Taniec smutnej myśli
- Niektóre uczucia może wyrazić tylko krzyczący góral, a znów inne gruba baba, oddająca w tańcu temperaturę tego, co ją boli - mówi Janina Niesobska.
Leszek Karczewski: Jak powstawał scenariusz tego muzycznego widowiska?
Janina Niesobska, reżyser i choreograf: Tango jest formą muzyczną i choreograficzną. I na niej oparliśmy nasz spektakl. Z olbrzymiej literatury muzycznej wyselekcjonowaliśmy 23 utwory i zbudowaliśmy z nich jedną całość. Poszczególne piosenki łączy dramatyczna więź. Aktorzy nie wchodzą na scenę po to, żeby zaśpiewać, ukłonić się i zejść: kolejne numery korespondują ze sobą postacią, myślą itd. W końcu ktoś rzekł niegdyś, że tango to smutna myśl, którą się tańczy.
Po tę myśl sięgają także filmowcy: Carlos Saura, Sally Potter...
- Mając przy tym ten komfort, że nie śpiewają. A tu trzeba zatańczyć, zaśpiewać i zagrać, wyinterpretować słowa.
- Każde nasze tango to "Hamlet" w trzy minuty - podsumowuje Teresa Stokowska-Gajda, kierownik muzyczny spektaklu. - To monodram, jednoaktówka.
- Ale u podstaw zawsze jest on i ona, i ich wzajemny stosunek. Uległość i atak, żal i radość, pogarda, skarga, błaganie - to wszystko odcienie tego samego tematu miłości. A miłość zmienia się także wraz z cywilizacją. Kiedyś zakochani przez lata spacerowali po Łazienkach, zanim zdobyli się na odwagę przytulenia się do siebie w tańcu. Dziś jedno słowo "kochać" usprawiedliwia brak jakichkolwiek ograniczeń. Konwenanse się skończyły. Dlatego nasze widowisko przygotowujemy z myślą o współczesnych dynamicznych 24-latkach. Samo tango jest agresywne, chropawe, mroczne, rozgrzewające i mrożące, zawiera olbrzymią amplitudę namiętności. To muzyka argentyńskich knajp, która wręcz nie może być wykonywana przez wygładzone głosy. Na świecie jest kilkoro wspaniałych śpiewaków - ale niektóre uczucia może wyrazić tylko góral, krzyczący tzw. białym głosem, a znów inne - gruba baba, oddająca w tańcu temperaturę tego, co ją boli.
- W tym aktorów wspomagają muzycy - dodaje Stokowska-Gajda. - Obowiązkowy akordeon, skrzypce, klarnet i saksofon, oraz sekcja rytmiczna: pianino i kontrabas. Mamy m.in. tanga Mariana Hemara, Jerzego Petersburskiego, Kurta Weila, Jacquesa Brella i Włodzimierza Korcza, także jedno mojego autorstwa. A wszystko spaja klamrą melodia Zdzisława Szostaka.
A czy ten projekt nie jest przypadkiem rękawicą rzuconą łódzkim teatrom muzycznym?
- Nie. Po prostu żaden z nich nie wystąpił z taką propozycją, jaką dał nam dyrektor Waldemar Zawodziński. Poza tym znalazłam tu zespół jedenastu młodych osób. Dobrych. Znam się na tym.
Rozmawiał Leszek Karczewski