Artykuły

Neverending story

Scenariusz, pełen melodyjnych i rytmicznych fraz, przez aktorów został potraktowany jak partytura do teatralnego słuchowiska - o spektaklu "Nieskończona historia. Oratorium na 30 Postaci, Chór, Orkiestrę i Sukę Azę" Teatrze Powszechnym w Warszawie pisze Karolina Wycisk z Nowej Siły Krytycznej.

Scena pogrążona jest w ciemności. Tu i ówdzie - nie od razu zresztą - pojawia się jakaś szczelina, z której sączy się światło. W półmroku próbujemy rozpoznać kontury: na ściankach oddzielających scenę od teatralnego zaplecza i na niewielkiej, metalowej antresoli zamontowane zostały drzwi, zza których teraz widać czyjąś sylwetkę, kontury twarzy, rzucony cień. Szepty kilkunastu osób melodyjnie łączą się ze sobą, nie zawsze są zrozumiałe, czasem wręcz nie można ich usłyszeć. Pierwsza scena "Nieskończonej historii. Oratorium na 30 Postaci, Chór, Orkiestrę i Sukę Azę" Artura Pałygi w reżyserii Piotra Cieplaka to bardzo dobre preludium do całego koncertu. Koncertu - bo o tym spektaklu nie da się mówić w kategoriach innych niż muzyczne.

Polifoniczne "oratorium" rozpisane zostało na gwar i zgiełk jednego dnia z życia mieszkańców kamienicy (chociaż miejsce właściwie nie ma znaczenia - zdarzenia te mogą przytrafić się wszędzie i każdemu). Pomiędzy ariami i śpiewem, nuceniem, naśladowaniem głosów ulicy, melodyjnym dialogowaniem czy po prostu pukaniem i szuraniem, każda z dwunastu osób przedstawia swoją historię. Chór Postaci i Przewodnik (Mariusz Benoit) komentuje przebieg zdarzeń. Akcja zaczyna się od zainscenizowania śmierci. Z samego rana Wiktoria Dworniczek (Elżbieta Kępińska) "poślizguje się" na podłodze w łazience, staruszka umiera przy dźwiękach chorału gregoriańskiego, który nie rozbrzmiewa wraz z niebiańskimi chórami, ale dobiega z głośników kuchennego radia. Los Dworniczkowej w mniejszym lub większym stopniu obchodzi mieszkańców kamienicy. Dla jednych to tylko sąsiadka, która "swoje przeżyła"; dla kogoś innego była wierną i jedyną towarzyszką spacerów po okolicy; dla właścicielki zakładu pogrzebowego (Olga Sawicka) śmierć staruszki jest rutyną wpisaną w godziny pracy. Aniela Dąbek (Maria Robaszkiewicz), najlepsza przyjaciółka starszej pani, zauważa jej nieobecność podczas przedpołudniowej mszy. Mimo że ma własną rodzinę - Paweł i Anna wpadają do babci dosłownie na kilka minut - kobieta czuje, że została już całkiem sama. Chór powtarza słowa: "Bóg wie, co tu teraz będzie..."

Będzie właściwie bardzo zwyczajnie, bo z codziennych sytuacji utkany jest tekst Pałygi. Podglądane przez judasza w drzwiach "nieskończone" (i niekończące się) historie na korytarzu i te zamknięte przed wzrokiem wścibskich sąsiadów w prywatnych mieszkaniach - jedne i drugie relacjonowane są później w okolicznych sklepikach i aptekach. Ktoś opowiada swoje sny, ktoś inny mówi o spotkaniu z "anielicą", o swojej bezsenności, pracy lub książce (epos o Gilgameszu - pierwszy znany tekst literacki!) znalezionej w antykwariacie. Społeczne uniwersum w pigułce: jest dziewczyna zatrudniona w McDonaldzie, kobieta w ciąży, kierowca karetki, skłócone małżeństwo, jest nauczyciel rysunku w technikum (z zamiłowania filozof), trener Trampek i specjalista od antykonsumpcyjnego stylu życia. Banalne opowieści kontrastują tu z ostatecznymi kwestiami życia i śmierci, które w murach kamienicy również pozbawione są patosu.

Na plakacie teatralnym "Nieskończonej historii" widać fragment kosmosu - na jednej z orbit krąży kamienica, pozostałe okręgi otaczają budynek. To trafna metafora "Oratorium na 30 Postaci, Chór, Orkiestrę i Sukę Azę". W mikrokosmosie ludzkich spraw żyją mieszkańcy kamienicy (wśród nich Suka Aza!), wraz ze swoimi dziennymi rytuałami i nawykami. Jednym z nich jest samotny mężczyzna, postać grana przez Andrzeja Mastalerza. Adam podaje swój przepis na robienie zakupów: wyłącznie w sobotę i na cały tydzień, realizuje "system odliczania produktów na półce" od 1 do 41 lub więcej, gdzie konkretna liczba (a więc i produkt) przypada na dany dzień. W ten sposób nie poddaje się on zgubnemu działaniu reklam, a jego jadłospis zostaje wzbogacony o artykuły spożywcze, o których istnieniu nie miał pojęcia. Precyzyjna kreacja Mastalerza zasługuje na szczególne wyróżnienie - aktor z dużą dozą humoru, ironii i nostalgii stworzył postać samotnika, którego nie można utożsamić wyłącznie z obrazem śmiesznego dziwaka.

Nagrodzony na konkursie "Metafory rzeczywistości" w 2009 roku w Poznaniu tekst Artura Pałygi został przystosowany do potrzeb nowej inscenizacji. Podczas pracy z reżyserem, dramatopisarz modyfikował poszczególne fragmenty, wycinał i dodawał kolejne wątki i, jak przyznał w jednym z wywiadów: "W efekcie 40 procent tekstu sztuki zostało napisane na nowo". Scenariusz, pełen melodyjnych i rytmicznych fraz, przez aktorów Teatru Powszechnego został potraktowany jak partytura do teatralnego słuchowiska. Nie znaczy to jednak, że obraz został zdominowany przez efekty dźwiękowe - aktorzy umiejętnie połączyli wymagające "ariowe" popisy z dynamicznym, wręcz tanecznym ruchem (choreografię do spektaklu opracował tancerz Leszek Bzdyl) i momentami zatrzymania scenicznego kadru.

Co ciekawe, na scenie ustawione zostały fotele, takie jak w kinie lub teatrze, tyłem do publiczności a przodem do zasłoniętej kurtyną przestrzeni. Aktorzy często zajmują miejsca na "widowni" i z tej pozycji przysłuchują się osobie, która jest w centrum wydarzeń. Ich status ulega ciągłym zmianom: raz są słuchaczami, raz narratorami czy komentatorami opowieści, przez cały czas aktywnymi uczestnikami "nieskończonej historii". O ile koncepcja teatru w teatrze wydaje się trafiona, o tyle nie wykorzystano jej w pełni: za kurtyną nic się nie dzieje, czasami tylko ktoś ją rozchyla, żeby wyjść na scenę. Szkoda, że ta atrakcyjna idea pozostała tylko pustym znakiem scenograficznym. Chociaż wizualna strona przedstawienia może wydawać się niedopracowana, dźwiękowa pozostaje bez zarzutu, zarówno efekty pracy zespołu, które słyszymy na żywo (aktorzy pobierali lekcje śpiewu u kompozytora Jana Duszyńskiego, który stworzył oprawę dźwiękową spektaklu), jak i te z nagrania (utwory wykonywane są przez Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Narodowej oraz zespół "Transemble"). Obok muzyki poważnej, Mozarta i chorału gregoriańskiego, tytułowego oratorium, pojawia się rockowy zespół "Siekiera", a niektóre sceny przypominają musicalowe ujęcia, jak z filmów Boba Fossa.

Piotr Cieplak, reżyser znany z realizacji wieloobsadowych (jego ostatnim spektaklem jest "Albośmy to jacy tacy" według "Wesela" Wyspiańskiego), po pięciu latach nieobecności powrócił do Teatru Powszechnego. Na pewno zyskał na tym zespół aktorski, który w "Nieskończonej historii" pokazał się z jak najlepszej strony. Energia sceny emanowała w stronę zasłuchanej publiczności. Myślę, że powrót specjalisty od opowiadania o życiu zwykłych ludzi w niepospolity sposób wyjdzie też nam - widzom - na dobre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji