Artykuły

Lekcja historii

Kościuszkę znamy przede wszystkim jako bohatera narodowego, który wsławił się najpierw walcząc w Stanach Zjednoczonych, a następnie w Polsce jako Naczelnik powstania 1794 r. Dla przeciętnego Polaka historia Kościuszki kończy się wraz z klęską maciejowicką. Niewiele wiemy o tym, co działo się z nim później, po upadku powstania, a żył przecież jeszcze ponad 20 lat, już poza krajem. "Polska przestała istnieć, nie byłem już potrzebny" - powiada w "Lekcji, polskiego" Anny Bojarskiej. Sztuka ta (debiut teatralny autorki kilku powieści i scenariuszy filmowych) ukazuje 70-letniego Kościuszkę na krótko przed śmiercią w szwajcarskiej Solurze.

Kiedy światło rozjaśnia scenę Teatru Powszechnego, widzimy kilkunastoletnią dziewczynę, pilną i dość osobliwą uczennicę, której jakże nietypowej lekcji udziela zagłębiony w fotelu stary człowiek haftujący znak polskiego orła na uprzednio wyszydełkowanej przez siebie sakiewce. Ten starzec z igłą w ręku to generał Kościuszko, niegdysiejszy dowódca wojsk, polityk, mąż stanu, uosobienie cnót obywatelskich i wzór zasad etycznych, człowiek nieskazitelnie szlachetny i prawdziwy patriota. Haftu, szydełkowania i rysowania nauczył się w rosyjskiej niewoli, gdzie znalazł się jako ciężko ranny jeniec po przegranej bitwie pod Maciejowicami. Z polecenia carycy Katarzyny osadzono go i skazano na dożywocie. Na szczęście trwało ono tylko dwa lata, bowiem po śmierci znienawidzonej matki, niejako jej na złość, car Paweł I zwrócił Kościuszce wolność. Stąd później w biografii bohatera pojawia się powtórnie Ameryka, potem m.in. Francja i spotkanie z Napoleonem, wreszcie Szwajcaria. Ale sam Kościuszko uznaje, iż tak naprawdę w pełni żył tylko przez osiem miesięcy 1794 roku, tj. od marca, kiedy jako Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej złożył przysięgę na Rynku Krakowskim, do października, czyli do klęski powstania. Wtedy to - twierdzi z goryczą - po słowach "Finis Poloniae", ciężko ranny powinien zginąć. I tak się też stało w świadomości narodu, który nie chcąc pogodzić się z tragedią upadku Powstania i niewolą Kościuszki, w legendzie uznał go za zmarłego.

Kościuszkę gra gościnnie na scenie Teatru Powszechnego Tadeusz Łomnicki. Chyba najbardziej przejmująca jest samotność jego bohatera. Ona właśnie zdominowała gorycz, tęsknotę, marzenia, żal, lęk przed niewiadomą - wszystko. Chyba nie ma już takiego problemu ni stanu psychicznego, którego ten aktor nie zagrałby prawdziwiej, głęboko, przekonywająco. Każdy gest i każdy bezruch (jak np. ręka z igłą zawieszona w powietrzu na chwilę), każde spojrzenie, słowo jak i milczenie - wszystko jest wypełnione treścią tak bardzo przekonywającą, głęboką i drążąca widza.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Andrzeja Wajdę ma charakter kameralny. Kościuszce partnerują dwie osoby dopełniające go niejako i prowokujące do otwarcia się. To Emilka, córka gospodarzy, u których mieszka oraz generał Paszkowski, podobnie jak Kościuszko, również emigrant. W tej roli występuje Gustaw Lutkiewicz, opanowany w geście, wyzbyty gwałtowności, dyskretny, o nienagannych manierach (które stają się jakby mimochodem źródłem komizmu, gdy np. opowiada Emilce o wyższości duszy nad ciałem w miłości Kościuszki do Lubomirskiej).

Emilkę zaś gra Joanna Szczepkowska. Kiedyś Jerzy Andrzejewski napisał o aktorce, "iż posiada najwdzięczniejszą z wdzięcznych młodość, urodę, wdzięk, a przede wszystkim taki talent - jakież to olśniewające zachwycenia i jak trudne opały". Patrząc na Emilkę Joanny Szczepkowskiej dodałabym jeszcze naturalność, z jaką raz po raz prezentuje inny rodzaj środków ekspresji. Jest tu obok pewnej "naiwności", siła charakteru, obok cynizmu jasność i namiętność uczuć, obok drapieżności łagodność, obok słodkiej trzpiotki i zmysłowej zalotnej kobiety dociekliwa dziewczynka - uczennica z warkoczykami, pełna spontaniczności i ciekawości wszystkiego, co tyczy jej bohatera, generała Kościuszki. W interpretacji Joanny Szczepkowskiej postać Emilki chwilami urasta do alter ego głównego bohatera. Zresztą, trzeba dodać, iż autorka sztuki o wiele bogaciej wyposażyła w tzw. psychologię postać kobiecą, niż bohatera, o którym przecież sztuka opowiada.

W dość oszczędnie zakomponowanej przez Krystynę Zachwatowicz oprawie scenograficznej spektaklu, uwagę zwraca okalający scenę horyzont będący kopią "Panoramy Racławickiej". Dwa razy w przedstawieniu efekt ten zostaje znakomicie wykorzystany: raz w I akcie, podczas wspomnień bohatera o bitwie racławickiej, kiedy próbuje on przekonać Emilkę o roli tej walki, i drugi raz, w II akcie w chwili jego śmierci. Obydwie te sceny ze specjalnie podświetlonym horyzontem (wybijającym się tym samym na pierwszy plan) i narastającą muzykę (polonez skomponowany przez samego Kościuszkę), prócz niezwykłych walorów plastycznych, niosą przesłanie i stają się chwilową projekcją marzeń bohatera o drodze prowadzącej do wolności. Marzeń, które jakże szczególnego znaczenia nabierają w zderzeniu z końcową sceną potraktowaną tu ze sporą dozą gorzkiej ironii.

"Lekcja polskiego" to bardzo ważne przedstawienie podnoszące istotne treści natury moralnej, a przy tym wirtuozowsko rozegrane przez aktorów. Jedyny zarzut, jaki miałabym to taki, iż ten ogromnie nośny, głęboki i poruszający tekst sztuki Anny Bojarskiej jest mało teatralny i swoją kompozycją przypomina słuchowisko radiowe. A teatr, jak wiadomo, nie lubi tzw. gabinetowych rozmów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji