Artykuły

Ze śpiewem jest jak z miłością

- To podsumowanie bardzo intensywnego okresu w mojej działalności scenicznej. Ona dalej będzie trwała, ale oczywiście w mniejszym zakresie. Bardziej teraz interesuje mnie to, żeby organizować pracę zespołu, ale też żeby reżyserować, żeby przekazywać to, czego się nauczyłem przez tyle lat - rozmowa z jubilatem ZBIGNIEWEM MACIASEM.

Muzycznego, miłości do śpiewania i o pasji żeglowania rozmawia Małgorzata Mijas: Czy Pana jubileusz to jest czas podsumowań, wspomnień, czy może planów?

Zbigniew Macias: To jest taka chwila, kiedy na pewno myśli się o tym, co było i to dużo. To jednak jest trzydzieści lat. Co ja robiłem trzydzieści lat temu? Zaczynałem właśnie tutaj. Siłą rzeczy się dużo wspomina, ale to nie może być jedynym powodem do organizowania jubileuszy. Dla mnie najważniejsze jest nie to, co robiłem w życiu, tylko to, co robię w tej chwili i to, co będę robił za chwilę. Myślę, że to jest taki okres zamknięcia mojej działalności jako śpiewaka operowego, tudzież w ogóle artysty śpiewającego. Natomiast bardziej jest to otwarcie na coś, co robię od pewnego czasu - na pracę nad innymi, a nie nad sobą. Prowadzenie teatru muzycznego nie jest rzeczą łatwą dlatego, że to jest dziedzina sztuki wymagająca bardzo wielu różnych umiejętności, często jest to sztuka przez wielu lekceważona.

Czy to będzie takie Pana pożegnanie ze sceną?

- Nie, na pewno nie. To podsumowanie bardzo intensywnego okresu w mojej działalności scenicznej. Ona dalej będzie trwała, ale oczywiście w mniejszym zakresie. Bardziej teraz interesuje mnie to, żeby organizować pracę zespołu, ale też żeby reżyserować, żeby przekazywać to, czego się nauczyłem przez tyle lat. To jest dla mnie najważniejsze.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że największą miłością Pana życia jest śpiew. Czy ta miłość trwa? I jaka jest?

Tak, ona trwa w dalszym ciągu. Jest już bardzo dojrzała. - Pamiętam, jak jeszcze studiowałem, to był wielki okres fascynacji muzyką. Odkrywałem rzeczy, których wcześniej mnie nikt nie nauczył. Wyrosłem w środowisku, które nie znało muzyki poważnej, opery, operetki, czy liryki muzycznej. To był dla mnie świat, który odkrywałem i przyznam, że lata studenckie i później lata w teatrze, to była cudowna przygoda muzyczna. To jest tak, jak z miłością. Jest okres absolutnego oczarowania, później spełnienie tej miłości, a po pewnym czasie już jesteśmy pewni tej miłości i traktujemy ją jako coś oczywistego. I z wiekiem mamy do tego może większy dystans, ale nie znaczy, że mniej kochamy. Inaczej. I tak jest z moim podejściem do śpiewu.

A czy pamięta Pan taki moment, w którym wiedział Pan już, że chce śpiewać?

- To, że zostałem śpiewakiem, to był właściwie przypadek. Chciałem zostać aktorem dramatycznym. Oczywiście, z muzyką miałem do czynienia od wczesnej młodości, bo kiedy miałem 11 lat, tata kupił mi saksofon. Tak nietypowo zacząłem i na tym saksofonie pogrywałem sobie przez wiele lat, ale nie myśląc zupełnie o śpiewaniu. Oczywiście śpiewałem w jakichś zespołach. Zakładałem zespoły, wyrzucali mnie, ja wyrzucałem innych. Jak to młodzi ludzie, którzy próbują sobie ułożyć życie. Mnie muzyka zawsze interesowała i była dla mnie bardziej interesująca od rzeczy, które interesują młodego człowieka. I to było zainteresowanie muzyką rozrywkową, wtedy to się nazywało big beat. Ale to, że zostałem śpiewakiem operowym, to był przypadek, ktoś mnie namówił do tego, żebym złożył papiery do ówczesnej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Łodzi, na wydział wokalno-aktorski, zrobiłem to i tak się złożyło, że ktoś dostrzegł we mnie jakiś talent, przyjęto mnie na studia muzyczne. I wtedy się zaczęło. I ten świat mnie oczarował.

A pierwsze zetknięcie z naszym Teatrem Muzycznym?

- Pierwsze moje wejście na scenę Teatru Muzycznego... to było na pierwszym roku studiów, kiedy wydział wokalno-aktorski realizował operetkę "Gejsza". Wtedy studenci byli solistami, natomiast teatr zapewniał całą bazę, czyli chór, balet, orkiestrę. A ponieważ chór miał pewne braki, stąd dokooptowano mnie i jeszcze dwóch kolegów z pierwszego roku do chóru Teatru Muzycznego i tu miałem swój debiut. Bardzo dawno temu.

Czy ma Pan tremę jeszcze teraz?

- Ona jest za każdym razem, ale różny jest stopień tej tremy. To wszystko zależy od przygotowania i samopoczucia. Wszystko jedno, czego by się nie robiło, czy to jest taniec, śpiew, reżyserowanie, to trema jest tym większa, im mniej jesteśmy pewni efektu, jaki chcemy osiągnąć. I oczywiście najtrudniejszą rzeczą jest, żeby tę tremę opanować i ci, którym się to udaje, coś robią w tym zawodzie. Ci, którym się nie udaje, niestety nie mają tej szansy, ponieważ nie są w stanie pokazać tego, ile są tak naprawdę warci.

Sobotni spektakl jest dla Pana sentymentalnym powrotem na scenę?

- Jest to trochę sentymentalna sprawa, mianowicie będąc studentem oglądałem dziesięć ostatnich spektakli "Człowieka z La Manchy", który został zrealizowany w Teatrze Wielkim z cudownym Władysławem Malczewskim. I tutaj, później, kiedy w 1998 roku zrealizowaliśmy "Człowieka z La Manchy", to była jakby kontynuacja tamtego widowiska. Marzyłem o Don Kichocie i to od wielu lat, nie wierząc, że to może się spełnić, a tak się stało, więc jest dla mnie w tym coś osobistego. Dlatego to było ważne, żeby przy okazji wznowienia tytułu był mój jubileusz, bo jubileusz jest tylko przy okazji i to spektakl jest ważniejszy.

Marzył Pan o roli Don Kichota, czy dziś są jeszcze takie role, o których Pan marzy? I czy jakieś Pana marzenia już się spełniły?

- Nigdy nie ma tak, żeby się udało wszystko, ale większość

z marzeń, które miałem, już się spełniła. To takie wydawałoby się nieosiągalne. Teraz wiem, że nie mogę zagrać jakiegoś młodego bohatera, bo mam już swoje lata i byłoby to niewiarygodne. Mimo że temperamentu by mi na to wystarczyło. Powiedziałem kiedyś w jednym z wywiadów, że moim marzeniem jest, żeby uprawiać ten zawód w dobrej kondycji, żeby być wiarygodnym. I nie jest istotne jaką rolę gram, ale żebym to robił dobrze, żeby to było interesujące dla człowieka, który kupił bilet i przyszedł do teatru. To jest najważniejsze, nie konkretna rola. Myślę, że kilka pięknych ról zagrałem w operowych inscenizacjach - Scarpii w "Tosce", Figara w "Weselu Figara", czy chociażby Św. Piotra w "Quo Vadis", nie wspomnę już o Amfortasie w "Parsifalu", czy Johanaanie w "Salome", a z kolei z musicalu Tewje Mleczarz, Don Kichot i Zorba. Czegóż mi brakuje jeszcze? Chyba Jeana Valjeana w "Nędznikach", ale to raczej już nie będzie możliwe w realizacji. Przy czym, wcale nie żałuję, że tego nie zagrałem, choć na pewno byłoby to ciekawe. Moje marzenia są teraz bardziej związane z tym, co chciałbym zrealizować jako reżyser.

Kiedyś powiedział Pan, że marzy o rejsie po Morzu Śródziemnym, czy to marzenie się spełniło?

To musiał być bardzo dawny wywiad, bo ja już tych rejsów odbyłem wiele. To są miłe chwile w życiu żeglarza, bo Morze Śródziemne to jest sama przyjemność żeglowania. Bez tych ujemnych stron. Wspaniałe okoliczności przyrody, wspaniała pogoda. To bardziej turystyka w dobrym towarzystwie, niż żeglarska praca. Prawdziwa praca żeglarska to były rejsy po Bałtyku, po Morzu Północnym, Norwegia, Anglia. To jest coś, co zostaje na zawsze w pamięci i kształtuje osobowość, bo wymaga od człowieka jednak sporego wysiłku fizycznego, innego spojrzenia na siebie i ogromnej kontroli. Na pewno też większej wiedzy i przede wszystkim hartu, bo bez tego żeglować po morzu się nie da. Ale Morze Śródziemne to sama przyjemność. W tym roku wybieram się po raz drugi na Korfu i będę pływał po Morzu Jońskim, piękny rejs. Mam taką teorię, że w żeglarstwie żeglarz powinien mieć swój wiatr, tak samo w życiu. Każdy musi znaleźć swój wiatr.

A w teatrze?

- Tak samo. Trzeba umieć znaleźć siebie w tej rzeczywistości. Tak żeglować w życiu teatralnym, żeby to miało sens.

Bo o tym mówimy, żeby dopłynąć do portu. Portem może być rola, może być inscenizacja. To jest nasz port i my musimy dopłynąć do niego z sensem, nie poddawać się wiatrowi, nie płynąć tam, gdzie wieje, tylko wykorzystywać go dla swoich celów. W żeglarstwie to jest tak zwane halsowanie.

Czy pamięta Pan jakieś wpadki związane z występami na scenie?

- W życiu operowym zdarzały mi się takie chwile. Kiedyś spóźniłem się na scenę w Teatrze Wielkim w Łodzi, na "Cyrulika sewilskiego". Jak zapadła cisza, to skomentowałem to w ten sposób: "Ale plama, ktoś nie wszedł!", po czym zrozumiałem, że to właśnie ja.

Czy teatr jest magiczny?

- To jest dobre pytanie. Bo co to jest teatr? Teatr to są ludzie. Czyli ludzie tworzą ową magię teatru. Dla nich to jest ważne miejsce, czasem najważniejsze. Pamiętam kiedy przyszedłem tutaj, do Teatru Muzycznego w Łodzi. Był to 1981 rok. Wtedy była tutaj atmosfera robienia czegoś dobrego, porządnego. Dla mnie, jako młodego człowieka, to wszystko było magiczne. Taką chwilę przeżyłem też w Sao Paulo w Brazylii, kiedy realizowaliśmy w teatrze Alfa Real "Don Giovanniego". Pamiętam, że zebrano tam ekipę międzynarodowych śpiewaków, z reżyserem Holendrem, która mogła wszystko. To byli ludzie, którzy się tym cieszyli, to było bardzo piękne. Myśmy w Łodzi przeżywali trudny okres w teatrze podczas remontu. To nie było łatwe. Taką radością była nasza ostatnia premiera, pierwsza po remoncie - "Wonderful Town", bo to jest trudne dzieło do realizacji, nie tylko dla naszego zespołu, ale dla każdego zespołu. Cieszyliśmy się na wspólną pracę. I ci, którzy chcieli w tym zobaczyć coś pozytywnego, to to zobaczyli.

A czy można by ten budynek przenieść w inne miejsce? Czy byłby to ten sam teatr, czy już inny?

- Nie można przenieść żadnego teatru do nowego miejsca, bo to już będzie inny teatr. To jest specyfika miejsca, ludzi, którzy w tym teatrze są, którzy wnoszą z sobą do teatru pewną obyczajowość. Nam się wydaje, że Polacy się nie różnią. Oczywiście, że się różnimy. To są drobiazgi, ale jak one się poskładają w większą całość... to to jest czasem wielka różnica. Nie da się przenieść teatru, tym bardziej, że nie mamy powodu. Mamy piękny gmach, dobry zespół, chcemy coś zrobić. Jesteśmy głodni sukcesu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji