Artykuły

Znów w drodze do Pietuszek

Po jedenastoletnim pobycie w Stanach Zjednoczonych JACEK ZAWADZKI wrócił do Szczecina. W weekend na deskach Kany przypomniał legendarny monodram "Moskwa - Pietuszki" według poematu Wieniedikta Jerofiejewa, który w 1989 r. stworzył z reżyserem i założycielem Kany Zygmuntem Duczyńskim. Powstało wtedy wybitne przedstawienie, które przyniosło Kanie nagrodę na festiwalu w Edynburgu i entuzjastyczne recenzje na całym świecie. Chwalił je m.in. Czesław Miłosz.

Ewa Podgajna: Czy powrót do pociągu Moskwa - Pietuszki nie wydawał się ryzykowny?

Jacek Zawadzki: Aleja tego przedstawienia nigdy nie przestawałem grać. Choć przyznam szczerzą nie grałem też tak dużo. W ciągu tych 11 lat w Ameryce, 50 razy, głównie po angielsku, może cztery razy po polsku.

Darek Mikuła [dyrektor Teatru Kana - red.] chciałby, żeby grać ten spektakl tak, jak został zarejestrowany 15 lat temu na filmie, aleja czuję, że niektórych rzeczy widz już nie łapie, bo w czasach komunizmu, postkomunizmu były inne realia. A przedstawienie musi być żywe. Tu jest ryzyko. Dlatego myślałem, żeby pewne fragmenty skrócić na rzecz tekstu bardziej osobistego, żeby to przedstawienie było teraz bardziej egzystencjalne, żeby można było pomyśleć, że Wlenia to jest współczesna postać z Moskwy.

W ludziach jest jakaś potrzeba, żeby to ciągle oglądać. Mam dużo propozycji: Świnoujście, Wrocław, Poznań. 9 kwietnia będę grał w więzieniu w Nowogrodzie, a nigdy nie grałem dla więźniów.

Traktuję też "Moskwę - Pietuszki" w sposób zawodowy. Graniem zarabiam na życie. Nie wróciłem z jakimiś wielkimi pieniędzmi z Ameryki.

O czym dziś opowiada "Moskwa - Pietuszki"?

- To jest cały czas ta sama niesamowita archetypiczna opowieść o podróży człowieka ku miłości i światłu. Per aspera ad astra, przez cierpienie do gwiazd.

Tylko jak zaczynałem grać "Moskwę - Pietuszki", miałem 27 lat, a teraz mam 50. Chcę pokazać, że ta postać jest w pośpiechu, bo ma coraz mniej czasu na opowiedzenie swojej historii.

To jest też twój powrót do Zygmunta Duczyńskiego?

- Zagrałem dwa tygodnie temu takie zamknięte przedstawienie w Kanie. Byliśmy na grobie Zygmunta. Za grobem jest buk, z już takim zmurszałym wyciętym sercem, a tam w sercu jest napis "Kocham Jacka". Jakby on był cały czas obecny.

Na imprezie noworocznej w 1989 r. Zygmunt pokazał mi "Moskwę - Pietuszki". Ja się natychmiast tym zachwyciłem. Pracowaliśmy u niego w domu na Łuczniczej. Pełno tam było książek i filmów. On był kolekcjonerem kolekcji. Jak pojechaliśmy do Moskwy, wszystkie pieniądze wydał na dwie trąbki sygnałówki, harmonię i wielkiego drewnianego Chrystusa na krzyżu. I to wszystko wnieśliśmy do samolotu. Sprawdzali nas wte i wewte. Podejrzewali, że coś przemycamy.

Oczywiście, konflikty też były, dlatego w jakimś sensie odszedłem.

Pojechałeś w świat i co zobaczyłeś?

- Grałem na gitarze w zespole blueso-wym. Także w klubach jazzowych w Nowym Orleanie. Posłuchałem tam tych dziadków murzyńskich grających na banjo i harmonijkach. Fajne momenty w tej Ameryce też były. Ale tęskniłem za Polską. Ameryka to nie jest mój etos. W Chicago 800 zabójstw rocznie. W dzielnicy, w której mieszkałem, codziennie słychać było strzały. I ten rasizm, który cały czas tam istnieje.

Sytuacja emigrantajest ciężka. Najniższe place. Nie ma szacunku. W USA zjednej strony mają Kanadę, z drugiej Meksyk. Wszyscy tam przyjeżdżają. Dlatego oni czują się lepsi.

A jak wyjeżdżasz za miasto, to w tych wioskach nie ma żadnego centrum kultury. Jest pub i kilka małych kościołów. 50 mil kapusty, stoi jeden dom, 50 mil kapusty, dom, 50 mil soi. A przy każdym domu spichlerz. Są samowystarczalni. Ale to wszystko rodzi straszny problem z narkomanią tych wieśniaków. Nie ma w ich życiu duchowości.

Pracowałem na budowie, zadzwonił nieżyczliwy człowiek i przyszła "imigracja". Kupili mi bilet. Aleja też myślałem o powrocie.

Jak znajdujesz Szczecin?

- Gałczyński pisał o wiośnie w Szczecinie. Mieszkam niedaleko Jasnych Błoni. I krokusy tam rosną. Teraz dostrzegam, jaki Szczecin jest przestrzenny, zielony. Jeżdżę dużo na rowerze. Jaka fajnajest ta ścieżka rowerowa, która biegnie od Jasnych Błoni, przez Urząd Miejski i dalej Jana Pawła II. Niemierzyńska jest rozkopana. Robotnicy nawet w sobotę pracują. Wydaje mi się, że władze dbają o miasto.

Twoje nazwisko jest w obsadzie nadchodzącej premiery "Pana Tadeusza" w reżyserii Ireny Jun w Teatrze Współczesnym.

- Oficer rotny pan kapitan Ryków. Nawet dosyć dużo tekstu. Dzięki Mirkowi Gawędzie [dyrektor TW - red.], który się przepięknie zachował i przyjął mnie gościnnie do inscenizacji.

Jak ci ludzie w tym teatrze świetnie pracują. Kilka dni temu miałem próbę sam na sam z Ireną Jun. Wielka klasa, i ludzka, i zawodowa. Ona robiła monodram z "Pana Tadeusza". Wskakuje na scenę i mówi na stronie teksty pomiędzy Zosią i Tadeuszem. Ma taki bardzo młodzieżowy pomysł na tego pana Tadeusza. Będzie jeździł na deskorolce.

**

Jacek Zawadzki

W monodramie "Moskwa-Pietuszki" będzie go można jeszcze zobaczyć 14 kwietnia o godz. 23 w Teatrze Kana podczas Północy Teatrów festiwalu Kontrapunkt. Bilety po 5 zł w kasie Pleciugi.

Pijacka podróż Wieniczki z poematu Wieniedikta Jerfiejewa, który podąża podmiejską kolejką do swojej narzeczonej w podmoskiewskich Pietuszkach, to metafora ucieczki od zniewolonej Rosji, od komunistycznej rzeczywistości. Przedstawienie miało premierę w 1989 r. Spektakl objechał świat i zdobył nagrody na prestiżowym festiwalu teatralnym w szkockim Edynburgu w 1994 r

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji