylko można. Przed Galą jeździła po Polsce, żeby na kwadrans spotkać się z każdym z aktorów, z którymi później wystąpiła. a Trzymam za Ewelinę kciuki i mam nadzieję, że znów się zawodowo spotkamy. Przy całym swoim profesjonalizmie jest dobrą dziewczyną, "ciśnienie na scenę" nie sprawiło, że stała się mroczną osobą - podkreśla Wojciech Kościelniak.

Ewelina Adamska-Porczyk do wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol trafiła jako dziewiętnastolatka, tuż po maturze zdanej w rodzinnych Katowicach. Życie młodej artystki tak się potoczyło, że dzień przed egzaminem do Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni poważnie skręciła kolano. Tak, że nawet usłyszała: "nigdy paninie zatańczy".

Dziś kolano nie dokucza, aktorka przeszła bardzo dobrą rehabilitację. - Uszkodzona noga jest nawet sprawniejsza niż zdrowa - uśmiecha się.

Po pół roku pojechała do Wrocławia, polecona przez Michała Łabusia, tancerza. Tak trafiła do "My Fair Lady", zastępując chorą aktorkę. - Przyjechałam w poniedziałek, sześć lat temu, i od wtorku zostałam na stałe - śmieje się.

W "My Fair Lady" tańczyła w zespole. Już wtedy dostrzegł ją Wojciech Kościelniak, wówczas dyrektor Teatru Muzycznego Capitol, reżyser tegorocznej Gali Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Ewelina Adamska-Porczyk została zaangażowana do innych capitolowych spektakli. Była harcerką w przedstawieniu "Smierdź w górach", tańczyła w "Małej Księżniczce", zachwycała tańcem w "Eurazji". W "Operetce" w reżyserii Michała Zadary zagrała Albertynkę, w "Chorus Line" w reżyserii Mitzi Hamilton - Connie. "Chorus Linę" to musical opowiadający o grupie tancerzy biorących udział w castingu do broadwayowskiej produkcji. Większość z nich znajdzie się na "drugiej linii", grając nie role pierwszoplanowe, tylko te mniej dostrzegalne przez publiczość. Czy Ewelina Adamska-Porczyk czuje się artystką drugiej linii? Nie ma powodu. - To zabawne, bo jeśli nie mogę tańczyć z kolegami - tancerzami, jest mi po prostu przykro - uśmiecha się.

A sama przygoda ze słynnym amerykańskim musicalem? - Wymarzyłam sobie "Chorus Line", kiedy miałam 16 lat. Po latach wybrała mnie Mitzi Hamilton, potrzebni byli wszechstronni ludzie, przydał się także mój dobry słuch. Trzeba było umieć robić wszystko po trochu, to była fantastyczna przygoda - opowiada z entuzjazmem.

Podobnie kiedyś wymarzyła sobie, że zaśpiewa piosenkę Madonny. I tak się stało, po latach zaśpiewała w "Ścigając zło" - sensacyjnej rewii opartej na filmowych historiach Jamesa Bonda.

Talent odziedziczyła po rodzicach. Ojciec, Arkadiusz Adamski, jest wybitnym muzykiem, solistą narodowej orkiestry, jednym z najwybitniejszych klarnecistów Europy Środkowo-Wschodniej, wykładowcą akademii muzycznej. - Bardzo chciał, żebyśmy z siostrą zostały muzykami - uśmiecha się.

Ewelina uczyła się więc grać na pianinie i flecie poprzecznym. Umiejętność gry na pianinie przydała się podczas jednej z prób wokalnych w Capitolu, kiedy ktoś poptrzebował akompaniamentu - podeszła do pianina i zagrała kilka taktów z nut. Okazało się także, że choć dysponuje głosem bez charakterystycznej barwy, śpiewa znakomicie i świetnie brzmi w pewnych partiach. - To dzięki ojcu w drugiej części tegorocznej Gali mogłam śpiewać wszystkie wielogłosy - mówi.

A skąd się wziął w jej życiu taniec? W rodzinnych Katowicach mama - choreograf - prowadziła amatorski, ale na bardzo wysokim poziomie Akademicki Zespół Pieśni i Tańca Politechniki Śląskiej "Dąbrowiacy". Ewelina tańczyła więc taniec ludowy od dziecka. Umiejętności, choć nie były zawodowe, przydały się, kiedy jako nastolatka pojechała do Poznania, żeby wziąć udział w warsztatach tanecznych prowadzonych przez słynną Ewę Wycichowską. - Okazało się, że umiem to robić i radzę sobie w różnych stylistykach - wspomina.

Jej naturalne umiejętności podobają się twórcom spektakli. Izadora Weiss, reżyserka "Eurazji", w której tańczyła Ewelina Adamska-Porczyk, sądzi, że to być może lepiej, że artystka nie odebrała baletowej edukacji.

A taniec ludowy, w którym czuje się świetnie? Wciąż czeka na prezentację w jej wykonaniu. - To kieszonka, która jeszcze nie została rozpakowana - uśmiecha się Ewelina Adamska-Porczyk. -Kocham taniec ludowy, mam go we krwi, po prostu potrafię to robić - dodaje.

Debiutem scenicznym był "Piotruś Pan" Janusza Józefowicza. - Józefowicz przygotował "wyjazdowy" spektakl, poza Warszawą, w katowickim Spodku. Nie mógł zabrać całego warszawskiego zespołu i zorganizował castingi na Śląsku. Wyłącznie dla dorosłych, a miałam 15 lat - śmieje się tancerka, która mimo młodego wieku poszła na casting do "Piotrusia Pana" i została. Zadebiutowała jako jedna z osób zespołu taneczno--aktorskiego, w Spodku pokazali chyba sześć spektakli. I wszystko ucichło, ale tylko na chwilę.

Uczyła się w zwykłym, ogólnokształcącym liceum i jakoś nikt nie dostrzegł, że powinna uczyć się jeszcze czegoś innego. Skończyła studia pedagogiczne, jest instruktorem rekreacji ruchowej po AWF w Katowicach.

Kiedy w Capitolu wystąpiła w "My Fair Lady", brała już udział w następnych wszystkich premierach, poza jedną, kiedy była w ciąży. W "My Fair Lady" spotkała Bartosza Porczyka, dziś męża. Zagrał tam Freddiego. Jak radzi sobie aktorskie małżeństwo? - Jesteśmy do siebie bardzo podobni, oboje bardzo ambitni, w postrzeganiu wielu spraw jesteśmy jak rodzeństwo - mówi. - Bardzo twardo stąpamy po ziemi, bo scena jest sceną, a życie życiem, więc pracę zostawiamy w pracy, w domu zajmując się sprawami domowymi - dodaje aktorka.

Półtoraroczny Oskar to najważniejszy obowiązek. Czy synek już tańczy, śpiewa? - Obawiam się, że tak może być, będziemy go obserwować - śmieje się.

Rodzinne i zawodowe obowiązki sprawiły, że ma mniej czasu niż kiedyś na pasję - naukę języków obcych. Perfekcyjnie zna angielski, biegle mówi po hiszpańsku, którego nauczyła się po skręceniu kolana, szukając czegoś, co zajmie jej czas. - Chcę mówić w pięciu językach, na pewno je przyswoję - obiecała sobie. I z uśmiechem dodaje, że przecież lubi się uczyć, a w szkole była kujonem.

Film wciąż jest przed nią, ale to scena jest jej naturalnym żywiołem. Zagrała w serialu "Tancerze", ale kiedy zaproponowano jej dalszą współpracę i stanęła przed wyborem: serial albo "Idiota" w Capitolu i rola Dziewczyny, wybrała scenę.

- Wybór był oczywisty, jestem wdzięczna swojej intuicji. Na szczęście Bartek pracuje, więc mogłam zrezygnować z serialowej gaży - uśmiecha się. Bo tak naprawdę w życiu chciałaby tańczyć, choć pociągają ją też inne rzeczy.

- Jestem otwarta na zawodowe propozycje - deklaruje. Choć nie ma śląskich korzeni, w domu nasiąkła śląskimi klimatami. Stamtąd pochodzi zamiłowanie do porządku ("okna muszą być czyste, dom posprzątany"). No i oczywiście lubi gotować - przygotowuje świetne kluski śląskie z wołowiną i kisi ogórki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji