Artykuły

Historie małżeńskie

"Przed sklepem jubilera" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Agata Niebudek w Echu Dnia.

W ascetycznej scenografii, bez żadnego ruchu, przy bardzo oszczędnej muzyce rozgrywa się spektakl "Przed sklepem jubilera", którego premiera odbyła się w niedzielny wieczór w kieleckim Teatrze imienia Stefana Żeromskiego.

Po brzegi wypełnił się kielecki teatr w niedzielny wieczór. Nieoczekiwanym gościem premiery sztuki "Przed sklepem jubilera" opartej na dramacie Karola Wojtyły był Arturo Mari - fotograf Jana Pawła II, który do Kielc przyjechał prosto z lotniska i zasiadł w dyrektorskiej loży.

Piotr Szczerski - dyrektor kieleckiego teatru, po raz drugi zmierzył się z tekstem Karola Wojtyły. Kilka lat temu wyreżyserował spektakl "Myśl jest przestrzenią dziwną", który nie odniósł wielkiego sukcesu - był nazbyt koturnowy i statyczny. Po śmierci Jana Pawła II reżyser zapowiadał, że chciałby wrócić do twórczości Karola Wojtyły, którą dziś odczytuje zupełnie na nowo. Okazja do ponownego spróbowania swoich sił nadarzyła się nieoczekiwanie - organizatorzy targów SakroExpo zaproponowali dyrektorowi kieleckiej sceny włączenie się w tę imprezę, l tak w ciągu miesiąca narodził się spektakl oparty na dramacie Karola Wojtyły "Przed sklepem jubilera".

Oto mamy historię trzech małżeństw - jednego brutalnie przerwanego przez wojnę i śmierć współmałżonka, drugiego - nieudanego, w którym dwoje ludzi całkowicie od siebie się oddaliło i trzeciego - które dopiero jest na początku swojej drogi. Jak być szczęśliwym? Jak stworzyć udany związek - pyta w swoim dramacie Karol Wojtyła. I nie daje prostych odpowiedzi. Każdy wybór to wielka niewiadoma, nikt z nas nie zna swojej przyszłości, nie wiemy, czy wytrwamy w miłości. Ale bez niej żyć się nie da. Piękna jest przywołana przez Karola Wojtyłę symbolika sklepu jubilera i obrączek, które ważą tyle, ile nasza miłość. Każda z nich z osobna nie znaczy nic, tylko razem mają sens.

Czy kieleckiemu widowisku udało się uciec od koturnowości? Niestety, nie do końca. Nieruchomi aktorzy wpatrzeni w jeden punkt - taka poetyka chwilami staje się nazbyt nużąca, tym bardziej że nie wszyscy artyści mają niezwykły dar przyciągania. Zdecydowanie najlepiej wypadła w spektaklu Joanna Kasperek - jej swobodna, naturalna gra pełna jest emocji i co ważne - daleka od recytacji. Widzowie przeżywają jej historię - historię kobiety, która ma świadomość nieudanego małżeństwa i nie wie jak je ratować. Ciekawie zaprezentowała się również Beata Pszeniczna - która na początku jest pełną euforii narzeczoną, potem świadomą swojego losu, ale nie zgorzkniałą, wdową.

Znawca twórczości Karola Wojtyły - Bolesław Taborski, który przed niedzielnym spektaklem wygłaszał słowo wstępne, żartował, że każdy, kto zamierza zawrzeć związek małżeński, powinien obejrzeć ten spektakl. Chyba rzeczywiście warto - pełni euforii i optymizmu młodzi małżonkowie, nawet nie przeczuwają, jak trudna potrafi być wspólna droga. Ale Jan Paweł II uczy w swoim dramacie, że jeśli oprzemy się na Bogu, to podróż ta będzie o wiele łatwiejsza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji