Artykuły

Los mnie nie oszczędzał

- Śpiewam od... maleńkości. A że to się przeniosło na zawód, to tak już bywa w naszej profesji - mówi PIOTR MACHALICA, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie.

Można by chyba powiedzieć, że Pan nie z jednego pieca jadał chleb?

Oczywiście, że nie z jednego. A to z tego powodu, że zmieniałem miejsce zamieszkania, a tym samym piekarnie i piekarzy. Ale najlepiej smakował mi chleb w moim rodzinnym mieście, w Czechowicach-Dziedzicach. Wprawdzie tam się nie urodziłem, lecz w Pszczynie (bo w Czechowicach-Dziedzicach nie było oddziału położniczego), jednak chleb, jaki kosztowałem w Czechowicach nie miał pod względem smaku równego sobie. Jeśli panu o to chodziło, to taka jest moja odpowiedź.

Niezupełnie, użyłem przenośni. Mniemałem raczej, że Pan opowie o tym, jak w młodości zmieniał posady. A to był pracownikiem biblioteki Teatru Narodowego, to gońcem w redakcji Kuriera Polskiego czy sanitariuszem w izbie wytrzeźwień...

To się zgadza, tylko miało to miejsce tak dawno, że nie warto się tym epatować. Zresztą wielokrotnie się na ten temat wypowiadałem, że zaczynały te opowieści obracać się przeciwko mnie. Ale rozumiem pana ciekawość. Powiem tak: byłem młodym człowiekiem, odpowiedzialnym za swoje życie, za swoje postępki. Samo życie rzucało mnie w różne miejsca.

A czy wykonywanie tylu różnych zawodów, czy to doświadczenie przydało się Panu w aktorstwie?

Nie potrafię panu na to pytanie odpowiedzieć. Moja sytuacja wyglądała tak, że kiedy zdawałem do szkoły aktorskiej, osiągnąłem pewien limit wieku. Miałem 22 lata i byłem starszy od moich kolegów o 3 - 4 lata. Stąd moja wiedza życiowa była nieporównywalnie większa. Jedno wiem, że los mnie nie oszczędzał, życie pakowało mnie w różne sytuacje, ale w związku z tym poszerzały się moje horyzonty, wzbogacało moje doświadczenie o otaczającej rzeczywistości.

Podobno w bardzo wczesnym wieku młodzieńczym chciał Pan zostać księdzem. Wspominam o tym dlatego, że te marzenia znalazły jakby odzwierciedlenie w Pana pracy zawodowej. W serialu telewizyjnym "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" wcielił się Pan w postać księdza Wawrzyniaka i za tę rolę otrzymał nagrodę...

Rzeczywiście, serial został wysoko oceniony, uhonorowany nagrodę pierwszego stopnia Komitetu ds. Radia i Telewizji, natomiast ja dostałem nagrodę indywidualną za kreowaną postać. Bardzo to miło wspominam, bo to było moje pierwsze tak poważne zadanie aktorskie, zważywszy że byłem wtedy na trzecim roku szkoły teatralnej.

A czy większą radość, większą satysfakcję sprawia Panu granie w teatrze czy w filmie?

Nie ma to dla mnie większego znaczenia...

A jednak Pana ojciec, znany aktor, Henryk Machalicą, wolał Pana oglądać w filmach. Wręcz twierdził, że jest Pan zdecydowanie lepszym aktorem filmowym.

Musiał pan zapoznać się z wcześniejszą opinią mojego ojca, ponieważ później miał zupełnie inne zdanie na ten temat. A właściwie od momentu, gdy w trójkę (bo oprócz mnie i ojca, również brat Aleksander) zagraliśmy w sztuce Arthura Millera "Cena" na deskach poznańskiego Teatru Nowego, mój ojciec wyżej cenił teatr.

Dał się pan poznać również jako aktor śpiewający, występował z recitalami ballad i piosenek Bułata Okudżawy oraz Georgesa Brassensa. Kiedy zainteresował się Pan śpiewaniem?

Och, wie pan, śpiewam od... maleńkości. A że to się przeniosło na zawód, to tak już bywa w naszej profesji. Odpowiadając zaś poważnie, po raz pierwszy zaistniałem jako aktor śpiewający w programie telewizyjnym piosenek z tekstami Juliana Tuwima. Pewnie pan nie zgadnie, co wówczas wykonałem? "Grande Valce Brillante". Nie było to takie śpiewanie, jak interpretacja Ewy Demarczyk, raczej rodzaj melorecytacji. Pamiętam nawet dokładnie, kiedy to się stało. W 1981 roku, zaraz po ukończeniu przeze mnie szkoły teatralnej.

Na zdjęciu: Piotr Machalica.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji