Artykuły

Lekcja polskiego

"PATRZ, Kościuszko na nas z nieba."

Panorama Racławicka, która dwa razy ożywa. Atak, koń, Naczelnik. Maciejowice - czyli klęska, ale wcześniej Rynek Krakowski, przysięga. Racławice i Szczekociny. Wspomnienia, sny o przeszłości.

Stary Kościuszko uczący polskiego i historii starożytnej córkę burmistrza Zeltnera w Solurze, w Szwajcarii. Ostatnie lata przed śmiercią. Już po Kongresie Wiedeńskim, po iluzjach co do Aleksandra II i rozmiarów Królestwa Kongresowego. Iluzji co do Napoleona nie miał nigdy, przeciwnie, nie ufał mu od początku.

Stary Naczelnik, Szwajcaria i egzaltowana panienka, która się w nim kocha i dla niego uczy się polskiego. W nim czy w jego legendzie?

Raczej w legendzie.

Andrzej Wajda przygotował w Teatrze Powszechnym premierę spektaklu o ostatnich miesiącach życia Kościuszki w Solurze, stanowiących treść sztuki debiutantki w dramaturgii Anny Bojarskiej.

"Lekcja polskiego" się to nazywa.

Jest i ma być lekcją w najbardziej przenośnym i doniosłym (choć i dosłownym też) znaczeniu.

Zgorzkniały starszy pan, którego nie zrozumiano, który żył tylko osiem miesięcy (Insurekcja), którego rodacy chętnie widzą na spiżowo, ale już nie pamiętają: że jeszcze żywy, że jest, że ma potrzeby, poglądy, opcje.

Po śmierci staruszka odnajdą się szybko i uczynią zeń od razu świętą postać muzealną, panteonowy eksponat, nawet za cenę lekceważenia realiów. Że szydełkował, haftował, robił cukierniczki i tabakierki, zadeklarował carowi Pawłowi I lojalność i bierność polityczną, że dano mu za to pieniądze, że tę obietnicę daną carowi złamał, że chciał być politykiem, więc graczem, ale nie wyszło mu to tak jak i zbrojny czyn.

Zdumieni Szwajcarzy patrzą na rodaków, którzy deklamują o wielkości tego, który dopiero co umarł w zapomnieniu i absolutnej zwyczajności i nie rozumieją nic.

Nie rozumieją także nic z oficjalnego pogrzebu ich znajomego, uroczystego pogrzebu w Krakowie w roku 1918, podczas którego kanonizowano wręcz człowieka, jakiego nie znali, innego, egzaltowanego ofiarnika jakim go nie pamiętali wcale.

Stare, odwieczne nieporozumienia polsko-zachodnie, brak możliwości zrozumienia naszych kompleksów i - zwykło się mawiać: imponderabiliów.

Ta sztuka składa się z dialogów, właściwie: z rezonowania, ze sporu o polskość i Polskę. Teatr takie dialogowanie - wyłącznie dialogowanie - znosi nie najlepiej, chyba żeby dialogi powierzono asom.

Tutaj powierzono: rolę małej Zeltnerówny zauroczonej starym Polakiem gra rewelacyjnie, niezrównanie wręcz Joanna Szczepkowska. Partneruje jej nieporadny już i zrezygnowany Kościuszko Tadeusza Łomnickiego.

Sztuka nie jest lotów niebotycznych, nosi w sobie znamiona pewnej babskości warsztatu ale ma wystarczająco wiele zalet, by stanowić dobry materiał dla teatru, a więc zbiorowej psychodramy na tak zwane polskie tematy.

Stereotyp, stereotyp, ojczyźniane rzewności i finał jak z Mrożka. Szwajcarka i Polacy - przepaść niezrozumienia. Osąd Kościuszki nasz i jej (ich) - nieporównywalne sprawy.

Nie są to odkrycia, ale wciąż warto je przypominać. Sytuacje bywają powtarzalne, nie dosłownie, ale jakoś jednak powtarzalne.

Przewartościowanie roli i osiągnięć Kościuszki, przewartościowanie jego legendy, odkurzenie symbolu. Ta propozycja w dobie stołów okrągłych i kanciastych, sporów o formułę porozumienia i szczęśliwszego administrowania Polską, tylko pozornie wydaje się być anachronizmem.

Dlaczego nie udała się Kościuszkowska Insurekcja i dlaczego tyle się w niej udało, tyle ocalało w dorobku duchowym narodu? Dlaczego nie udały się Kościuszce jego polityczne gry i zamiary? Dlaczego emigracja była skazana na brak sukcesu i dlaczego wszystko, co miało przekształcić duchowo naród, uodpornić go na lata niewoli i poniżenia, wyszło z emigracji?

Dlaczego legenda Naczelnika uwzględnia tylko część jego poczynań i biografii, a część woli przemilczać?

Dlaczego ta legenda jest dziś dosyć martwa i - jak to lubimy mówić: niekontrowersyjna. Dlaczego każda frakcja polityczna w Polsce od r. 1817 (rok śmierci Kościuszki) po 1988 nie ma właściwie do jego postaci żadnego żywszego stosunku. Dlaczego - idąc dalej tym tropem i wyciągając logicznie wnioski - Kościuszko to właściwie całkowicie zapoznany bohater narodowy.

Dlaczego... - wiele jeszcze razy można by pytać dlaczego i to i tamto. W tonacji rewizji mitu i w tonacji hagiograficznej, ale o tę ostatnią dziś raczej trudno.

Bojarska, Wajda, Łomnicki, Szczepkowska - starają się o uczynienie z Naczelnika postaci spornej, o ferment wokół niego, chcą przydać mu niezbędnej do prawdziwego, niemuzealnego życia kontrowersyjności właśnie.

Pytanie: po co ta akurat postać uczłowieczania jest dziś, jest pytaniem o wątek tradycji narodowej do którego się sięga, który się wybiera.

Są różne, jak wiadomo.

Ten odwołuje się do siły ludu, do kos i sukman, do jedności klasowo przecież zróżnicowanej, do plebejusza, z którego wyrasta obywatel.

I do kwestii zaufania narodowego.

"...Ja Tadeusz Kościuszko przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzoney mi władzy, na niczyi prywatny ucisk nie użyię lecz iedynie iey dla obrony całości granic, odzyskania samowładności narodu i ugruntowania powszechney wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Syna iego."

Tak brzmi, dla przypomnienia, rota tej historycznej przysięgi.

Żadnych cudów, zwykłe przyrzeczenie żołnierza.

70 lat temu inny Naczelnik też przyrzekał po żołniersku. O nim pamiętamy dziś żywiej, aktywniej. Oleandry zaćmiły Racławice, tak pewnie musiało być, prawo optyki zwycięzców.

Tamten pierwszy Naczelnik ("Naywyższy Siły zbroyney, narodowey") nie zaznał smaku zwycięstwa, nie przeszedł przez nie oszczędzaną zwycięzcom radosną gorycz z... odzyskanego śmietnika.

Porównania, refleksje, pytania.

Lekcja polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji