Artykuły

"Śmierć i dziewczyna" poprawiona

Sztuka Ariela Dorfmana "Śmierć i dziewczyna" uchodzi za superhit światowego teatru. Dzięki pieniądzom Gene Gutow­skiego - producenta m. in. fil­mów Romana Polańskiego - do­czekała się polskiej premiery w warszawskim Teatrze Studio. W gwiazdorskiej obsadzie znaleźli się Krystyna Janda, Wojciech Pszoniak oraz Jerzy Skolimow­ski - debiutujący na scenie jako aktor i reżyser.

Mimo uznania w świecie (sztu­ka Dorfmana grana jest z powo­dzeniem w ponad 50 krajach: tyl­ko w Niemczech w 17 teatrach) inscenizacja Jerzego Skolimow­skiego - drugie, po musicalu "Me­tro" Wiktora Kubiaka, poważne producenckie przedsięwzięcie te­atralne w Polsce - okazała się naj­większym niewypałem scenicz­nym minionego roku. Ale choć re­cenzenci teatralni nie szczędzili słów krytyki "Śmierć i dziewczy­na" w Teatrze Studio cieszyła się sporym powodzeniem, a widzów nie odstraszały nawet wysokie ce­ny biletów (185 tys. zł).

To zainteresowanie widzów skłoniło producenta do utrzyma­nia sztuki na scenie. Z powodu innych zobowiązań twórczych Wojciech Pszoniak nie mógł grać dłużej swojej roli - zastąpił go Ol­gierd Łukaszewicz. W postać Doktora, odtwarzaną pierwotnie przez Jerzego Skolimowskiego, wcielił się Joachim Lamża. Ale nie tylko korzystna (jak utrzymu­je producent i Krystyna Janda) zmiana obsady była powodem spotkania - 29 grudnia w War­szawie - Gene Gutowskiego i wszystkich aktorów nowej obsa­dy sztuki z dziennikarzami.

Producent mówił z goryczą o innych nieprzewidzianych aspektach swego przedsięwzięcia. Za­angażowanie Jerzego Skolimow­skiego do "Śmierci i dziewczyny" w podwójnej roli - reżysera i ak­tora, było ryzykiem, za które te­raz przyjdzie producentowi za­płacić. O tym, że doszło do kon­fliktu między producentem, a Je­rzym Skolimowskim nie powin­no się właściwie mówić, bo to sprawa prywatnej umowy mię­dzy obydwoma panami i takie nieporozumienia zdarzają się na całym świecie. Jednakże wypa­dek, gdy reżyser "działa na szko­dę własnego dziecka" (określenie Krystyny Jandy), skłonił pro­ducenta do nadania sprawie pu­blicznego rozgłosu. W ten sposób Gutowski chce bronić nie tylko siebie, ale i aktorów, a w konse­kwencji całej sztuki.

Jerzy Skolimowski miał współ­udział w dochodach od spekta­klu (połowę tego co dysponujący wszelkimi prawami producent). Problem w tym, że "Śmierć i dziewczyna" w Teatrze Studio je­szcze żadnych dochodów nie przyniosła. Gene Gutowski przy­znał się do wydania na ten spek­takl 70 tys. dolarów, które mo­głyby się zwrócić dopiero po dru­giej turze przedstawień - w pierwszej pokazano "Śmierć i dziewczynę" ponad 40 razy. Kil­ka dni przed premierą reżyser Skolimowski zażyczył sobie za­liczki na poczet przyszłych do­chodów. Otrzymał ją.

- Po ustaleniu nowej obsady sztuki reżyser powiadomił mnie listownie, że jeśli w terminie do 15 grudnia nie otrzyma nowej za­liczki, to podejmie kroki, które - tu Gene Gutowski wsparł się cy­tatem z listu - "drastycznie uświadomią Ci niewłaściwość Twego postępowania". Tego samego dnia, o godz. 20.30, w po­rze największej oglądalności, pan Skolimowski pojawił się w tele­wizyjnej "Dwójce", by w ciągu 6-7 minut swego wystąpienia z pre­medytacją zniszczyć sztukę i gra­jących w niej aktorów.

Stwierdzał m. in.: że reżysero­wanie tego spektaklu było w jego karierze epizodzikiem; rolę przy­jął, by zebrać doświadczenia, bo pracuje nad projektem, którego głównym bohaterem ma być ak­tor: nowi koledzy doskonale we­szli w swoje role.

Po odtworzeniu na wideo tele­wizyjnego występu Skolimow­skiego, Gene Gutowski oświad­czył, że wytoczy Jerzemu Skoli­mowskiemu sprawę sądową, po­nieważ nie odstąpił mu żadnych praw autorskich. Tymczasem po wypowiedzi reżysera telewizja puściła reportaż, w którym zna­lazło się 15 minut najlepszych scen sztuki. Drugą sprawę wyto­czy telewizji, która mimo prote­stów producenta puściła, a na­stępnie powtórzyła 15-minutowy materiał ze scenami ze sztuki, choć prawo pozwala tylko na 60 sekund.

- Na więcej musi wyrazić zgo­dę producent, inaczej jest to naj­gorszy przykład piractwa - zau­ważył Gene Gutowski.

Jerzy Skolimowski wydawał się być zaskoczony wiadomością o spotkaniu Gene Gutowskiego z dziennikarzami i jego efektach. Powiedział "Rzeczpospolitej": - Sztuka jest nudna, osoba pro­ducenta nieciekawa. On po pro­stu rozpaczliwie szuka darmowej publicity. Całą sprawą nie warto zawracać głowy czytelnikom "Rzeczpospolitej", których przy okazji serdecznie pozdrawiam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji