Artykuły

Zemsta w domu Fredry

Na tę premierę miłośnicy teatru czekają z równą niecierpliwością, jak na pierwszy spektakl w odnowionym Teatrze Narodowym. Szybko rozeszła się po Warszawie plotka o grającej w "Zemście" plejadzie gwiazd. Czy jednak wystawianie w dzisiejszych czasach klasycznej komedii ma jeszcze sens?

Andrzej Łapicki - dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie ma ambicję stworzenia z tej stołecznej sceny "domu Fredry". Chce, aby w repertuarze znalazły się ważniejsze sztuki klasyka. Na wzór paryskiej Comedie Francaise - "domu Moliera".

Premierę "Zemsty" zaplanowano na sobotę. Jednak już tydzień wcześniej wszystko jest gotowe: dekoracje i kostiumy, aktorzy doskonale znają swe kwestie. Charakteryzatorzy, krawcy, stolarze, inspicjenci pracują w cieniu reżysera, scenografa i aktorów. Wszyscy stremowani czekają na dzień premiery. Na razie są pełni zapału. Później utopią w alkoholu albo ogromną radość, albo smutek porażki.

Po wojnie "Zemsta" była wystawiana na scenach polskich 91 razy. Dla każdego reżysera i aktora zmierzyć się ze sztuką obrosłą legendą i szkolnymi stereotypami jest wyzwaniem. Każdy kolejny odtwórca Cześnika marzy, by dorównać Kurnakowiczowi, Świderskiemu czy Pawlikowi. Każdy kolejny Rejent myśli w duchu, że jego kreacja przerośnie legendę Opalińskiego, Holoubka czy Jaracza, a kolejni Papkinowie chcą, by również ich teatrolodzy wymieniali jednym tchem obok Solskiego, Gołasa czy Pszoniaka. Aktorzy wybrani przez Andrzeja Łapickiego też o tym marzą.

Milczący i chytry jak polityk

Ignacy Gogolewski - Rejent Milczek:

- Jest taki, jak to wynika z jego nazwiska - milczący. Ale nie należy go traktować jak człowieka zaciętego. On raczej uwielbia grę pozorów. Jest świetnym aktorem. Kiedy trzeba milczy, kiedy musi - jest usłużny. To człowiek z krwi i kości, dbający o swoje interesy. Chce dokuczyć Cześnikowi, syna wydać za Podstolinę, i nie pozwala sobie w kaszę dmuchać. Jak trzeba, to i głos podniesie, i postawi na swoim. Jednym słowem wie, jak z ludźmi należy postępować. Chciałbym być taki - zamknięty i przebiegły. Takim ludziom lepiej wiedzie się w życiu. A ja jestem raczej Cześnikiem.

"Zemsta" to nie jest tylko fabuła. Ona nie jest tak bardzo istotna. Przychodzą nowe czasy i okazuje się, że klasykę należy sobie przypomnieć i zinterpretować raz jeszcze. Czyż te stosunki towarzyskie, które łączą współczesnych polityków nie są zakorzenione gdzieś tam, w dawnych czasach? Do oczu sobie skaczą, dużo bardziej niż Rejent i Cześnik.

Geniusz Fredry polega na tym, że umiał genialnie przedstawić przywary Polaków. Wieki mijają, a nasz narodowy charakter wcale się nie zmienia. Ludzie przyjdą, żeby zobaczyć nową wersję "Zemsty", tak jak ciągle chodzą obejrzeć kolejne wersje "Hamleta" i grające w przedstawieniu gwiazdy.

Antagonizm między mną a Danielem istnieje tylko na scenie. Chociaż Daniel jest tak świetny, że gdy słyszę kwestię "Rejent skona", zaczynam bać się o moje zdrowie.

Kmicic 20 lat później

Daniel Olbrychski - Cześnik Raptusiewicz:

- Chciałbym, aby ta postać była taka, jak ją bezbłędnie napisał Fredro - w rytmach, w soczystości języka, w zmianach nastroju, w didaskaliach. Nie narodził się dotąd lepszy od niego komediopisarz. Autor jest jak kompozytor znakomitej muzyki. Tyle, że za każdym wystawieniem tę muzykę gra inny instrument. Nuty są napisane, a nowoczesność polega na tym, że gra je kolejne pokolenie aktorów obdarzonych innym poczuciem humoru. I w tym właśnie tkwi sens wystawiania Fredry dziś.

Mam nadzieję, że subtelny humor Fredry, porównywany z tym, który uprawiają współcześni twórcy, a zwłaszcza scenarzyści filmowi, spodoba się młodzieży. Filmowcom wydaje się, że im bardziej rzucą mięsem, tym bardziej są dowcipni. Owszem, Fredro też bywał obsceniczny, słów dosadnych używał w charakterze przecinka. Wszystko było jednak dowcipnie napisane. W "Zemście" jest dwuznaczny, aluzyjny, rubaszny, ale nie wulgarny.

Najważniejsze w "Zemście" są charaktery postaci. Choć odziane są one w kontusze i mówią staropolszczyzną, przypominają współczesnych polityków. Mój Cześnik, w przeciwieństwie do polityków kocha ludzi, chociaż jak oni jest intrygantem.

Odtwórca Cześnika musi być kimś obdarzonym temperamentem dość gwałtownym - adekwatnym do nazwiska bohatera.

Nie będę się odcinał od swojej przeszłości aktorskiej. Postać Kmicica jest wpisana w moją aktorską młodość i w pewnym sensie Raptusiewicz jest Kmicicem, tylko trochę starszym. Kawalerem, który nie spotkał Oleńki, a zachciało mu się żenić po pięćdziesiątce.

Do zagrania tej postaci namawiał mnie od dawna Adam Hanuszkiewicz, z którym przeżyłem moją pierwszą przygodę fredrowską, grając w zawodowym teatrze Gucia w "Ślubach panieńskich". Andrzej Łapicki jako reżyser ma nadzwyczajne wyczucie Fredry - "Zna proporcję, mocium panie".

Całą "Zemstę" umiem na pamięć. Już w liceum wystąpiłem w szkolnym przedstawieniu w roli Papkina. Bardzo ją lubię i zazdroszczę Damianowi Damięckiemu, tak jak się zazdrości pięknej kobiety, nowego samochodu czy szybkiego rumaka. Muszę teraz zagrać Raptusiewicza, bo zanim się obejrzę, to za kilka lat będę mógł zagrać już tylko Dyndalskiego.

Miły staruszek po przejściach

Wiesław Michnikowski - Dyndalski:

- Cześnik bardzo lubi Dyndalskiego, a Dyndalski te uczucia odwzajemnia. Wierzy w Cześnika, w jego nieomylność i ma tej wiary aż w nadmiarze. Zjedli razem beczkę soli, znają się z bitki i wypitki.

Smutny fanfaron w akcji

Damian Damięcki - Papkin: - Mój Papkin jest oczywiście śmieszny, ale również trochę i smutny. To człowiek z przeszłością. Usiłuję go grać nie tak bardzo komediowo. Bo przecież tyle rzeczy w życiu mu się nie udawało, a tak strasznie się cieszy i ciągle żartuje, choć wciąż patrzy, czy nie przeholował w swoich osobistych wycieczkach. Czy nie przekroczył granic wytrzymałości swoich partnerów. Bardzo wierzy w swoje oszustwa, ale ma chyba więcej serca. Jest jak baron Münchausen, wymyślając sobie różne sytuacje.

Oczywiście boli go odtrącenie jego zalotów przez Klarę, ale pod koniec sztuki bardzo się cieszy, że bratanica Cześnika wychodzi za Wacława. Jego zardzewiała szpada Artemiza nie jest dla nikogo groźna.

To jest taka rola, która straszliwie obrosła legendą. Człowiek grający Papkina dzisiaj odczuwa pokusę odkrywania tej postaci na nowo. Żeby zagrać tę rolę w "Zemście" nowocześnie trzeba po prostu pokusić się o wykonanie wszystkich zaleceń autora, nie najłatwiejszych przecież.

Duchowa kuzynka Telimeny

Grażyna Barszczewska - Podstolina:

- Podstolina to postać figlarna, trochę jak mickiewiczowska Telimena. Ma chłonne serce, wielkie potrzeby duszy i ciała. Nie gardzi pieniędzmi i robi wszystko, żeby się nieźle urządzić - szybko złowić kolejnego małżonka. Jest przy tym osobą dowcipną, choć przecież żadną intelektualistką, kobietą która twierdzi wprost "nie mieć męża mocno boli". Dlatego w stanie "żennym" chce być ciągle, czy to legalnie, czy trochę mniej, tak jak to było w przypadku jej wcześniejszego związku z synem Rejenta Wacławem. Jest taka jak w znanym dowcipie - jej wszystko kojarzy się z seksem. Kokietuje mężczyzn, ale przy tym jest sympatyczna i wdzięczna. Jak każda komediowa postać oczywiście wzbudza sympatię. Staram się wydobyć autentyczną "zabawność" tej postaci.

"Zemsta" to taka genialna kreskówka. Postacie są narysowane tak wyraziście, że nie ma co wymyślać. I nie trzeba np. robić z Podstoliny lesbijki, co być może kusiłoby tzw. awangardowych reżyserów.

Po raz pierwszy gram w "Zemście". Są tam pewne niuanse, których dzieci nie chwycą, choć to lektura szkolna. A dorośli zrozumieją te aluzyjki, podane ze smakiem i z pikanterią. Sądzę, że dyrektor Andrzej Łapicki wystawia tę komedię nie tylko dlatego, że bardzo kocha Fredrę i że chce zrobić z Teatru Polskiego dom Fredry. Tak naprawdę ta sztuka jest wciąż aktualna.

Zemsta dla śmiechu

Andrzej Łapicki, reżyser spektaklu:

- Chciałbym, żeby to była "Zemsta" wesoła. Widzowie mają się serdecznie bawić tą komedią. Tak jak i aktorzy, wydobywając umiejętnie z fredrowskiego wiersza rymy i pointy. To przedstawienie ma gwiazdorską obsadę. Sądzę, że te znakomite nazwiska przyciągną publiczność.

Kto czyta Fredrę:

Nastolatki z warszawskiego Liceum im. Aleksandra Fredry wolą sztuki patrona oglądać, niż je czytać. - Trzeba mieć dużą wyobraźnię i bardzo skupić się na tekście - podkreśla Ola, szkolna poetka.

- Fredro to pisarz zaprzeszły, ale jego humor do nas dociera - zgodnie twierdzą drugoklasistki. - Jest ciekawszy niż na przykład Niemcewicz. Bo kogo dzisiaj śmieszy jego "Powrót posła"? Nikogo. Dobrze, że w tamtych czasach znalazł się ktoś taki jak Fredro, który nie pisał wciąż "ku pokrzepieniu serc".

- A kto zagra w "Zemście" w Polskim? - pytają. Kiedy dowiadują się, że obsada jest gwiazdorska, największe zastrzeżenia mają do pomysłu, żeby Olbrychski wystąpił w roli Cześnika. - On jest raczej dramatyczny i kojarzy się z telewizją, a nie z teatrem.

- To będzie albo bardzo dobre, albo bardzo złe - stwierdzają licealistki. - W Teatrze Polskim wszystko jest możliwe, "Pan Jowialski" był beznadziejny, "Dożywocie" fajne, ale tylko kiedy grał Pszoniak.

Na "Zemstę" jednak na pewno się wybiorą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji