Artykuły

Z młodością zawsze jest kłopot

Czym został podyktowany wybór "Króla Edypa" na jubileusz teatru?

Gustaw Holoubek: Warto wystawić czasem coś z najwyższej półki. Tragedię Sofoklesa mieliśmy właśnie w planach. Przy kwestionowaniu dzisiaj tradycyjnych wartości powrót do tego arcydzieła powinien być odświeżający. Może objawić ciągłą aktualność formuły teatru, wymyślonego, jak wiadomo, przez Greków. Wymyślonego genialnie, bo przez dwa i pół tysiąca lat nie nastąpiło żadne odstępstwo od zasad budowania dramatu. Zachodziło najwyżej komplikowanie tego, co zostało jasno wyłożone w "Poetyce" Arystotelesa. Schemat dramatu przetrwał po dziś dzień, choćby w amerykańskich filmach.

Jeśli chodzi o Sofoklesa, to większym zainteresowaniem twórców cieszyła się dotąd "Antygona". Chętnie pokazywana aluzyjnie, jak w słynnej inscenizacji Andrzeja Wajdy z 1984 r. w krakowskim Starym Teatrze.

Jeżeli racje Antygony miały wyobrażać postacie w kombinezonach stoczniowców, a racje Kreona - w panterkach zomowców, to w ogóle nie warto było tego tekstu dotykać. Nie widzę powodu, by w antycznej literaturze doszukiwać się aluzji politycznych. One mogą być w jakiś sposób zasugerowane, jednak objawiać się powinny dopiero w świadomości odbiorcy.

Szuka pan wsparcia u aktorów spoza zespołu. Zaangażował pan Teresę Budzisz-Krzyżanowską i - po raz pierwszy na tej scenie - Jerzego Trelę.

Tego typu literatura nie może obyć się bez doskonałego mówienia, a ten utwór w szczególności. Tutaj aktorowi nic nie pomoże - ani ręce w kieszeni, ani palenie papierosa, ani kładzenie się na kanapie, ani nawet siadanie na krześle. Wykonawca zdany jest wyłącznie na interpretację zawartą w treści i jakości słów. Pod tym względem nie jestem zresztą wynalazcą, lecz spadkobiercą mistrzów z przeszłości - począwszy od Władysława Woźnika, pedagoga od poezji w krakowskiej szkole teatralnej, a skończywszy np. na Kazimierzu Dejmku. Aktorzy z predyspozycjami do klasycznego repertuaru należą do rzadkości, ponieważ nie każdemu jest to przyrodzone. Dlatego, w niczym nie kwestionując umiejętności wielu moich koleżanek, do roli Jokasty wybraliśmy Teresę Budzisz-Krzyżanowską, która ma w sobie ów rzadki dar poczucia tragizmu. Z tych samych powodów zaprosiłem Jerzego Trelę do roli Kreona. Należy bowiem do aktorów, którzy umieją mówić. Zawsze pytam absolwentów szkół teatralnych o to, czy potrafią mówić. Dziwią się. Prostuję, że nie idzie mi o dykcję, która jest podstawą zawodu, ale o umiejętność porozumiewania się z drugim człowiekiem za pomocą słów i tylko słów. W tej materii następują coraz poważniejsze trudności. To, czego się wymaga w tej chwili od młodych ludzi, zwłaszcza przed kamerami, nie ma nic wspólnego z mową. To jęki, pomruki, skróty, szyfry. Zaczynają dominować do tego stopnia, że np. taksówkarz potrafi mi powiedzieć: "Poznałem pana po głosie, bo pan tak dziwnie mówi".

Czy z tego samego powodu młodzieńczego Edypa gra Piotr Fronczewski?

Z młodością w teatrze zawsze jest kłopot. Granie ról Hamleta, Kordiana czy Gustawa-Konrada przez aktorską młodzież jest zwyczajnie niemożliwe - udźwignąć je może jedynie dojrzały mężczyzna. Podobnie Szekspirowska Julia, choćby wygrała wszystkie konkursy piękności i wdzięku, nie może mieć na scenie kilkunastu lat, bo jej jestestwo nie ogarnie doświadczenia postaci. Tyle, jeśli idzie o tak zwaną młodość. Natomiast w pana pytaniu o Fronczewskiego wyczuwam lęk, czy sprosta tej roli... On podziela ten lęk i w pracę nad nią jest niezmiernie zaangażowany. Nie pamiętam, by granym przez siebie postaciom poświęcał kiedykolwiek aż tyle uwagi.

W inscenizacjach tragedii antycznych trudno uwiarygodnić obecność chóru. Jak on zaistnieje u pana?

Przyznam, że wszystkie chóry - począwszy od opery a skończywszy na dramatach - strasznie mnie męczą i dezorientują. Żeby taki chór, jak u Sofoklesa, sprostał zadaniu, wszyscy jego członkowie musieliby być świetnymi, wspaniale mówiącymi i muzykalnymi aktorami. Najdrobniejszy wyłom w stronę prywatności obnażyłby te osoby jako całkowicie spoza konwencji. Stąd też odwoływanie się do chóru na scenie jest szalenie niebezpieczne. U mnie będzie on obecny tylko akustycznie. Wojciech Borkowski, odpowiedzialny za muzyczną stronę przedstawienia, wynajął 60 śpiewaków z chóru Filharmonii. Ich głównym zadaniem jest takie podawanie tekstu, by każda sylaba była słyszalna. Zawsze dbał pan o czystość słowa padającego ze sceny. Czy dlatego "Króla Edypa" usłyszymy w nowym tłumaczeniu i adaptacji?

To nie jest kolejny przekład z oryginału, tylko kompilacja wielu tłumaczeń z greki - od Kasprowicza do Dygata - dokonana przez Marcina Sosnowskiego. Tekst okazał się nieprawdopodobnie nośny i, co w tym przypadku jest nie lada sztuką, niepozbawiony poezji. Nie umiem powiedzieć, do jakiego stopnia jest wierny oryginałowi, ale na pewno jest wierny naturze polskiego języka.

W tej premierze bierze również udział pana syn, Jan Holoubek.

Jasio skończył wydział operatorski łódzkiej szkoły Filmowej. Zorientowałem się, że dobrze ustawia światła, więc zaproponowałem mu, by zrobił je w naszym przedstawieniu. Wspomaga go scenograf Marcin Stajewski.

Postacie będą nosić kostiumy historyczne?

Wysiłek scenografa idzie w tym kierunku, by nie kojarzyły się jednoznacznie ze starożytnością ani ze zbyt prostacko pojętą współczesnością, typu dżinsy i adidasy. Musi to być uniwersalny kostium, którego nie można przypisać do żadnej epoki. To nie takie proste. Scenografię zastąpi pusty podest. Mamy nadzieję, że tak ukazany "Król Edyp" będzie przemawiać do współczesnych, emocji.

PIOTR FRONCZEWSKI: Byłoby dobrze, gdyby był to Edyp ze znakami mojej własności. To tekst tak obrośnięty legendą, gigantycznym komentarzem literackim, filozoficznym i naukowym, że wciąż jestem w drodze - pielgrzymuję ku Edypowi. Przedstawienie będzie ascetyczne, surowe, skromne. Jego urodą jest potęga i moc słowa. Tekst jest w moim przekonaniu świetny, lapidarny, bez zbędnych słów i daje wielkie możliwości ekspresji aktorskiej.

TERESA BUDZISZ-KRZYŻANOWSKA: Głównym problemem Jokasty jest próba sprzeniewierzenia się losowi. Jest w niej bunt, a jednocześnie poszukiwanie szczęścia i spokoju, przeciwko całemu światu, przeciwko temu, co się wokół dzieje. Po to, żeby przenieść życie w następne pokolenie. A to jest rola immanentnie przypisana kobiecie - zawsze, niezależnie od epoki. Pięknie napisana postać, a przez to - przepraszam, jeśli brzmi to bezczelnie - prosta do zagrania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji