Artykuły

Szczęśliwa trzynastka

Od pierwszej premiery, która odbyła się 13 września ubiegłego roku, do dziś - każde przedstawienie Nowego Teatru w Słupsku zaczyna się 13 minut po godz. 19. Wygląda na to, że trzynastka, która odczyniać miała złe uroki... trzynastki - bo teatr odrodził się tu po 13 latach nieistnienia - okazała się skuteczna. Kończący się sezon udowadnia bowiem, że kontrowersyjny, nie przez wszystkich witany życzliwie pomysł na teatr, sprawdził się - pisze Artur D. Liskowacki.

W ciągu ośmiu miesięcy wystawiono osiem premier (!) - czasem całkiem od zera przygotowanych, a czasem odtworzonych "z elementów gotowych"; tu wymienię: "Audiencję III" Schaeffera i "Ślub" Gombrowicza - dziedzictwo po koszalińskiej przeszłości.

A należy ją przypomnieć, bo od niej się zaczęło. Kiedy to, w aurze skandalu, odchodzili z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego obaj dyrektorzy - Zbigniew Kułagowski i Bogusław Semotiuk. Ten drugi - aktor, od lat związany z Łodzią, reżyser i pedagog PWSFTviT - a od niedawna nawet doktor habilitowany tej uczelni - wygrał konkurs na szefa odradzającego się w Słupsku teatru - niejako z biegu. I z tonącego Bałtyckiego sprowadził do siebie silną grupę aktorów, aby - w 1ym biegu jeszcze - rozpocząć z nimi sezon.

Rzec więc dziś można, że nie ma tego złego, co by na dobre (innym) nie wyszło. "Koszaliński desant" zaczął z zapałem. I choć przyjęty został z rezerwą - ambitny start ("Szaloną lokomotywę" Witkacego) potraktowano jako repertuar na wyrost w stosunku do oczekiwań; rozpisywano się o kosztach bankietu po premierze, były i medialne emocje związane z... pensją dyrektora Semotiuka - to z czasem przybyło mu stronników. Dotychczasowym zaś, do których zalicza się prezydent Maciej Kobyliński - argumentów.

Słupsk miał teatr od 1976 roku, ale była to filia teatru w Koszalinie. Słupski Teatr Dramatyczny usamodzielnił się w 1980, choć była to samodzielność łączona, bo współistniał z Państwową Orkiestrą Kameralną. W1992 skończyło się i to, a jako namiastka pozostał Teatr Impresaryjny, oddający scenę różnym zespołom z kraju. Do czasu, gdy po 13 latach postanowiono znów "na swoim".

Najpierw była to zresztą koncepcja ścisłej współpracy - z Koszalinem lub Teatrem Wybrzeże w Gdańsku, później wyłoniła się odważniejsza wersja - pełnej samodzielności. Wyglądało na to, że słupską scenę wprowadzi w nią, szykujący się do tej roli, Stefan Szlachtycz, doświadczony reżyser filmowy i teatralny, ale wyszło na to, że Semotiuk. Postać barwna (dla niektórych - tu i tam - zbyt., barwna), człowiek teatru z nutką bardzo w takich sytuacjach wskazanego szaleństwa, entuzjastycznie do tego rodzaju przygód nastawiony. Bo i była to przygoda co się zowie: bez zespołu, bez bazy administracyjnej - adaptowano na nią pomieszczenia orkiestry, z którą teatr dzieli budynek - bez repertuaru, który przecież przygotowuje się na wiele miesięcy przed sezonem... Gdy jednak "Szalona lokomotywa" - nomen omen - ruszyła z miejsca, okazało się, że może pociągnąć daleko.

Dziś teatr ma już swoje (stylowo wyremontowane) pokoje, ma zespół (choć tylko dziewięcioosobowy, to rosnący w siłę przy każdym nowym przedsięwzięciu), i całkiem spore pieniądze w budżecie miasta (1,5 mln zł). Publiczność zobaczyła klasykę: "Moralność pani Dulskiej" i "Romea i Julię", bawiła się na pikantnych "Niebezpiecznych zabawach" Jana Machulskiego, miała prapremierę polską - "Intercity" Leszka Malinowskiego (jednego z filarów kabaretu "Koń Polski" z... Koszalina), a sezon zakończył "Skrzypek na dachu" - pełen rozmachu, profesjonalnie zrobiony spektakl (spółki: Z. Macias, B. Semotiuk), w którym nie tylko "gra muzyka" - tancerze udanie wykonują zadania, które im wyznaczył choreograf (W. Niekrasow, działający na co dzień w... Koszalinie), chór śpiewa pięknie, a zespół aktorów też sobie w tej mierze dobrze radzi - ale udaje się również spektaklowi znaleźć ładny, czysty ton dla samej opowieści. Duża w tym zasługa Ireneusza Kaskiewicza, który jakby się urodził do roli Tewjego mleczarza Widzowie (na spektaklach komplety!) gorąco i żywo reagują więc na pełną humoru, ale gorzką i dramatyczną historię żydowskiej Anatewki; historię niby dziś egzotyczną, a przecież uniwersalną.

Plany Nowego zapowiadają się ciekawie: ma być Sofokles ("Antygona" i "Król Edyp" w podwójnym spektaklu), ale i farsa Cooneya, obiecał coś zrobić Waldemar Śmigasiewicz (spec od Gombrowicza), ma pomysł Piotr Trzaskalski (reżyser "Ediego"), a w perspektywie - szykuje się duża inscenizacja "Amadeusza"... Na pracę w Słupsku był już zdecydowany Grzegorzewski. Zmarł jednak i wydarzenia tej rangi nie będzie. Semotiuk ma jednak w Łodzi oko na "młodych zdolnych" i chce, by spróbowali u niego.

Uda się? Na razie się udaje. Nowy powoli, ale wyraźnie wrasta w miejscową glebę. Są już w nim aktorzy, którzy przed laty byli filarami słupskiej sceny (Jerzy Karnicki i Marcin Bortkiewicz), o teatrze zaczyna się mówić, jak o własnym. Nawet tutejsi, znani, sejmowi politycy, choć część opinii była zgorszona szarganiem ich nazwisk ze sceny (w improwizowanej rozmowie w spektaklu "Intercity" jeden z aktorów, nawiązując do tych opinii, poszedł nawet jeszcze dalej i rzekł któregoś razu: miałem ładną uprawę, ale "największe Strąki zjadły mi Pająki"), przyjęli konwencję i nie obrażają się na teatr...

Którego przyszłość nie jest wszakże ani oczywista, ani łatwa.

Wiceprezydent Ryszard Kwiatkowski, odpowiadający w Słupsku za kulturę m.in., jest optymistą, ale też i realistą. Ceni osiągnięcia Semotiuka i wspiera go jak może. Zdaje sobie jednak sprawę, że w mieście wciąż ze sobą rywalizują dwie koncepcje. Pierwsza, która optuje za impresariatem ("możemy mieć u siebie najlepszych!") i druga, stawiająca na teatr własny, inspirujący intelektualnie, tworzący dobry klimat dla sztuki. On sam stawia na tę drugą, ale w mieście nie brak tych, co są gotowi dowodzić, że bez teatru jakoś dotąd było, więc i być może.

Cóż, wypada wierzyć, że Słupsk nie zepsuje sobie tego, co mu się naprawdę, już dotąd, udało. Bo udać się może jeszcze więcej.

Tymczasem w niedalekim Koszalinie trwają wstydliwe, przykre przepychania wokół teatru i w teatrze, zanosi się znów na zmiany dyrekcji, a prestiż Bałtyckiego Teatru Dramatycznego spada dramatycznie. To też może być nauka. Dla Słupska i dla Koszalina.

Na zdjęciu: "Skrzypek na dachu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji