Artykuły

Dziewczyna z siekierą

"Judyta" w reż. Wojtka Klemma z Teatru Współczesnego ze Szczecina na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Szczecińska ,,Judyta" zaskakuje prostotą. Centralne miejsce na scenie zajmuje olbrzymi blaszak z białymi w środku ścianami. Będzie on zarówno wnętrzem pałacu Holofernesa, jak i twierdzą Izraelitów. Obok zawieszony napis ,,HERO", gdzie ostatnia litera zwisa niżej od pozostałych. Jeszcze kupka piasku i dmuchany basen. Maschy Mazur udało się stworzyć dla tekstu Hebbela otoczenie syntetyczne, choć jednocześnie surowe. Odległe pustynie Wschodu odpowiadają tej pozornej pustce świata scenicznego.

Holofernes (Arkadiusz Buszko) wkracza na scenę ze swoimi podwładnymi. Czarne mundury Asyryjczyków i wojskowe buty określają, kto tu jest agresorem. Władca przypomina Kserksesa z ,,300" Franka Millera. Tatuaż na głowie podkreślają pomalowane powieki. Do tej powagi nie pasują japonki, które wskazują, że ten bóg rządzi niepodzielnie w swoim domu. A zarazem jest to pan życia i śmierci. Jego żołnierze rozwijają przed nim dywany. On sam wita widownię królewskim gestem. Swoim oddechem wyznacza rytm gimnastyki żołnierzy. Karmi Achiora (Konrad Pawicki) kęsami jabłka, które odgryzał przed chwilą. Trzech mężczyzn jest mu całkowicie posłusznych. Nie mogą zrobić nic, o czym Holofernes by nie wiedział. Cały smak ich pokarmu musi być odebrany przez pana, dla nich zostają resztki. Są całkowicie bierni, a brak jakichkolwiek objawów buntu świadczy o potędze osobowości władcy. Rola Buszki pokazuje mężczyznę absolutnego. Niemłodego, lecz stanowczego. Esencję męskości, która staje się pociągająca.

W oblężonej Betulii do uszu Judyty (Marta Malikowska) docierają pierwsze wieści o nadciągającym Holofernesie. Dziewczyna nie jest tym faktem przerażona, wprost przeciwnie. Razem z Mirzą (Maria Dąbrowska) jest otoczona przez tchórzy i maminsynków. Efraim (Robert Gondek) to zestresowany elegancik, który dla kobiet jest o tyle atrakcyjny, o ile przynosi im coś drogiego. Judyta ze służącą noszą kolorowe sukienki. Trampki zmieniają potem na szpilki. Tylko one mogą ocalić swoje miasto przed zagładą, a ich bronią jest seksapil. Na pewno nie pomogą im współcześni mężczyźni - ciapy w sweterkach bez rękawów i kraciastych koszulach. W chwili trwogi przekrzykują się wzajemnie, a grupka aktorów wymienia się kwestiami m.in. Arcykapłana, Wnuka, Delii. Kłótnia i bezradność tłumu sprawiają, że wszyscy bardzo chętnie przystają na propozycję Judyty.

Kruczowłosa dziewczyna ma bardzo silną osobowość. Klemm ściera jej sylwetkę z tajemniczym Holofernesem. Oboje są jednostkami wybitnymi. Głęboka wiara kobiety może wynikać z chęci odnalezienia podpory, gdy cały świat męski zniewieściał. Archetyp Boga Ojca jest w spektaklu wyraźnie zaznaczony. Judyta śpiewa zduszonym głosem hebrajską pieśń ,,Echad Mi Yodea". Jej posłuszeństwo jest w gruncie rzeczy poszukiwaniem partnera. Tak by mógł się spełnić ideał Arystofanesa z ,,Uczty" o złączeniu dwóch połówek. Fuzja ta może się dokonać tylko na boskim poziomie. Najbliżej do niego właśnie Judycie i Holofernesowi. Postaci Malikowskiej o wiele bliżej do swojej imienniczki z ,,Księdza Marka", niż tej z Hebbela. Dumna kobieta wchodzi bowiem w dwuznaczną relację ze swoim oprawcą. U Słowackiego był nim dumny sarmata Kossakowski. W przedstawieniu Buszko przedstawia kogoś więcej. Jego Holofernes nie jest awanturnikiem i wagabundą, ale mężczyzną z zasadami. Stąd może brać się jego potęga. Niewzruszony monolit okazuje się być jednocześnie niezwykle wrażliwy. Dołączony monolog o doświadczeniu z wojny wietnamskiej pokazuje ludzką twarz władcy. Był on przerażony traktowaniem małych dzieci przez Wietkong. Pozory muszą być podtrzymane, tak więc Judytę i Mirzę przed wejściem do pałacu czeka próba utopienia. Żołnierze trzymają przechylone kobiety i wlewają w ich usta całą zawartość plastikowych butelek z wodą.

W przedstawieniu sporo jest takich brutalnych scen. Ale nie należy się spodziewać obsceniczności. Klemm podchodzi do tego bez zbędnej przesady. Poszczególne sekwencje potrafią poruszyć, choćby rzucenie Judyty na podłogę. Wspomniana woda ma tutaj szczególne znaczenie. Izraelici umierają z pragnienia, gdy Holofernes kąpie się w swoim basenie. Witalność życiowa łączy się więc z symboliką wód płodowych. Monarcha zaprasza Judytę do swojego kąpieliska. W ten sposób odbywa się pewien stosunek seksualny. Co więcej, postać Buszki pozwala kobiecie na naruszenie swojego ,,terytorium", do którego nikt nie ma dostępu. Związek obojga jest znacznie głębszy, niż można sądzić. Przez chwilę taplają się jak dzieci. Opada z nich cała otoczka powagi i bohaterstwa. Judyta wyraźnie uwodzi Holofernesa. U Hebbela wszystkie jej słowa są kłamstwem, które mają pomóc zgładzić Asyryjczyka. W szczecińskim spektaklu kobieta wierzy w swoje słowa, choć świadoma jest jednocześnie swojego obowiązku. Ona i władca są z różnych kultur, choć odnajdują wspólny język. Można zarzucić reżyserowi trywializowanie, ale jest to właśnie miłość.

Para jest zarazem potężna, jak i słaba. Ich heroiczne, choć zarazem ludzkie charaktery podkreśla wspomniany napis ,,HERO" z obwisłym ,,O". Skończył się czas wielkich opowieści. Judyta Malikowskiej jest żywcem wyjęta z obrazu Caravaggia. Mordu dokonuje niechętnie. Używa do tego siekiery. Wylewa kolejne wiadra krwi na śnieżnobiałą ścianę blaszanego pudła. Próbuje zrzucić wykonanie czynu na Mirzę. Ta jednak modli się, nie wspierając swojej pani. Ta ostatnia - co warto zauważyć - głośno obwieszcza zamiar zabicia Holofernesa dopiero wtedy, gdy jest już po wspólnej nocy. Sugeruje, że została zhańbiona. Ale de facto wspomina tę chwilę z rozrzewnieniem. Piękna Judyta wyznaje publiczności, że chce, by to ją teraz zabito. Wszystko po to, by nie narodziło się dziecko jej i Asyryjczyka. A może dlatego, że nie mogłaby żyć z piętnem zabójstwa ukochanego? Patrzeć w oczy potomka, którego pozbawiła ojca? Malikowska i Buszko jako centralne postacie dramatu budują świetne kreacje, nawet jeśli chwilami osuwają się one w emocjonalne płycizny.

Ten wątek wypada w spektaklu najlepiej. Scenom zbiorowym najbliżej do podobnych układów w krakowskiej ,,Piekarni" według Brechta. Nie brakuje im dynamizmu, a ruch sceniczny Prusaka jak zawsze się sprawdza. Problem w tym, że brakuje im wyrazistości. Są jedynie rodzajem intermedium dla właściwego wątku. Przedstawienie Klemma opowiada o ludziach wrzuconych w historię/mit, która przytłacza indywidualny wymiar ich tragedii. Reżyser pozwala sobie na pewien rodzaj jarmarczności, która bynajmniej nie banalizuje tematu. Stawia raczej na powszechną wrażliwość i owocuje to bardzo dobrym spektaklem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji