Artykuły

Czy "Fantazy" jest utworem aktualnym?

Tak się złożyło, że byłem na jednym z ostatnich przedstawień "Fantazego", reżyserowanego w łódzkim Teatrze Powszechnym przez Tadeusza Byrskiego. Spóźnienie przyniosło mi niespodziewanie pewne korzyści. Znalazłem się bowiem na popołudniówce, zorganizowanej dla młodzieży. Mogłem się dowiedzieć, jak najmłodsze pokolenie przyjmuje utwór Słowackiego, który przez pewną część recenzentów uznany został za "nieaktualny", czy "niekomunikatywny".

Otóż prawie cała widownia słuchała z zapartym tchem. Może także i dzięki temu zrozumiałem, co dziś najbardziej interesuje w tej bogatej i niezwykłej sztuce. Sprawa godności ludzkiej.

Są w "Fantazym" sceny, w których to zagadnienie bezpośrednio emanuje z tekstu. Gdy Rzecznicki dowiaduje się, że jego żona została uprowadzona przez Kałmuka, poniżenie i wstyd dokonywują w nim głębokich przeobrażeń.

Przecież - człowiek!

Gdy ból mu wszystkie zęby powyrywał,

Zacierpiał sercem, krwią... i trysnął z powiek

Iskrą człowieka... Lecz jak długo pływał

W błocie... i patrzeć mi pozwolił z góry

Na konwulsyjne swoje śmieszne męki!

Tak mówi o nim Idalia. Być może, iż przeobrażenie to nie jest ani ostateczne, ani trwałe. Już w akcie następnym zgodzi się Rzecznicki na przyjęcie od Idalii "pożyczki honoru". Ale czyni to już w sposób, nie przypominający dawnego nikczemnika. "Ja udowodnię, że jestem człowiek" - taką podnosi obiekcję, zdradzającą głęboki kryzys. Wydaje mi się, że Słowackiego bardziej interesuje w "Fantazym" to, co moglibyśmy nazwać niespodzianką psychologiczną, niż jakaś sumaryczna ocena charakterów. Postacie swoje poddaje on wstrząsowi - jak się to czyni przy leczeniu zabiegami elektrycznymi.

Zbigniew Koczanowicz, który gra Rzecznickiego w przedstawieniu łódzkim, daje postać zabarwioną cechami złośliwości i przebiegłości. Scenę pierwszą rozpoczyna śmiechem; Rzecznickiego bawi zapewne zarówno pretensjonalne ozdobienie pałacu Respektów, jak i dziwaczny plan Fantazego, by się "zagapić" i upodobnić do tępego epuzera. Uśmiech ironiczny nie opuszcza twarzy aktora aż do momentu, w którym następuje gwałtowny przewrót. Interesującym szczegółem interpretacji wydaje mi się, że Rzecznicki pragnie tu jeszcze zachować pewne pozory. Walczy ze swym niepokojem, poniżeniem i rozpaczą. Chce sobie jakby dodać odwagi, coś mruczy pod nosem. Ale nie ma w nim już śladu z dawnej pewności siebie.

Owa problematyka godności ludzkiej ujawnia się w "Fantazym" niekiedy inną drogą: nie przez nagłe przeobrażenia, ale poprzez doprowadzenie pewnych procesów psychicznych do "punktu kulminacyjnego". Przykładem - sprawa Dianny. Postać ta zachowuje, jak wiadomo, rzadko przerywane milczenie aż do chwili, w której wszystkie uczucia znajdują wreszcie ujście w porywającym monologu. Dla samej tej rozmowy, której monolog jest ukoronowaniem, warto by na pewno grać "Fantazego", nawet gdyby utwór nie iskrzył się setkami innych niezwykłych wartości. Z zadziwiającą logiką i szybkością, bez jednego niecelnego czy zbytecznego słowa, zmierza rozmowa ku swemu finałowi. W przedstawieniu łódzkim grająca tę rolę młoda aktorka, Maria Wachowiak, zdradza jeszcze pewną nerwowość, niedoświadczenie, braki techniki. Ale jest w jej sposobie mówienia to, co się tutaj wydaje najważniejsze: napięcie, wzrastające niemal z każdym wypowiadanym słowem. Trzeba to uznać za zasługę reżyserską Byrskiego, że wykonawczyni roli Dianny nie dba przy wypowiadaniu monologu o żadne względy "charakterologiczne". Jest młodą i piękną, rozgniewaną dziewczyną, która broni swej godności, zagrożonej przez gwałt zadawany jej uczuciom, przekonaniom, świadomości ludzkiej, wrażliwości sumienia, samodzielnej zdolności osądzania świata (bliższego czy dalszego, wrogiego czy rzekomo przyjaznego).

Sprawa samego Fantazego wygląda inaczej. Zbigniew Niewczas zachowywał się w pewnych scenach jak dyplomata. Inteligentna, wrażliwa i sympatyczna twarz; w ruchach i gestach odcień pogardy wobec bliźnich; w każdej sytuacji - ostrożna rezerwa. Po scenie, gdy Respekt poniża się, rzucając Fantazemu w ramiona swą córkę na targu matrymonialnym, Niewczas otrzepuje sobie poły surduta, jakby chciał zrzucić dotknięcie nienajczystszej ręki! Szybki i prawie nonszalancki sposób, w jaki Fantazy wypowiada swe tyrady w scenach początkowych, brak mocniejszego zaangażowania w chwili słownej szermierki z Dianną, umiar w aktach końcowych - zdają się świadczyć, że nie chodziło ani o bolesny wewnętrzny rozrachunek z postacią psychicznie rozdartą, ani o pamflet wyrażony środkami karykatury aktorskiej. A jednak i tu zostały zaznaczone momenty przełomu. I to nie tylko po "pojedynku" z Majorem. Ale także i wtedy, gdy Fantazy naprawdę przeżywa oburzenie na tych, którzy wyrządzili krzywdę Idalii, przez niego samego skrzywdzonej! Gotów jest bronić jej nawet naprzekór swemu kapryśnemu przywiązaniu do życia; i obawie śmierci.

Jak się owa sprawa godności ludzkiej przełamała w rozumieniu sprawy Majora? Antoni Żukowski oddalił się od tonu wyidealizowanej szlachetności, w jakim tę postać nieraz przekazywano. Miał naturalny urok, na który się składają: odrobina przekory, sporo życzliwości wobec świata, poczucie zmarnowanego życia, a przede wszystkim sympatia wobec dwojga kochających się ludzi, którzy dla Majora stają się celem życia. Na tym tle mało jednak zrozumiała się staje sprawa owego "raptus mulieris", którym nas nagle Major zaskakuje. Wymaga ona nasycenia gry temperamentem bardziej żywiołowym i spontanicznym. A bez zaznaczenia tej wybuchowości mniej jasna się staje psychologiczna konieczność końcowej ekspiacji.

Może najtrudniej uchwycić moment "obudzenia człowieczeństwa", jeśli chodzi o małżeństwo Respektów. Zdaje się, że wykonawca roli tego marszałka, Jan Rudnicki, przyjął założenie, iż postać ta przyjmuje od początku do końca postawę małostkową. W scenie na cmentarzu nie zachowano nawet pozorów; Respekt bierze z rąk umierającego Majora wręczoną mu "bankocetlę" i sprawdza jej wartość. Bez silniejszego zaakcentowania mija moment niepokoju o Diannę w akcie czwartym, gdy Respekt rozpacza: "nad dziewczyną moją śmierć wisi". (Można jednak uznać te słowa jako pretekst do wyproszenia z okolicy, psującego plany matrymonialne, Majora). Widocznie twórcy spektaklu postanowili rozprawić się z małżeństwem Respektów, nie uznając żadnych łagodzących okoliczności, gdyż i Janina Jabłonowska, jako pani marszałkowa, zdawała się przede wszystkim troszczyć o subtelne zaznaczenie towarzyskiej obłudy, oraz sentymentalnej a nieszczerej ekstrawagancji.

W tych warunkach Idalia (Ewa Zdzieszyńska) staje się w pewnej mierze sumieniem środowiska, ukazanego w "Fantazym". Jej uśmiech, trochę melancholijny, sugerował, że rozumie i czuje więcej niż inni. Umie ona zachować wyrozumiałość wobec takich postaci jak Rzecznicki i Respektowie. A także współczucie - "przetłumaczone" na język własnych przeżyć - wobec Jana, którego całej tajemnicy chyba nie pojmuje.

Może kiedyś uda mi się bliżej uzasadnić pogląd, że sprawa konspiracji patriotycznej odgrywa w tym dramacie rolę istotniejszą, niż się to może wydawać. Dałoby się postacie utworu podzielić na dwie grupy: tych, którzy w jakiś sposób w sprawy spisku są wciągnięci, i wszystkich innych. Do pierwszych zaliczyłbym na pewno Jana, Majora i Diannę, przypuszczalnie także i Stelkę. O tej ostatniej mówi Jan, że "ma rusałki władzę" nad swoją siostrą; a sama Stella dodaje: "O! zawsze mnie słucha". Tak właśnie pojęła tę rolę Teresa Watras; jako połączenie dziecięcego zapału z naturalnym udziałem w sprawach siostry i Jana.

Kim jest Jan? Myślę, że nie bez powodu akcentuje się w rozmowie z Idalią sprawę jego pokory. Poniżenia kwiatowe są niczym dla tego młodzieńca, skazanego na życie żebracze. Pokora jest więc dla niego lekcją wielkiej godności, czyli wysublimowanej ambicji. I taką właśnie ambicją żyli i żyją ludzie najlepsi. Taka ambicja kazała im nie ustawać w oporze nawet po przegranej zbrojnej. To ona kierowała ich do walki na pozór beznadziejnej; walki, bez której nic nie byłoby na świecie możliwe. W sprawach osobistych ambicja każe się ludziom takim jak Jan wyrzekać najcenniejszych pamiątek i wspomnień. Zaakcentowania tej sprawy zabrakło Bohdanowi Sobiesiakowi.

Od czasów Andrzeja Pronaszki i jego niezapomnianej oprawy scenograficznej do krakowskiej inscenizacji "Fantazego" - trudno zaakceptować "pudełkowe" rozwiązania przestrzenne, zamknięcie utworu w salach (czy ogródkach i cmentarzach) kilku dworków podlaskich. Perspektywy się rozszerzyły zarówno w malarskim, jak i przenośnym sensie. Dostrzegamy poza nimi rozległe horyzonty. Mimo zastrzeżeń, jakie w wielu kołach budzi scenografia Liliany Jankowskiej i Antoniego Tosty, myślę że dobrze dostraja się ona do poetyckiego tonu widowiska. W scenach początkowych widzimy tuż przed sobą dziwne posągi "w ojca Adama przenajświętszym stroju". To element teatralizacji: narracja przestaje być reminiscencją, a staje się demonstracją widzialną i sprawdzalną. Niezwykłe urządzenie sceny w ogrodzie, uzasadnione gustem pani Respektowej, daje ostry akcent rozmowie Idalii z Janem. Finał cmentarny swymi przestrzennymi rozwiązaniami raz jeszcze potwierdza prawdę, że "Fantazy" nie czerpie swego uroku z uprawdopodobnień werystycznych, lecz z gry metafory i ironii, fantazji i dowcipu, buntu i tęsknoty, właściwej nowoczesnemu teatrowi poetyckiemu. Także i w tym sensie aktualność utworu jest uderzająca. Zgadzam się tu z konkluzjami pobudzającego essayu Edwarda Csató o "Fantazym", choć w wielu sprawach dotyczących interpretacji reprezentuję stanowisko przeciwne. Spektakl łódzki jest zarówno w swej myśli inscenizacyjnej, jak i ujęciu poszczególnych ról, a także i w swym kształcie plastycznym ciekawym przyczynkiem do toczącej się na temat "Fantazego" dyskusji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji