Artykuły

Mroki okrucieństwa

"Edward II" Christophera Marlowe'a, przypomniany właśnie przez warszawski Teatr Nowy, uchodzi za najlepiej zbudowaną sztukę tego geniusza renesansu.

Najlepiej, ale zaraz się dodaje: najbardziej wyzutą ze wzniosłości humanistycznej. Oto Marlowe maluje świat mechanizmów żądzy i okrucieństwa, w którym człowiek okazuje się istotą małą. Nie potrafi zastąpić boskiego porządku, który zdetronizował humanizm. Człowiek, zajmując centralne miejsce jako miara wartości i ośrodek świata, nie umie sprostać marzeniom humanistów: jest nikczemny, mały, popychany do czynów ślepymi namiętnościami. Nawet królewskość, za którą stała tradycyjnie sankcja boska, może być poniżana i profanowana, a pozbawiona atrybutów władza jest niczym.

Tak tedy Marlowe w dobie największego triumfu humanizmu ukazuje jego bezradność i podejrzane oblicze, zapowiada kryzys wartości. To, że poszczególne postaci tragedii Marlowe'a nie posiadają własnej filozofii, że działają jedynie w rytm zmiennego koła Fortuny, próbując na jego tempo wpływać, nie jest wynikiem "błędu" dramaturga, ale celowym zabiegiem, obnażającym wielką trwogę człowieka, który postanowił przemienić się ze średniowiecznego "ziarnka piasku" w pana życia i śmierci.

Inscenizacja Macieja Prusa zmierza do ukazania owej sytuacji człowieka, uwikłanego we własne namiętności, próbującego znaleźć oparcie dla swego działania albo w ślepej sile, albo w sankcjach moralnych. Królowa dochodzi swoich praw małżeńskich, odwołując się do tradycji i obyczaju, w imię tego obyczaju Mortimer wszczyna bunt. Król broni się swoją rolą pomazańca, jego brat waha się między racjami stanu i więzami rodzinnymi, królewski syn próbuje godzić powinności synowskie z rolą sprawiedliwego. Przebieg konfliktu Edwarda z baronami na tle jego skłonności do chłopców - to jedynie warstwa anegdotyczna, mająca dowieść zawodności wszystkich uświęconych tradycją wartości.

Mroczna i pusta przestrzeń sceny uwydatnia sytuację opuszczonego człowieka, który nie potrafi odnaleźć się w roli pana świata. Trwa więc walka na śmierć i życie, wyścig z losem, kończący się nieodmiennie klęską. Najbogatsza w różne odcienie psychiki - dzięki zmiennym losom - jest postać Edwarda jako króla wyniośle panującego i króla pohańbionego. Roman Wilhelmi daje w tej roli interesującą propozycję aktorską, zwłaszcza w scenie abdykacji i scenie śmierci, ukazując tragedię sprofanowanej królewskości. Pozostałe postaci już nie są tak skomplikowane psychologicznie, może poza postacią królewskiego mordercy, a ekspresjonistyczna stylizacja wykonania sprawdza się tylko po części.

Mimo pewnego niedosytu - dotyczy to zwłaszcza niewykorzystania drugiego planu miłosnego czworokąta Edward - Królowa - Gaston - Mortimer - przedstawienie Teatru Nowego budzi szacunek. Dowodzi nie tylko pożytków obcowania z klasyką, ale możliwości odnajdywania w klasyce niepokojów człowieka XX wieku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji