Artykuły

Wrocław. Balet romantyczny na wystawie

Mężczyźni tracili dla nich głowy i majątki, kobiety chciały im wydrapać oczy. Romantyczne tancerki to Madonny i Rihanny XIX wieku. Wielka sława, wielkie skandale, ale i wielka sztuka.

Czekają w Pałacu Królewskim, na wystawie "Balet romantyczny w grafice", będącej prezentacją kolekcji Jana Stanisława Witkiewicza, autora wielu książek o historii opery i baletu. Niech was nie zwiedzie grzeczny tytuł ekspozycji. To nie tylko balet, to także wielkie namiętności ludzi żyjących w epoce królowej Wiktorii. Kobiety tancerki, zwiewne jak rusałki, czczone i podziwiane przez tłumy, były z jednej strony ucieleśnieniem romantycznych ideałów, a z drugiej budziły bardzo ziemskie pożądania i im ulegały. Ich wizerunki powielano na kartach pocztowych, reprodukowano w gazetach, odtwarzano w porcelanie.

Fany ma oczy z wyrazem pikanterii

Zamiast zaglądać z rana na Pudelka czy sprawdzać, kogo obsmarował Plotek, XIX-wieczny mieszczuch zerkał na witrynę własnej serwantki, gdzie swoje porcelanowe wdzięki prezentowały odważnie Fanny Elssler i Marie Taglioni, najwybitniejsze tancerki epoki baletu romantycznego, notabene odwieczne rywalki. A potem mógł jeszcze pomarzyć, że został wpuszczony za kulisy i podziwia primabaleriny bez wsparcia teatralnej lornetki.

A było co podziwiać, jeśli porcelanowe biusty Elssler i Taglioni (zaprezentowane na wystawie) były zgodne z tym, co matka natura dała tancerkom, i jeśli wierzyć relacjom mężczyzn tak doświadczonych jak francuski pisarz Théophile Gautier: "Fanny Elssler jest tancerką wysokiego wzrostu, dobrze zbudowaną, nogi jej wycyzelowane... Ma małą główkę i delikatne ramiona... Oczy jej posiadają wyraz pikanterii, ironii i namiętności. Poza tym ta twarz o rysach tak prawidłowych, iż wydają się być wykute z marmuru, oddaje wyraz wszystkich uczuć, od tragicznego bólu do szalonej radości. Kasztanowe włosy bardzo miękkie, jedwabiste, lśniące, rozdzielone przedziałkiem, otaczają czoło stworzone w równej mierze, by nosić diadem bogini lub wianek kurtyzany. I choć jest piękną kobietą, smukłość budowy pozwala jej z wielkim powodzeniem nosić strój męski". A poza tym - pozwolę sobie na kobiecą złośliwość, bo te męskie zachwyty są jednak irytujące - co nie dowyglądała, to dotańczyła.

Tancerka fascynuje starca

Miała zdolności aktorskie i niezwykły temperament, który nie mieścił się w rygorach tańca klasycznego, więc - jak pisze w katalogu do wystawy Jan Stanisław Witkiewicz - rozszerzyła go, wprowadzając tańce ludowe (w tym polskie) i charakterystyczne. Temperament zachowywała także poza sceną, co docenił m.in. Leopold, książę Salerno, syn króla Obojga Sycylii Ferdynanda Burbona. Związała się z nim jako 17-latka i urodziła Leopoldowi syna Franza. Dwa lata później została protegowaną wrocławianina z pochodzenia Friedricha von Gentza, będącego prawą ręką kanclerza Austrii Metternicha.

Gentz, 46 lat starszy od tancerki, otoczył ją opieką: włożył wiele wysiłku, żeby nauczyć ją poprawnie mówić po francusku, podsuwał odpowiednie lektury, żeby Fanny na salonach dobrze się prezentowała, i wyrabiał jej znajomości. Metternich próbował wprawdzie skłonić Gentza do porzucenia tej działalności pedagogicznej, ale Fanny miała więcej powabów niż kanclerz i Gentz opiekował się tancerką do końca swego życia (czyli trzy lata, do 1832 roku).

Jak przyszłość pokazała, Elssler radziła sobie i bez męskiej opieki. W czerwcu 1836 roku odbyła się w Operze Paryskiej premiera baletu "Le Diable boiteux" (Diabeł kulawy) w choreografii Jeana Coralliego ułożonej specjalnie dla Fanny, żeby pokazać jej temperament i możliwości techniczne. Święciła w nim niebywałe triumfy, a widzowie nie byli w stanie usiedzieć w miejscu, gdy z wielką werwą wykonywała - akompaniując sobie na kastanietach - taniec "cachucha". Była też pierwszą europejską tancerką solistką, która wyjechała w 1840 roku na tournée do Ameryki, gdzie występowała przez dwa lata, odnosząc wielkie triumfy. Ze sceną pożegnała się, mając już ponad czterdzieści lat!

Marie jak motyl

Rywalka Fanny Elssler Marie Taglioni też robiła piorunujące wrażenie. Paryż oszalał na jej punkcie, gdy w 1832 roku zatańczyła tytułową rolę w balecie "Sylfida". "Niefrasobliwy lot motyla - pisał francuski krytyk - owe kulki pyłków, które łagodny wiatr kwietniowy porywa jak puch z kielichów kwiatów i unosi w powietrze, to jedyny obraz, z jakim można porównać nieśmiały wdzięk, żartobliwy zapał i pełną artyzmu skromność Sylfidy. Taglioni doprawdy nie wygląda na śmiertelniczkę. Sam Bóg, tworząc cherubiny, nie mógł im dać piękniejszej postaci". Co docenił także hrabia Gilbert de Voisins, który Sylfidę natychmiast zakuł - wprawdzie tylko na trzy lata - w małżeńskie kajdany.

Łatwość, z jaką sławne i mniej sławne primabaleriny - w większości dziewczęta z gminu - zdobywały utytułowanych mężczyzn, jest dowodem na to, że krytyk, który zobaczył na scenie motyla, cherubina i kulki pyłów, był zupełnie trzeźwy. Po prostu oczarowały go prawdziwe kobiety.

Tancerka - pojazd opancerzony

Inna rzecz, że miały ułatwione zadanie. Powiedzmy szczerze, dama była tak ubrana, że tylko Stworzyciel wiedział, jak naprawdę wygląda. Po pierwsze, miała na sobie rodzaj kombinacji stanowiącej całość z pantalonami z odpinaną klapą z tyłu. Na to zakładała gorset z przodu zapinany na metalowe haftki, a z tyłu sznurowany, aby talię można było skutecznie zwęzić (przynajmniej o 15 cm). Dalej na biodrach i poniżej ramion przymocowane były jedwabne poduszki uwypuklające ponętne krągłości ciała i dopiero na to wszystko zakładano koszulę lub halkę. Dalej szła bluzka zapinana z przodu do samego dołu, zebrana w talii, obszyta koronka pod szyją i na wypchanych poduszkami rękawach, oraz pumpy zapinane lub zawiązywane w pasie. Jedwabne pończochy mocowane były na podwiązki lub specjalne paski przypinane do gorsetu. Wreszcie kolejna halka z cieniutkiego płótna lub jedwabiu, którą najpierw rozkładano na podłodze, po czym kobieta wchodziła w jej środek, podciągała ją i wiązała w pasie. Dopiero na to wszystko zakładano suknię. To już nie była kobieta, tylko pojazd opancerzony.

Nie ma się więc co dziwić, że tancerki pląsające w lekkich tiulach, z obnażonymi łydkami rzucały męską część widowni na kolana. Nareszcie mieli okazję zobaczyć, co Bóg przygotował dla Adama. Po prostu raj.

**

Wystawa "Balet romantyczny w grafice. Ze zbiorów Jana Stanisława Witkiewicza", Pałac Królewski we Wrocławiu, czynna do końca kwietnia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji