Artykuły

Telewizyjny krzyk rozpaczy

"Jerry Springer. The Opera" w reż. Jana Klaty w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Jerry Springer - The Opera" pokazuje w stylu Palikota, że człowieka poznajemy dzięki skandalom.

Jan Klata wystawił we Wrocławiu musical, w którym Szatan (Konrad Imiela) wymachuje lateksowymi penisami, śpiewa do Jezusa Chrystusa (Tomasz Jedz) "Odp... się!". Jan Klata to jeden z niewielu reżyserów, który po 1989 r. nie odżegnywał się od chrześcijańskich korzeni, a z "Lochów Watykanu" według Gide'a uczynił manifest Ewangelii. Tymczasem w jego spektaklu Pan Bóg (Tomasz Sztonyk) nie tylko nie grzmi i nie odsyła Złego do piekła, lecz wyznaje: "Trudno być mną".

Jeszcze trudniej być człowiekiem żyjącym wbrew obyczajowym normom. To klucz do widowiska opartego na talk show Jerry'ego Springera o zdradach i perwersjach, wystawianego już od 21 lat. W produkcji wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej grający amerykańskiego prezentera Wiesław Cichy przekonuje, że ludzkiej natury nie da się zrozumieć, używając wyłącznie kategorii dobra i zła. To fasada znacznie bardziej skomplikowanej mydlanej opery, zinterpretowanej popisowo przez wrocławskich śpiewaków, a rozgrywającej się również w polskim parlamencie.

Dlatego dziw bierze, że obok obecnego na polskiej premierze Richarda Thomasa, kompozytora i współautora libretta, nie pojawił się Janusz Palikot. Polityk bywający często w teatrze czułby się jak ryba w wodzie na musicalu, przeciwko któremu protestowały brytyjskie organizacje chrześcijańskie.

We Wrocławiu mógłby on zasiąść w nobliwym audytorium Polskiego Radia, któremu scenograf Mirek Kaczmarek dodał do położonych centralnie organów... witraże z Jerrym Springerem w aureoli. W czasie przeznaczonym na reklamy stawały się telewizyjnymi ekranami, na których emitowano nakręcone ukrytą kamerą sceny sugerujące zoofilię lub homoseksualny seks w męskiej toalecie.

Zdrady wyjawiane w programie Springera to bowiem wierzchołek góry lodowej. Zazwyczaj ujawniają się seksualne czworokąty, pięciokąty, a ich podtekst bywa transseksualny bądź związany jest z upodobaniem do nietypowych zachowań, jak choćby sikanie na partnera.

Klata opowiada o tym z perwersyjnym przymrużeniem oka, zgodnie z przesłaniem Thomasa, że nie jest to na pewno nic gorszego niż rasistowskie zachowania chrześcijan z Ku Klux Klanu, którzy chcą zabić "czarnucha lub Żyda". Gdy na scenie pojawia się chór w białych kapturach, pada strzał przenoszący Springera do piekła. Do akcji i dysputy o naturze świata włączają się Bóg, Szatan, Jezus i Matka Boska.

Przeciwnicy musicalu doliczyli się w nim 8 tysięcy wulgaryzmów, ale czujemy się, jakbyśmy obserwowali konfesjonał i odbywającą się w nim spowiedź powszechną.

Sprawia to nie tyle kościelna scenografia, ile wyznania, do których w czasie kryzysu religijności dochodzi dziś w telewizji.

Reżyser dodał do libretta nazwiska Drzyzgi, Lisa, Wojewódzkiego, quasi[pauza]kapłanów zmieniającej się polskiej duchowości. Ale ważniejsze jest kardynalne pytanie: Skąd bierze się posunięta do ekshibicjonizmu szczerość przed wielomilionową widownią? Przecież marzenie bycia medialną gwiazdą przez 15 minut wszystkiego nie tłumaczy.

Jan Klata sugeruje, że fundamentalne przyczyny to przeraźliwa samotność i udręka, które nie pozwalają żyć. Gdyby jeszcze tylko Bóg mógł zasiąść przed telewizorem i wszystkich rozgrzeszyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji