Artykuły

Shake z Brunona Schulza w Wybrzeżu

"Genialna epoka. Szkice z Brunona Schulza" w reż. Rudolfa Zioły w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Rudolf Zioło, reżyser "Genialnej epoki. Szkiców z Brunona Schulza", z opowiadań Schulza czyni poligon dla własnej wyobraźni. Amorficzny, niezwykle ambitny w założeniu spektakl grzęźnie w chaosie wolnych myśli, skojarzeń i tropów, umieszczonych bez ładu i składu w najprzeróżniejszych konwencjach teatralnych.

"Sklepy cynamonowe", które stanowią literacką podstawę spektaklu Rudolfa Zioły, razem z "Sanatorium pod Klepsydrą", skąd zaczerpnięto m.in. tytułowe opowiadanie, to praktycznie cały prozatorski dorobek Schulza. Autor odmalował w nich obraz życia Żydów polskich oraz utrzymaną w baśniowo-onirycznej poetyce swoją autobiografię. To niezwykle barwna, gęsta od znaczeń proza, pełna bardzo plastycznych opisów i detali. Właśnie detaliczna dokładność i plastyczna wyobraźnia Schulza zainspirowały Rudolfa Ziołę to próby artystycznej syntezy twórczości pisarza z Drohobycza.

Reżyser odrzucił całą małomiasteczkową otoczkę opowiadań i wątki żydowskie. Skupił się na wspomnieniach Józefa - alter ego pisarza, w spektaklu Zioły "rozbite" na dwóch aktorów: Michała Kowalskiego i Piotra Witkowskiego. Centralne miejsce w narracji Józefa zajmuje oczywiście ojciec bohatera, Jakub (Grzegorz Gzyl). Jest też służąca Adela (Monika Chomicka-Szymaniak), a także Matka bohatera (Ewa Jendrzejewska) czy pełna erotyzmu "chorobliwie wybujała kobiecość pozbawiona hamulców" ciotka Agata oraz również niepozbawiona seksapilu Polda (w obu rolach Małgorzata Oracz).

Bogatej prozie Schulza reżyser przeciwstawia ubogą, ciemną przestrzeń, składającą się z nagiej sceny, stołu, kilku krzeseł i licznych rekwizytów (scenografia Andrzeja Witkowskiego), a od czasu do czasu z zaskakujących wideoprojekcji (autorstwa Michała Andrysiaka i Tomka Wierzchowskiego). W zupełnie surowych warunkach aktorzy rozpoczynają kilkuminutową rozgrzewkę, by zasiąść do stołu nad własnymi egzemplarzami scenariusza spektaklu i książkami Schulza. Świat autora "Sklepów cynamonowych" nie został powołany, on się dopiero ma stwarzać na naszych oczach (a raczej w naszej wyobraźni), dzięki grze aktorów.

Dlatego też literacki język Schulza przeniesiony został na język ciała. Kwestie mówione zostają przeważnie zredukowane do krótkiego wprowadzenia przez narratora lub komunikatów wypowiadanych przez aktorów. Ramy działań aktorskich wyznacza narrator Józef, który niczym mistrz gry RPG komenderuje pozostałymi, inicjując grę (podając tytuł opowiadania) albo kończąc scenę.

Każde z prezentowanych kilkunastu opowiadań Schulza okazuje się odrębnym, wyraźnie określonym minispektaklem formy, gestu i ruchu, popartych śpiewem lub muzyką, od klasycznej po elektroniczną. Zresztą, słowa zostały w tym przedstawieniu przez Ziołę pozbawione mocy. Wydają się wręcz być balastem, który hamuje aktorów, wybija ich z rytmu i utrudnia zaplanowane przez reżysera działania. A tych jest bardzo, bardzo wiele.

Część pomysłów reżysera doskonale sprawdza się w dłuższych, pozbawionych słów epizodach. Jednak takie momenty jak przypominająca teatr Jerzego Jarockiego z lat 70-tych scena obiadu ze zdziwaczałym ojcem (świetny Grzegorz Gzyla, do maksimum wykorzystujący małą przestrzeń dla aktorskiej swobody) z opowiadania "Nawiedzenie", czy prezentacja emanującej seksem sugestywnej ciotki Agaty (opowiadanie "Sierpień") w wykonaniu Małgorzaty Oracz są w zdecydowanej mniejszości.

Spektakl od początku drażni rwanym, zmiennym tempem. Niektóre sceny trwają po kilkanaście minut, inne ledwie chwilę. Długie, niepotrzebne pauzy reżyser przeplata z niekoniecznie uzasadnionym krzykiem, hałasem i tupotem. Tradycyjny, konserwatywny, formalny teatr ni stąd, ni zowąd ustępuje miejsca nowoczesnym wizualizacjom lub materiałom filmowym. Każda kolejna scena różni się od pozostałych pomysłem formalnym - raz aktorzy wchodzą i schodzą z krzeseł, innym razem siedzą przy stole i pocierają ręką o rękę albo śpiewają (zainicjowane przez ojca "Ludwig van Beethoven"), by innym razem wtopić się w tło przy zadaniu scenicznym kolegów. Pojawiają się też natrętne motywy muzyczne niemal na wzór spektakli Tadeusza Kantora, w hurtowych ilościach wracają uteatralizowane zdarzenia z prozy Schulza (np. wyrzucanie zawartości nocnika za okno zmieniono na wylanie wody na ścianę).

Wraz z czasem trwania spektaklu liczba coraz bardziej kuriozalnych pomysłów reżysera stale rośnie (m.in. cały "Traktat o manekinach"), zmieniając to wielowymiarowe i ambitne dzieło teatralne w dokuczliwą kakofonię, z której nie sposób wyłonić żadnej głębszej treści. Szkoda zaangażowania aktorów, którzy w tym przedstawieniu wykonują ogromną pracę, ale pozostają stłamszeni rozmachem inscenizacyjnym i tak naprawdę - poza Grzegorzem Gzylem - nie dostają możliwości zbudowania roli.

"Genialna epoka. Szkice z Brunona Schulza" może zaciekawić pasjonatów prozy Schulza, którzy z morza pomysłów Rudolfa Zioły wyłuskają bogate teatralne odwołania do twórczości tego autora. Inni mogą wyjść z teatru z prawdziwym bólem głowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji