Artykuły

Hamlet w ponurym "everywhere"

"Hamlet" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Ewelina Szczepanik w serwisie Teatr dla Was.

Coś gnije w państwie duńskim - ale przecież wcale nie unosi się fetor. To gniją wartości, relacje międzyludzkie i cnoty. Gniją, następuje upadek moralności, powszechna degrengolada, zło w czystej postaci. Do takich ostateczności dochodzi w klasycznym dziele Szekspira, ale identyczne wrażenie można mieć po pobieżnej prasówce polskich mediów. Jak więc jest? Czy z ludzkością jest naprawdę źle, czy nic się od epoki elżbietańskiej nie zmieniło? To pytanie zadał sobie i publiczności Paweł Szkotak, reżyserując "Hamleta" w Teatrze Polskim w Poznaniu.

"Hamlet" jest tekstem trudnym i to wcale nie dlatego, że niełatwo go wystawić, ale raczej dlatego, że uczyniono to już na dziesiątki, jeśli nie setki, sposobów. Szkotak wybrał przekład Stanisława Barańczaka, najbardziej zbliżony do naturalnej mowy, ale też najlepiej oddający cienie dowcipu i ironii, przed jakimi nie uciekał autor "Makbeta". Tłumaczenie skądinąd nowoczesne - i takaż inscenizacja. Widz trafia na patio eleganckiej willi, oślepia go blask fleszy aparatów niewidzialnych paparazzi i już wiadomo, że to Hamlet współczesny, daleki od historycznego kostiumu. Elsynor nie jest już ponurym zamczyskiem w Danii, to raczej nie mniej ponure "everywhere".

Można spierać się, na ile jest to innowacyjne, a na ile wtórne przedstawienie. Szkotak odczytał Szekspira przez pryzmat rodziny, decydując się przy okazji na lekkie, nie nachalne uwspółcześnienie. Tablet, komórka, "Vanity Fair" wciśnięte Ofelii przez Poloniusza i kilka innych drobiazgów wyjętych ze świata poza teatrem podkreślają, że "Hamlet" jest dziełem nie tyle aktualnym, ile ponadczasowym.

Tytułowy bohater - w tej roli rewelacyjny Michał Kaleta - wygląda na niewiele młodszego od swojego stryja i niewiele starszego od Ofelii. Neurotyczny, kpiący, cyniczny i przerażająco inteligentny stanowi niejako esencję wszelkich złych rzeczy, jakie dzieją się w jego domu rodzinnym. W eleganckim płaszczu nie pasuje do wizji szalonego młodziana, ale przecież wcale nim nie jest. Samodzielnie knuje intrygę, metodycznie, krok po kroku doprowadza do kilku śmierci - i w obecności swych milczących ofiar wygłasza słynny monolog. Hamlet Kalety nie budzi nawet śladów współczucia - wydaje się być na wskroś złym albo przynajmniej przesiąkniętym złą ideą. Ta konsekwencja, od pierwszej sceny aż do ostatnich słów, jest zdecydowanie największą siłą tej świetnie skonstruowanej roli.

Równie ciekawie wykreowana jest postać głównego wroga księcia, króla Klaudiusza (Piotr Kaźmierczak). Manifestując swe uczucia do Gertrudy, jednocześnie budzi wstręt, traktując Ofelię nie inaczej jak pogardliwie. Niczym postać wyjęta z serialu kryminalnego, otacza się gronem... Właśnie, czyim? Służących czy żołnierzy gangu? Sporo tutaj dwuznaczności - a najbardziej widoczne jest to w kreacji Poloniusza (Wiesław Zaniewicz), manipulatora o skłonnościach homoseksualnych, którego brzydzą się nawet własne dzieci. Jego córka - w tej roli bardzo dobra Barbara Prokopowicz - nie jest niewinna, bo w takim środowisku nie można być czystym, ale jej krzyku rozpaczy i obnażenia nie widzi i nie słyszy nikt, wybiera więc śmierć. Za późno już na pełną wściekłości rozpacz Laertesa (Mariusz Adamski). W ostatniej scenie, słynnym pojedynku brata Ofelli i Hamleta, bohaterowie są już głównie swoimi głosami wewnętrznymi, odtwarzanymi z offu. A reszta jest milczeniem, poprzedzającym owację na stojąco.

Nie może jednak zabraknąć odrobiny dziegciu w tej beczce miodu. Irytować mogą nagłe momenty "rozluźnienia' akcji, których zdarza w poznańskim przedstawieniu kilka; niezrozumiały jest też moment wejścia publiczności - część ludzi, zdezorientowanych zakrytym pierwszym rzędem, zwyczajnie nie wiedziała, jak się zachować, zwłaszcza, że niemal równocześnie wciśnięto im kieliszki wina i stali się uczestnikami pół-stypy, pół-konferencji prasowej. Jedynym zgrzytem w doborze obsady okazał się Jakub Papuga, który jakby w ogóle nie pasował do roli Guildensterna i swego partnera, Piotra B. Dąbrowskiego. Brakuje też Fortynbrasa, by jak w wierszu Herberta, posprzątał po krwawej awanturze i pysze księcia Danii.

"Hamlet" jest tekstem mistrzowskim i efektownym, trzyma odbiorcę w napięciu od początku do końca. Dobry dramat jednak to tylko połowa sukcesu - trzeba mieć jeszcze pomysł na jego interpretację oraz dobry zespół, zdolny podołać takiemu wyzwaniu. Szkotakowi udało połączyć się te trzy czynniki w świetną, godną polecenia całość. Poznań naprawdę długo czekał na równie dobrą propozycję repertuarową.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji