Artykuły

Our beautiful word świat Maciusia Pierwszego

o "King Matt the First" w rez. Julii Wernio w Norman&Annette Rothstein Theatre w Vanouverze (Kanada) pisze Bogumił Pacak-Gamalski na blogu bogblog.pacak-gamalski.com i w tygodniku Takie Życie (Vancouver).

Our beautiful word świat Maciusia Pierwszego

Nasz piękny świat // nie potrzebuje mieczy i armat - tymi słowami Joanny Kopplinger z uroczej piosenki Piotra Salabera należy otworzyć i zamknąć refleksje z inscenizacji King Matt the First.

Czym jest literatura dla dzieci? Parafrazując znane powiedzenie można napisać, że jest po prostu literaturą, tyle, że pisaną lepiej i dla wytrawniejszego odbiorcy. Odbiorcy, którego nie zadziwi i przyjmie za naturalną każdą niesamowitą i nierealną sytuację, zdarzenie. Ale odrzuci każdy fałsz i nienaturalność emocjonalną. Drzewa, rzeczy, zwierzęta: mogą mówić, - ale nie mogą kłamać udając, że to prawda. Pan Minister Sprawiedliwości wolałby odwrotnie, jak w świecie dorosłych: tylko ludzie mają prawo mówić, za to mogą kłamać ile wlezie. Zwłaszcza, jeśli zgodnie z prawem (mimo podobieństwa pisowni i wymowy słowa 'prawo' i 'prawda' to nie to samo).

W świecie z kart powieści Janusza Korczaka nie ma gadających zwierząt i roślin. Pozornie można tą powieść zaliczyć do kręgu literatury realistycznej. Król nie żyje, niech żyje król! Nawet lepiej, gdy małoletni. Ktoś "ważny" będzie wówczas regentem. A któż bardziej przydatny niż Gabinet rządowy doświadczonych polityków? A król-kukiełka niech się uśmiecha i daje pokochać poddanym i ościennym (lub lepiej jeszcze: niech się go boją).

Otóż Maciuś I szybko tą rolą mu wyznaczoną się nudzi pierwej, a potem dostrzega fałsz i nielogiczność rad i zarządzeń zacnej Rady. Początkowo jest to głównie rebelia przeciw wędzidłom etykiety i swoistej złotej niewoli chłopca osamotnionego i otoczonego gęsta siatką dworskiej kamaryli. Dość szybko jednak dochodzą do tego pytania etyczne wyższej natury: rola króla, dobro i zło; ba, w momencie zagrożenia wojennego i samej wojny, pytania o rzeczy najtrudniejsze - o bohaterstwo, odpowiedzialność, o poświęcenie.

Wtedy właśnie zarysowuje się konflikt zasadniczy inscenizacji Julii Wernio Króla Maciusia I. Konflikt buntu wobec blichtru, fałszu, nieszczerości i oszustwa sprawujących władzę. I to jest de facto główna wojna, którą prowadzi Maciuś. Wobec tej zwycięskiej i prowadzonej w okopach o wiele trudniejsza, zmuszająca do strategii i taktyki. Ale i lekcje pobrane z walk frontowych młodego chłopca-króla nie są zapomniane. Chociażby ta, gdy zbyt brawurowym atakiem wysunęli się z Felkiem zbyt głęboko w teren nieprzyjaciela i narazili na okrążenie. Czasami cofnięcie się nie jest rejteradą. Więc i w rządzeniu Maciuś zmuszony jest do wstrzymania posunięć drastycznych, do zastanowienia się. Dorośli to wszak takie dziwne stwory. Nic nie mogą zrobić bezpośrednio, od zaraz. Wszystko musi być ubrane w jakieś szmatki umów, uchwał, kompromisów. W paragraf 389, tomu 234, ustęp 98.

W inscenizacji reżyserki z Polski, jak i w samej powieści, sporo jest naturalnie (zwłaszcza w scenach aktu II) męczącej nieco dydaktyki. Jest to trochę cena pracy nad literaturą dziecięco-młodzieżową. Większość piszących tą literaturę starało się wszak (samemu będąc dorosłymi) czegoś młodego czytelnika nauczyć. A Janusz Korczak był nade wszystko wychowawcą. Być może nawet bardziej niż lekarzem. Na pewno bardziej niż pisarzem. Jest tu też sporo odwołań do innych tradycji literackich. Choćby do Księcia i żebraka Marka Twaina.

Nie wolno jednak zapominać, kto i kiedy tą powieść pisał. Człowiek oddany bezgranicznie dzieciom i człowiek świadom potworności I Wojny Światowej. Bezwzględnie świadom też silnego prądu pacyfistycznego artystów europejskich po zakończeniu tej wojny (Remarque'a Na Zachodzie bez zmian). Człowieka, którego dużo mniej (o ile w ogóle) interesowały niuanse oryginalności estetyczno-literackiej od siły przekazu i samego przekazu. Który chciał po prostu zostawić świat lepszym od tego, jaki zastał.

Skąd tyle na temat samej treści sztuki, jej powiązań, uwarunkowań? Tak, jakbym pisał de facto o powieści Janusza Korczaka a nie o przedstawieniu teatralnym autorstwa Julii Wernio?

Ano z prostej przyczyny: winą za to proszę obarczyć samą Julię Wernio i cały zespół Teatru Popularnego. Mimo iż świadom, że do teatru na rozrywkę idę, do teatru (było nie było) dla dzieci, świadom na dodatek faktu, że mam chłodno obserwować, by coś napisać - oszukali mnie nicponie! Porwali w ten swój zaczarowany świat sceny, zmusili do cofnięcia się we własny świat przeżyć i doznań dziecięcych, do zrzucenia maski krytyka. Do (o sidła niecne, o przewrotności aktorska!) wzruszenia się. Więc cóż mnie pisać o osiągnięciach tu i tam, o potknięciach gdzieniegdzie, gdy osiągnęli tym samym cel teatru: stworzyli poza realną rzeczywistość. Osobny świat akcji i przekazu, w którym brałem bezpośrednio, (choć, jako widz tylko) udział. W rozmowie miesiąc temu Julia Wernio wspominała mi o eksperymentach teatralnych w Polsce (nie aż tak nowatorskich, co prawda, bo od lat znanych w świecie teatralnym), gdzie reżyser buduje spektakl włączając świadomie i aktywnie w jego akcje publiczność. Otóż teatr już od zarania swojego robił to metodami tradycyjnymi (my-aktorzy contra oni-widownia). Zadanie dużo trudniejsze niż 'eksperymentalne' wyciągania widza na scenę. I te zadanie Teatr Popularny wykonał w Norman Rothstein Theatre bezbłędnie.

Przypomniało mi to fakt, że pierwsza moja wizyta na tej widowni miała miejsce podczas monodramu Omara Sangare ponad już 10 lat temu. Grał wówczas swoją sztukę Prawdziwy krytyk teatralny. O rozterkach krytyka teatralnego, który sam zjadany jest skrytą zazdrością i niemocą twórczą wobec żywej magii scenicznej. Pamięć tej inscenizacji w tym samym miejscu do pewnej skromności (dość mi obcej, przyznaję) mnie skłania.

Cóz więcej mimo to powiedzieć mogę o samej sztuce? Inscenizacja bardzo dobra. Tym razem poszli 'na całego' wykorzystując całą przestrzeń sceniczną, co narzuca ryzyko pomyłek i zatopienia się w detalach. Ale dobre użycie symbolicznego skrótu w scenografii okazało się wyjściem salomonowym. Ułatwiało to proste zmiany scen i umiejscawiało akcję wyraźnie. Garderoby i kostiumy łatwo czytelne, adekwatne do potrzeb i sytuacji (poza jedną koszulą nocną, która zbytecznie bieliznę pokazywała ).

Aktorzy - trzy 'żelazne atuty' Popularnego (Kozlowski, Kopplinger i Walczuk) potwierdzili swoją pozycję w zespole nie jako sumy przypadkowości, a regułę. Bardzo mi się podobała drugoplanowa rola Filipa Karwowskiego (czy to debiut?), młodego żołnierza frontowego.

A młodzi aktorzy? Nie wiem czy talenty wrodzone tak silne, czy ręka reżyserska tak wprawna, ale wiem (bom widział), że grali świetnie. Wszyscy. Ale para przyjaciół 'króla i żebraka' zasługuje na szczególne wyróżnienie i uznanie. Richie Fenrich-Przytocki, jako Maciuś I nadał postaci tony pewnej niewinności dziecięcej, naiwności. Słowem kwintesencji tego, co ta postać ma symbolizować. Z odcieniem zadziorności i uporu chłopięcego, który bardziej go jeszcze nam przybliżał. W angielskim jest takie zgrabne określenie: endearment, które mi tu pasuje najlepiej.

Natomiast Felek (Felix) Adriana Mazurkiewicza to postać przeciwstawna - chłopak 'życiowy', spryciarz, ale szczery i oddany. Prostolinijny, mimo, że skory do psot i figli. Grał to na poziomie profesjonalnym. A chłopak-amator-aktor chyba większej akolady dostać nie może. I zasłużył na to bezwzględnie.

Finał symbolizujący, w dobrym zamyśle scenicznym, zwycięstwo mądrości dziecięcej nad dwulicowością dorosłości (czyli zdziecinnienie dorosłych w pozytywnym znaczeniu) kończył śpiew i taniec przy karuzeli wszystkich. Ale ton wiodący mieli naturalnie młodzi aktorzy. I zrobili to (tu słowa uznania nie tylko dla reżyserki, ale w dużej mierze dla kompozytora Piotra Salabera) bardzo dobrze. Tak się bajki kończą. Szczęśliwie. A potem kurtyna zapada i trzeba wracać do rzeczywistości. Z niechęcią i pewnym smutkiem.

Była to już druga, w krótkim czasie (po bardzo dobrze przygotowanej inscenizacji dwóch jednoaktówek Sławomira Mrożka w reżyserii Marka Czumy) produkcja zespołu Teatru Popularnego w Vancouverze. I druga (po wcześniejszej inscenizacji Żółtej szlafmycy Zabłockiego) pod dyrekcją Julii Wernio.

"King Matt the First" na podstawie powieści Janusza Korczaka. W Norman&Annette Rothstein Theatre w Vanouverze, Kanada. Sztuka grana w ramach Festiwalu Chutzpah! w dniach od 29 lutego, 2012 do 4 marcxa, 2012.

Reżyseria: Julia Wernio; muzyka: Piotr Salaber; kostiumy i scenografia: Joanna Kopplinger; tłumaczenie: Marek Czuma; produkcja: Teatr Popularny (Vancouver). W wykonaniu zespołu Teatru Popularnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji