Artykuły

Refleksje Szukszyna

Rzecz dzieje się w izbie wy­trzeźwień. Na siedmiu obskur­nych łóżkach pod brudnymi za­kurzonymi kocami śpi siedmiu ludzi, którym wódka dopomogła oderwać się na kilka godzin od rzeczywistości. Świta. Rozpoczy­na się dialog, przerywany od czasu do czasu przez brutalnego funkcjonariusza. Pensjonariuszy odwiedza również młody socjo­log, szukając odpowiedzi na py­tanie: dlaczego piją? Z opora­mi, ale poznajemy te przyczyny; bardzo indywidualne, choć w gruncie rzeczy wspólne. Piją, bo im źle; samotni, upokorzeni, pozostający w konflikcie z oto­czeniem. Rankiem zapłacą za to jeszcze jedną karą, czeka ich kolegium.

Kolejną, nieznaną jeszcze pol­skiemu widzowi opowieść tea­tralną Wasilija Szukszyna gra od niedawna Teatr Powszechny na Małej Scenie. Rzecz zatytu­łowana "Gdy obudzą się ran­kiem", wzbogacona została mo­tywami z opowiadań tragicznie zmarłego przed pięcioma laty wybitnego radzieckiego filmow­ca, aktora i pisarza. Przedsta­wienie reżyserował Piotr Cieś­lak w aranżacji plastycznej Ma­riusza Benoit, opierając się na tłumaczeniu Grażyny Strumiłło-Miłosz.

Szukszyn daje wdzięczny ma­teriał literacki dla teatru. Jest świetnym obserwatorem co­dziennych ludzkich bolączek, zgrabnie nakreśla sytuacje dramatyczne, wyraziście rysuje swoich bohaterów. Ostrze jego pióra celnie trafia w najdotkliwsze deformacje życia codzienne­go. Proza Szukszyna jednak, choć sporo w niej elementów satyry stawia sobie znacznie poważniejsze zadania niż zwy­kła komedia obyczajowa. Jakże często nie zauważają tego realizatorzy twórczości Szukszyna na naszych scenach. "Obśmiać" jego scenicznych i literackich bohaterów nie jest trudno. Trudniej przenieść na scenę szukszynowską refleksję nad człowieczym losem, wyekspono­wać głęboki humanizm jego utworów.

Z trudnościami tymi walczą także realizatorzy warszawskie­go przedstawienia. Zbytnio przejmują się komediową szan­są, jaką daje im sceneria izby wytrzeźwień i rozmowy na ka­cu. Zbyt często topią w śmiechu "chorobę dusz" szukszynowskich bohaterów. Choć nie wszyscy.

Z dziesięcioosobowej obsady wykonawców szczególne słowa uznania należą się Edmundowi Karwańskiemu. Wstrząsająco kreuje postać, dając esencjonalny obraz prostej ludzkiej wra­żliwości, kompleksów i samo­obrony. Tragiczny to obraz i bardzo przylegający do diagnozy społecznej Szukszyna. Przekonu­jąco wypadły także role Krzysz­tofa Majchrzaka i Jana T. Sta­nisławskiego. Ogromnie dużo kobiecego (ludzkiego, matczyne­go) ciepła wnosi ze sobą Anna Seniuk w roli sprzątaczki, Cioci Niury. Szarżuje może nazbyt Władysław Kowalski - choć jest w tym niezwykle zabawny; lecz od zarzutów zwalnia go po­niekąd rola drobnego recydywi­sty. Niezbyt czytelnie poprowa­dził reżyser finałową scenę z udziałem Bolesława Smeli - najistotniejszą, bo pointującą całą opowieść.

Przedstawienie w Teatrze Po­wszechnym zyskuje żywą reak­cję naszej publiczności; tym żywszą - że wesołą. Może tylko za wesołą jak na Szukszyna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji