Generał i Maria
Jeden z dyrektorów krakowskich wysyłał czasem, w trakcie próby, pracownika nie znającego sztuki - na balkon. Prosił go, by potem zdał sprawę z usłyszanego tekstu. Jeśli mógł to uczynić, dyrektor otrzymywał dowód, że aktorzy mówią zrozumiale, a postacie stały się wyraziste.
Kto wie, czy nie należałoby wprowadzić podobnego zwyczaju w naszych teatrach? Zrozumiałość wypowiadanych kwestii bywa rzadka. Reżyserzy nie zawsze na to zwracają uwagę. Sprawa to zresztą międzynarodowa, choroba powszechna.
W "Marii" Babla wystawionej przez warszawski Teatr Powszechny, jest kilka ról sprawiających satysfakcję wyrazistością dykcji, opanowaniem głosu, harmonią mowy i gestu. Myślę o postaciach, które grają: Bronisław Pawlik, Władysław Kowalski, Grażyna Marzec, Wiesław Wieremiejczyk, Aniela Świderska, Bolesław Smela (epizod, ale znakomity!). Joanna Żółkowska, dbająca przede wszystkim o charakterystyczność w niełatwej roli Ludmiły oraz Bożena Adamkówna (niezapomniany Kopciuch ze sztuki Głowackiego) są słyszalne fragmentarycznie. Z innymi wykonawcami bywa gorzej. Smutne, że Franciszek Pieczka, który dotychczas cieszył się świetną dykcją i głosem, tym razem zawodzi. Wskutek omyłki obsadowej? Może. Ale i tonu, podsuniętego przez reżysera Piotra Cieślaka. Realizując "Marię" inscenizator ten dążył wyraźnie do efektowności. Poszczególne scenki przedzielił śpiewem. Dbał o szybki i mocny rytm widowiska, o jego barwność. Trzeba przyznać, że "Maria" nie jest utworem łatwym. Wybitny prozaik gubił się w sprawach teatru. Poszczególne wątki kapryśnie podejmuje - i gubi. Niektóre postacie, wcale nie epizodyczne, bez wyraźnego uzasadnienia znikają z pola widzenia. Autor mówi o sprawach, które ciekawiej i mocniej zostały już podjęte. Wystarczy wspomnieć "Optymistyczną tragedię'' Wiszniewskiego, konfrontującą sprawy rewolucji i anarchii. Albo "Cień" Szwarca.
Andrzej Drawicz stwierdza w ciekawym eseju o Bablu, że pisarz chciał uniknąć podziału na pozytywnych i negatywnych bohaterów, dając przykład rewolucjonistki umieszczonej poza tokiem właściwego utworu. O ofiarnej Marii, przebywającej na froncie, tylko się mówi, ani razu jej nie widzimy (choć się tego spodziewamy). Ale słusznie dodaje Drawicz, że Babel raczej ominął dylemat, niż go rozwiązał. Dodajmy, że inaczej traktował te sprawy Gorki, którego autor "Marii" był wyznawcą.
Trzeba jednak powiedzieć, że jest w sztuce postać interesująca i konsekwentna. To były generał armii carskiej, starający się myśleć obiektywnie, ujęty z sympatią. Tę postać gra Bronisław Pawlik. By sprawę docenić, wystarczy wspomnieć jeden choćby moment. Chory na serce, przejęty rodzinnymi zmartwieniami, aresztowaniem jednej z córek (w kompromitujących warunkach), dumny z drugiej, owej właśnie Marii, generał zarazem zdruzgotany i pełen nadziei, doznaje ataku. Ciężko opada na krzesło, prawie mdleje. Ale za chwilę podnosi się wysiłkiem woli, robi sprężyście kilka kroków, jakby uleczony - i niespodziewanie pada, tym mocniej porażony. Znakomita rola!