Artykuły

Igranie z czartem i konwencją

Diabelski pub, którego sugestywna wizja zaskakuje publiczność w pierwszym obrazie, to najlepszy pomysł w inscenizacji Teatru Nowego w Zabrzu.

Kpiarski, zabawnie nonszalancki i bajecznie kolorowy dystans, z jakim realizatorzy zapraszają widzów do wejścia w baśniowy świat Jana Drdy, mógłby być kluczem do całego widowiska. Te podejrzenia zmieniają się w nasze rozbawienie wszędzie tam, gdzie reżyser Petr Nosalek igra - nomen omen - z konwencją i stereotypem, przykładanym przez ludzi do wyobrażeń tak diabelskiej, jak i anielskiej ingerencji w ich ziemskie życie.

Zabrzańskie przedstawienie "Igraszek z diabłem" grzeszy jednak czasem brakiem konsekwencji, więc zdarzają się w nim "dziury" w akcji, przydługie sytuacje bez atrakcyjnych point i dialogi na jednej nucie. To hamuje tempo wydarzeń na scenie, a na widowni studzi śmiech odbiorców rozgrzanych pomysłem sprzed chwili. Wieloznaczność i ciepła ironia Drdy znakomicie przylegają do pomysłu z pubem, który warto było rozciągnąć nad całością jak cudzysłów... Zwłaszcza że w intermediach (tłumaczonych przez Renatę Chudecką), jak w czerwonym (kolor scenografii) negatywie dowcipnie pokazane zostały słabostki i pokusy naszej współczesności. No i w pubie gra na żywo diabelska orkiestra! Dobrą muzykę Pavla Helebranda, pod dyrekcją niezawodnej Marzeny Mikuły-Drabek...

Nie do końca wykorzystana została scenografia Pavla Hubicki. Reżyser traktuje ją jak swoisty ekran wspomnień (diabły mają właśnie konferencję naukową, rekonstruującą przypadki Marcina Kabata), a trochę jak scenę wędrownego teatrzyku sprzed wieków. Ale po jakimś czasie spuszczanie i podnoszenie tych samych dekoracji, w identycznym rytmie przypisanym zmianom światów, zaczyna nużyć.

Skondensowanie tempa i bardziej pomysłowe rozgrywanie poszczególnych sytuacji znakomicie podniosłoby wartość tego przedstawienia, które i tak można jednak wpisać na listę kuszących propozycji na karnawałowe wieczory. Obok wad ma ono bowiem sporo zalet. Przede wszystkim jest pogodne, słownikowo wręcz "rodzinne" i dobrze zagrane. A odrobina optymizmu potrzebna jest dziś rodzicom i dzieciom, zaś sprawne aktorstwo zawsze przyciąga ludzi do teatru.

Najmocniej przykuwają wzrok sceny zbiorowe: tak w niebie, jak i w piekielnych czeluściach. U góry rozrabiają śpiewające aniołki Chóru Niebieskiego, na dole kwitnie czartowskie życie nocne, a pomiędzy nimi sprytny Marcin Kabat szuka ziemskiego szczęścia, też nie całkiem legalnymi sposobami. Grający tę rolę Zbigniew Stryj sięga po porządne, realistyczne środki wyrazu, co w kontraście z kompletnie nierzeczywistą intrygą daje smakowitą mieszankę ironii i fantazji.

W rejony groteski zdąża natomiast od początku niejaki rozbójnik Sarka-Farka, straszący podróżnych (i widzów) nie tylko gigantyczną maczugą, ale i tubalnym głosem Jacka Dzisiewicza. Pięknie do siebie pasują, a jak jeszcze zjawia się na tym łez padole sprytna Kasia - Aleksandra Wróblewska, albo walczący z pokusami (nieskutecznie, oczywiście) ojciec Scholastyk - Marian Wiśniewski - to nie ma wątpliwości, że poczciwe "Igraszki..." wcale tak się znów bardzo nie zestarzały.

Sztuka Drdy, kapryśna w narracji i rysunku bohaterów, utkana została z różnych konwencji literackich i scenicznych, co skrzętnie wykorzystuje Petr Nosalek. Różnym postaciom przypisując różne rodowody - od komedii dell'arte, po kulturę pop i... antyfeminizm. I wcale nas to nie drażni, bo czyż nie żyjemy w czasach postmodernizmu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji