Artykuły

Nie taki diabeł straszny...

"Igraszki z diabłem" to pełna uroku baśń sceniczna, wykorzystująca barwny świat ludowych wierzeń i przesycona poetyckim dowcipem. Aż dziw bierze, ze ta sztuka tak rzadko w ostatnich latach pojawia się na naszych scenach.

W tej komedii świat realny miesza się fikcją, pojawiają się diabły i aniołowie, są: piękna królewna, okrutny zbój i wiele innych niezwykłych postaci. Zgodnie z ludowym rozumieniem świata charaktery wyraźnie podzielone są na te "czarne" i na te "białe". Przewrotność autora jednak sprawia, że nawet postaci z piekielnych otchłani widz darzy sympatią, bo jak tu nie lubić zramolałego Lucyfera czy "wsiowych" diabłów z Czarciego Młyna. Nie brakuje tu oczywiście morału - szlachetność i bezinteresowność zostają nagrodzone, a obłuda i bigoteria surowo ukarane. A wszystko z przymrużeniem oka i dobrodusznym humorem.

Zabrzańska wersja przygód Marcina Kabata różni się nieco od oryginału Drdy - wprowadzono tu bowiem "piekielne" intermedia - sceniczne wstawki rozgrywające się w Diabelskim Pubie. Podczas odbywającej się tam konferencji diabły podsumowują swoje dotychczasowe dokonania, omawiają sukcesy i porażki. Jedną z nich jest właśnie sprawa Kabata. Aby uniknąć w przyszłości podobnych wpadek, biesy postanawiają odegrać i zanalizować tamtą historię - ku przestrodze dla młodego pokolenia.

Przedstawienie to można śmiało zaliczyć do kategorii realizacji solidnych, którym właściwie niewiele można zarzucić, ale jednak nie wywołują one u widzów większych artystycznych uniesień. Na pochwałę zasługują inscenizacyjne triki, wykonywana na żywo muzyka oraz niektóre kreacje aktorskie. Niestety, nie wszystkie. Pomimo iż sztuka ma lekką, komediową formę, stworzenie postaci wcale nie jest takie proste. Poszczególne typy charakterologiczne wymagają bowiem wyrazistości, ale nie przesady, by nie stały się parodią samych siebie. Ten błąd popełniła niestety Aleksandra Wróblewska, której Kasia z prostej, ale rozumnej i sympatycznej dziewczyny przeistoczyła się niechcący w lekko niedorozwiniętą pannę z wadą postawy. Z kolei dość bezbarwnie wypadła rola królewny Disperandy, która przypomina bardziej papierową księżniczkę z bajek dla dzieci niż młodą kobietę, która w desperacji jest gotowa oddać duszę diabłu, byle tylko stanąć na ślubnym kobiercu. Siły charakteru zabrakło także młodemu diabłowi kusicielowi Lucjuszowi. Ta postać daje aktorowi ogromne możliwości interpretacyjne. Zabrzański Lucjusz nie jest zły, ale nie ma w sobie nic z czarciego uroku. Natomiast kiedy na scenie spotykał się duet Marcin Kabat i zbój Sarka-Farka, przedstawienie nabierało prawdziwych rumieńców. Aktorzy bardzo dobrze wyczuli proporcje komizmu i powagi, nie szarżowali, nadali swoim bohaterom wyraziste cechy, a przy tym doskonale się uzupełniali. Zabawnie wypadł także Lucyfer - zramolały staruszek, który bardziej przypomina niezaradne dziecko niż strasznego władcę Piekieł.

Forma przedstawienia, którego akcja rozgrywa się w Czarcim Pubie, wymusiła rozwiązania scenograficzne, które nie mogły w pełni wykorzystać możliwości zawartych w sztuce. Ograniczono się właściwie tylko do malowanych na płótnie, spuszczanych z góry dekoracji sugerujących miejsce akcji. Przy kolejnych "odsłonach" malowane drzewa straciły walory atrakcyjności, a ich powtarzalność stała się nużąca. Szkoda, bo przecież baśniowość "Igraszek" daje ogromne pole do popisu scenografom i aż żal ich nie wykorzystać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji