Artykuły

Taniec mechanicznych zabawek

Najnowsza inscenizacja "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego w teatrze Wybrzeże zapowiadana była jako próba przywrócenia tego utworu współczesności. Jednak najmocniejszym punktem spektaklu okazał się sam tekst dramatu, którego obszerne fragmenty i dziś brzmią niezwykle aktualnie

Gdy myślę o "Weselu", przed oczami stają mi sceny z filmowej adaptacji dramatu w reżyserii Andrzeja Wajdy. To dzieło, pełne młodopolskiego przepychu, kolorów, ruchu, tańca, gwaru i muzyki, stało się punktem odniesienia także dla późniejszych realizacji teatralnych tekstu. Reżyser Rudolf Zioło, przygotowując "Wesele" w Wybrzeżu, stanął w opozycji do wizji Wajdy. Bohaterowie - z wyjątkiem młodej pary (Małgorzata Oracz i Dariusz Szymaniak) występują w strojach współczesnych, historia opowiedziana jest dość oszczędnie; dekoracje to ogromny, pomalowany na biało pokój biesiadny tylko ze stołem, krzesłami i instrumentami muzyków, w widowisku występuje ponad dwudziestu aktorów a rzadko - z wyjątkiem sceny finałowej - jest ich na scenie więcej niż dwóch czy trzech.

Reżyser w swoim czterogodzinnym spektaklu wykorzystał prawie cały tekst dramatu z niewielkimi tylko zmianami i skrótami; zrezygnował z paru trzecioplanowych postaci (między innymi Zosi) oraz Chochoła (część jego kwestii wygłasza inny bohater). Najbardziej widoczne jest "uwspółcześnienie" zjaw pojawiających się na scenie. Zamiast Wernyhory, Rycerza Czarnego czy Hetmana pojawia się - wygłaszając kwestie napisane dla nich przez Wyspiańskiego - żołnierz polski z roku 1939 (Florian Staniewski), powstaniec warszawski (Arkadiusz Brykalski) czy biznesmen (Krzysztof Matuszewski).

Na główną postać "Wesela" kreowany jest Poeta (gra go Piotr Jankowski), wokół tej postaci budowany jest cały spektakl. To on, jedyny, przechodzi wyraźną przemianę; na początku arogancki i błazeński (podkreśla to jego strój - czerwona marynarka i "szpanerskie" buty z zadartymi noskami w tym samym kolorze), spotyka się z duchem Rycerza i zyskuje - a może raczej odkrywa w sobie - bolesną wiedzę; świadomość małości mieszkańców tego kraju, ich głupoty, zadufania i niezdolności do jakiegokolwiek działania. To właśnie Poeta razem z Jaśkiem (Marcin Czarnik) jest świadkiem tańca w finałowej scenie (a raczej w tym spektaklu odczłowieczonego ruchu manekinów, marionetek czy nakręcanych zabawek), to z jego ust padają niektóre kwestie Chochoła.

Rudolf Zioło stara się w "Weselu" zrobić rzecz niewykonalną: pozostać wiernym dramatowi i jednocześnie odejść jak najdalej od jego korzeni. Wprowadzenie współczesnych ikon duchów - chyba najważniejszy zabieg reżyserski - przy zachowaniu ich oryginalnych dialogów nie wypada przekonująco. Reżyser też często każe swoim aktorom wygłaszać kwestie ironicznie, z intonacją pytającą czy z długimi pauzami. Uwypukla przez to niektóre wątki - chociażby antysemicki czy antyklerykalny - ale traci zupełnie doskonały rytm dialogów. Trudno też ocenić współpracę zespołu aktorskiego Wybrzeża - a "Wesele" przez dużą liczbę ról teoretycznie daje taką możliwość - bo rzadko na scenie gra razem więcej niż trzech aktorów; nawet w scenie finałowej, gdzie pojawiają się wszyscy, kwestie wygłasza tylko kilku. Niestety, najmocniejszym punktem tego wystawienia "Wesela" pozostaje sam tekst Wyspiańskiego - zabiegi reżysera raczej mu przeszkadzają niż pomagają.

Na zdjęciu: Magdalena Boć (Rachela) i Ryszard Ronczewski (Żyd)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji