Artykuły

Festiwal sztuki amatorskiej?

"Sprzedawcy gumek" w reż. Agnieszki Korytkowskiej-Mazur w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Adrianna Alksnin w portalu e-splot.

Festiwale nieodłącznie kojarzą się z przaśną atmosferą, stoiskami z piwem w plastikowych kubkach i obowiązkowym stanowiskiem z grillowaną kiełbasą. Rozrywka oferowana uczestnikom zwykle nie należy do ambitnej. Mogłoby się wydawać, że w Krakowie będzie to wyglądało nieco inaczej, zwłaszcza jeśli mowa o takim wydarzeniu jak Festiwal Sztuki Aktorskiej. "Sprzedawcy gumek", pierwszy z festiwalowych spektakli, niestety okazuje się być tytułem, na który warto się wyposażyć w kubełek z prażoną kukurydzą do podgryzania podczas co nudniejszych scen.

Sztukę Hanocha Levina "Sprzedawcy gumek" w reżyserii Agnieszki Korytkowskiej-Mazur można zobaczyć w ramach drugiej edycji Festiwalu Sztuki Aktorskiej, zorganizowanego przez Teatr Bagatela, tym razem poświęconego Urszuli Grabowskiej. Dla osób nieśledzących na bieżąco seriali oferowanych przez telewizję i niegoszczących zbyt często na scenach przy Karmelickiej i Sarego nazwisko aktorki może brzmieć obco. Czyżby więc ów "benefis" był jedynie zabiegiem marketingowym ze strony teatru? Niestety wszystko na to wskazuje. Sprzedawcy gumek to spektakl co najmniej przeciętny, jeśli nie mierny. Ani scenografia, ani zabiegi reżyserskie i gra aktorska nie zdołały wydobyć potencjału tkwiącego w sztuce Levina. Inscenizacja obfituje w dłużyzny, banalnie rozwiązane historyjki i dość sztywno, nieprzekonująco zinterpretowane dialogi. Pomimo gorzkiej refleksji Levina nad kondycją bohaterów, spektakl nie skłania do przemyśleń. Co gorsza, dowcipne dialogi wcale nie bawią.

Jest to opowieść o trójce bohaterów. Ona jedna, ich dwóch. Bela (Urszula Grabowska) ma aptekę, Johanan (Przemysław Branny) - jedynie skromne oszczędności. Szmuel (Marcin Kobierski) otrzymał spadek po ojcu. Jest to jednak spadek nietypowy - 10 000 kondomów. Wszyscy troje lata młodości mają już za sobą. Chcą już tylko seksu i pieniędzy. Jednak ani jedno, ani drugie nie jest tak łatwe do zdobycia, dlatego kiedy na horyzoncie pojawia się szansa na odmianę losu, dokładają wszelkich starań, aby z niej skorzystać. Z marnym skutkiem. Bohaterom wspólna jest również pewna nieokreślona tęsknota za bliskością, prawdziwym uczuciem, własną rodziną. Johanan i Szmuel składają nawet Beli propozycje matrymonialne. Dla pierwszego z nich jest to szansa na uzyskanie spełnienia erotycznego, dla drugiego - na upłynnienie kłopotliwego spadku w aptecznym handlu. Bela pozostaje nieubłagana. Z pełnym wyrachowaniem wykorzystuje swój status seksualnego obiektu, aby wraz z legalizacją związku otrzymać wymierne korzyści materialne umożliwiające rozbudowę interesu. Na to z kolei mężczyźni nie mogą się zgodzić. Lata mijają, bohaterowie starzeją się, a w ich życiu nic się nie zmienia. Nadal są samotni, interes Beli nie kwitnie, Johanan nie poznał innej kobiety a Szmuel wciąż dysponuje absurdalną ilością kondomów.

Akcja spektaklu rozgrywa się w dość skromnej scenografii. Kilka foteli, stolik z obrotowym blatem symbolizujący apteczną ladę i podest (molo), na którym spotykają się mężczyźni, aby snuć marzenia o pięknych kobietach z Teksasu. W tle sceny zawieszona jest półprzezroczysta czerwona płachta, na której wyświetlane są slajdy przedstawiające geometryczne kształty.

Co więc zawiodło? Niewykluczone, że odpowiedzialna jest ogólna polityka teatru, który znany jest z farsowych przedstawień od wielu sezonów wciąż widniejących w repertuarze (premiera Mayday odbyła się w 1994 roku!). Spektakle te, choć osiągnęły komercyjny sukces, nie należą do sztuk szczególnie wysokich lotów. Z czystym sumieniem można oglądać je z pudełkiem popcornu w jednej ręce i hot dogiem w drugiej. Nie da się ukryć, że nie są to warunki szczególnie sprzyjające dla rozwoju warsztatu aktorskiego, co w Sprzedawcach gumek staje się aż nadto widoczne. Natychmiast rozpoznajemy sekwencje nieco zużytych i banalnych gagów zaczerpniętych z innych przedstawień. Kolejnym powielonym pomysłem są songi wykonywane przez bohaterów. Niestety zarówno aranżacja muzyczna, jak i umiejętności wokalne aktorów pozostawiają wiele do życzenia. To, co mogłoby stanowić atut spektaklu, zamienia się raczej w drażniący ucho widza przerywnik. Aktorom nie udało się stworzyć odrębnych kreacji. Bela, Szmuel i Johanan to postaci, które widzieliśmy już w innych tytułach komediowych z repertuaru Bagateli. Komediowych? No właśnie. Warto w tym miejscu zapytać, czy na pewno sztuka Levina jest komedią? Bowiem śmiech, który mogą budzić teksty izraelskiego dramaturga, jest nadzwyczaj gorzki i przepełniony ironią.

Festiwal Sztuki Aktorskiej? Jeżeli faktycznie jest to zabieg, który miał na celu przyciągnięcie publiczności, to można śmiało powiedzieć, że nie był szczególnie przemyślany. W ramach takiego przedsięwzięcia aktorzy nie powinni, jak sądzę, połykać tekstu i przejęzyczać się, a ich "sztuka" powinna prezentować coś ponad to, co można zobaczyć na przeglądzie teatrów studenckich i amatorskich. Trudno powiedzieć, czy jest to wynik przecenienia przez reżyserkę obranej koncepcji, czy też niedocenienia krakowskiej publiczności. Warto więc zobaczyć Sprzedawców gumek? Warto! Tyle tylko, że w innym teatrze. Do Bagateli może jednak na farsę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji