Artykuły

Przez sto lat nikt nie powie, co się tam działo

"Miłość w Königshütte" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Julia Korus w serwisie Teatr dla Was.

Ja nie wiem, kim ty jesteś! - Marzena Daniszewska z wyrzutem mówi do swojego męża Jana. Historia nie oszczędzała doktora Schneidera. Wcielony siłą do Wehrmachtu, polski lekarz batalionowy chce pracować w szpitalu na ziemiach śląskich. Ilekroć pada pytanie o narodowość, doktor deklaruje: Ślązak. Cichy, skromny, trochę wystraszony historią przetaczającą się nad głową, wierny ideałom, powściągliwy. Jest w Schneiderze coś, co sprawia, że inni do niego lgną. Stale jest komuś potrzebny.

"Dobrze maszerują ci Ślązacy" - fachowym okiem ocenia major Kiereński (Tomasz Lorek), pewny siebie wysokiej rangi wojskowy. Początkowo trudno mu uwierzyć w dobre intencje i idealistyczne pobudki lekarza, jednak z czasem docenia jego prostolinijność i zaczyna darzyć go pewną dozą zaufania. Umożliwia lekarzowi pracę w chorzowskim szpitalu, przychylił się także (choć nie bez zdziwienia) do jego prośby o możliwość zajęcia się więźniami Obozu "Zgoda" w Świętochłowicach. Major Kiereński na Śląsku czuje się obco: otaczają go ludzie, których języka nie rozumie i w których legendarną pracowitość nie chce uwierzyć. Po co mu Schneider? Gdy major ma wrócić do Moskwy, spotykając się ze doktorem oświadcza: "idę jak do przyjaciela, bo nie mam do kogo tu iść".

Nauczycielka Marzena Daniszewska (Anna Guzik) nie miała problemów ze skupieniem na sobie uwagi doktora: młoda, niezależna, pełna energii i wiary w swój zawód szybko doprowadziła go do ołtarza. Nakaz pracy na Śląsku i obce środowisko uwierają ją jednak coraz bardziej. Na lekcjach polskiego dzieci osaczają ją śląskością, której jako przyjezdna nie ma prawa zrozumieć. Zaczepiający ją po swojemu górnicy w galowych mundurach, błękitne ogniki i Skarbnik na kołysce zlewają się jej w jeden uciążliwy chaos. Marzy o tym, by wyrwać się do innego świata, gdzie mogłaby w spokoju pielęgnować w sobie wspomnienia o przodkach-powstańcach. Z zazdrością patrzy na śląską solidarność i lojalność, a jednocześnie akcentuje swoje poczucie wyobcowania. Nie udaje się jej podawanie dzieciom polskości w pigułce. Wpada w bezsilność, która wciąż rosnąc zmienia się w niepohamowaną agresję. Po co jej Schneider? Wychodzi za mąż, by zagłuszyć huczącą w głowie samotność w obcej, groźnej krainie.

Gdy na pierwszym planie młodzi małżonkowie kolejny raz nie dochodzą do porozumienia, w tle przy stole siedzą państwo Bainer (Grażyna Bułka i Kazimierz Czapla). Ich dom to ostoja śląskich wartości i tradycji. Z łatwością dogadują się ze Schneiderem, który odnosi się do nich z życzliwością i szacunkiem. Nauczone ciężkiej pracy pobożne małżeństwo nie przestaje czekać na syna, który dotąd nie wrócił z wojny. Jest w nich pokora i zgoda wobec decyzji boskich, w przeciwieństwie do rozmaitych werdyktów i wyroków dyktowanych przez ludzi. Po co im Schneider? Dzięki niemu nadmiar emocji, który zmagazynował się w nich podczas nieobecności syna, mogli przelać na dziewczynę wykradzioną potajemne z Obozu na "Zgodzie" (Daria Polasik).

Jan Schneider okazuje się też niezbędny ordynatorowi szpitala (Jerzy Dziedzic): bez niego nie dogadałby się z miejscową ludnością. Co chwilę pojawia się też niespokojny Langner (Artur Pierściński), który prosi lekarza o nielegalne wynoszenie ogromnych ilości leków, opatrunków i morfiny ze szpitalnego magazynu. Prosi jednak tylko na początku, później już tylko stanowczo wymaga tej pomocy. Potrzebują go też szare, skulone więźniarki Obozu na "Zgodzie", bezimienne bohaterki historii gorszych od najkoszmarniejszych snów.

"Jest pan bardzo zdyscyplinowany, doktorze Schneider" - rzekł major Kiereński. Tę samą dyscyplinę utrzymuje wyśmienity, poruszający Artur Święs, który od pierwszej do ostatniej minuty spektaklu nie schodzi ze sceny. Inni bohaterowie potrzebują go i w tej potrzebie zawsze go odnajdują. Wbiegają na scenę z różnych stron, dopadają lekarza, osaczają swoimi problemami, by po chwili ustąpić miejsca innym, kolejnym potrzebującym porady, rozmowy, leczenia, lub samej tylko (albo aż) jego obecności. Nikomu nie odmawia, nikogo nie bagatelizuje, a to wszystko z konsekwentnie kontrolowanymi emocjami człowieka, który wie, kim jest i po co żyje.

"Miłość w Königshütte" jest wspaniałym, zrealizowanym z rozmachem i wielkim wyczuciem spektaklem, dotykającym gorących i bolesnych faktów z historii Śląska. Ingmar Villqist, autor scenariusza i reżyser w jednym, budzi do życia plastyczny świat, w którym przy łóżku leżą polskie i niemieckie książeczki do nabożeństwa, w którym mimo historycznej, nieludzkiej zawieruchy najważniejsze wartości pozostają nienaruszone. Ta konsekwentna, pulsująca emocjami sztuka ma wielkie szanse stać się ważnym i niezwykle potrzebnym głosem w polsko-śląskiej debacie, który w teatrze - od czasów legendarnego "Cholonka" Teatru Korez - tak naprawdę milczał. Niezwykle osobisty spektakl Villqista, zupełnie pozbawiony nachalnej publicystyki, wskrzesza w ludzkiej pamięci historię dramatów ok. 6 tysięcy ludzi, którzy trafili do Obozu "Zgoda", szczególnie tych ok. 2 tysięcy, którym nie było dane go opuścić.

"Miłość w Königshütte" to kolejny dowód na to, że Teatr Polski bardzo odważnie, z wielkim zaangażowaniem i z fantastycznym przygotowaniem merytorycznym wchodzi w tematy ważne i trudne. Po takich sztukach, jak "Bitwa o Nangar Khel", "Mistrz & Małgorzata Story", "Żyd" czy "Hotel Nowy Świat", przyszła pora na przypomnienie widzom, co działo się za bramą świętochłowickiej "Zgody". A major Kiereński powiedział: "przez sto lat nikt nie powie, co się tam działo..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji