Artykuły

Imiela o PPA

- Śpiewanie w teatrze to wielka siła, której można również użyć do mówienia rzeczy istotnych i kontrowersyjnych - mówi Konrad Imiela, dyrektor Przeglądu Piosenki Aktorskiej, w rozmowie z Magdą Piekarską z Gazety Wyborczej - Wrocław.

Magda Piekarska: Ze ściany w dyrektorskim gabinecie w Teatrze Muzycznym "Capitol" patrzą na nas Majakowski, Witkacy, Waits. Wiszą tu nieprzypadkowo?

Konrad Imiela: I przypominają mi o tym, że sztuka jest najważniejsza. A ja, prowadząc teatr, mam wobec niej pewną powinność do spełnienia. To moi absolutni idole - jestem zafascynowany nimi, ich twórczością, zrobiłem przedstawienia z ich tekstami. A teraz codziennie patrzą mi w oczy i mówią: pamiętaj o sztuce, o misji, którą powinien spełniać i teatr, i festiwal.

Rozrywka, która jest też wpisana w tę misję - i teatru, i Przeglądu - nie kłóci się z patronatem Majakowskiego i Witkacego?

- Na pewno całej naszej działalności nie da się włożyć do jednej szuflady. I o to chodzi. Ten profil powinien być szeroki i pojemny. Teatr Muzyczny powinien dostarczać ludziom rozrywki - dlatego robię takie spektakle jak "Ścigając zło" czy "Swing". Ale śpiewanie w teatrze to wielka siła, której można również użyć do mówienia rzeczy istotnych, kontrower-syjnych i szukania nowych pomysłów formalnych.

W tym roku PPA stawia raczej na takie poszukiwania. W programie nie ma gwiazd, są za to nazwiska do odkrycia.

- To wynik specyficznej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się w rym roku. Teatr Capitol jest w przebudowie, scena Polskiego na Zapolskiej - w remoncie. Straciliśmy w ten sposób dwie główne sceny festiwalowe, na których artyści miary Anthony^go and The Johnsons czy Ivy Bittovej, naszych wcześniejszych gości, mogliby wystąpić. Nie mogę celować w gwiazdy, jeśli do dyspozycji mam głównie sale na 150-250 osób jak Teatr Współczesny czy Scena na Świebodzkim.

A Hala Stulecia?

- Niedawno rozmawiałem z prezesem Hali Stulecia o wykreowaniu tam przestrzeni bardziej kameralnej; może w kolejnych edycjach festiwalu spróbujemy. Do tej pory omijałem halę, bo nasz festiwal polega przecież na bliższym, bardziej kameralnym kontakcie z artystami. Ta kameralność kończy się w moim odczuciu na 700 miejscach na widowni - to jest skala naszych dużych wrocławskich scen. Kiedy pojawi się Narodowe Forum Muzyki, będzie można ją rozszerzyć do 1,5-tysięcznej publiczności, przy zachowaniu warunków, jakie pozwolą utrzymać festiwalową atmosferę. Jeśli pojawi się pomysł i możliwość zaproszenia gwiazdy odpowiedniej dla PPA, która może zgromadzić kilkutysięczną publiczność, pomyślę o Hali Stulecia. Wciąż nie tracimy nadziei, że w przyszłości uda nam się zaprosić Waitsa, który wydał zresztą płytę w ubiegłym roku i pojawiła się szansa, że ruszy w trasę, ale okazało się, że na razie jednak nie. W tym roku, ze względu na brak odpowiednich przestrzeni, stawiamy na teatr i koncerty bardziej kameralne. Największe przedsięwzięcia - spektakl "Jeny Springer - The Opera" i koncert finałowy - zobaczymy w Dużym Studio Polskiego Radia, gdzie PPA dawno nie gościł. Gala będzie w Imparcie. Będą przedstawienia w Teatrze Współczesnym, na Scenie na Świebodzkim. Na naszej mapie jest też kino Lwów, kluby Eter i Puzzle, gdzie będzie miał siedzibę nasz klub festiwalowy. No i Synagoga pod Białym Bocianem - świetne miejsce, jeśli chodzi o muzyczne wyprawy w stronę etno. Tam wystąpią: Voices oraz Maria Raducanu i Marc Ribot. Obok gwiazd od kilku lat atrakcją PPA były nowe zjawiska do odkrycia.

Jakie niespodzianki czekają na nas tym razem?

- Wprawdzie i Raducanu, i Ribot byli wcześniej w Polsce, ale po raz pierwszy pojawią się tu razem, żeby zagrać materiał z płyty nagranej w wytwórni Johna Zorna. Ten album był pomyślany jako wydarzenie studyjne, a my ich namówiliśmy na wspólny koncert. Polecam też spektakl "Micro" - francuscy artyści przygotowali niezwykle energetyczne przedstawienie, w którym o śpiewaniu piosenek i graniu na instrumentach opowiadają ruchem, teatrem tańca. Zwykle udaje mi się wypatrzyć nieodkryte zjawiska na festiwalu w Edynburgu - właśnie stamtąd przywiozłem projekt "Voices" nowojorczyka Philipa Hamiltona i Le Gateau Chocolat, który prezentuje typowy edynburski recital, jaki widzieliśmy w ostatnich latach w wykonaniu Camille O'Sullivan czy Mrs. Bang, a który polega na charyzmatycznym wykonywaniu piosenek i bardzo dobrym, intensywnym kontakcie z publicznością.

Sporym zaskoczeniem może być nurt OFF - znajdziemy tam sporo nazwisk pochodzących z teatralnego mainstre-amu - są wśród nich Wojtek Klemm, Marta Malikowska, Łukasz Czuj, Mariusz Klljan, Agata Skowrońska.

Patrząc na taką listę, trudno nie zadać sobie pytania: czy to jeszcze off?

- Każdy ma prawo zrobić w pewnym momencie rzecz absolutnie offo-wą. I to fajne, że artyści bardziej doświadczeni wymyślają takie przedsięwzięcia, które są formalnie nowe, ryzykowne, kontrowersyjne. Faktycznie - takich profesjonalnych spektakli pojawia się coraz więcej. Sam zresztą do udziału w konkursie namawiałem studentów reżyserii polskich uczelni teatralnych Zrobiliśmy to po doświadczeniach ubiegłych lat, kiedy pojawiało się sporo projektów, które na etapie scenariusza wyglądały bardzo obiecująco, a potem z realizacją nie było najlepiej. A ja nie chciałbym grzebać przy tych projektach, bo przecież chodzi o to, żeby ten nurt miał pełną wolność. Oczywiście są też sukcesy - "Klaus Der Grosse", który po sukcesie na PPA wszedł na stałe do repertuaru Wrocławskiego Teatru Współczesnego, albo "Stolik" Karbido, który zjeździł już cały świat, a kilka dni temu zdobył nagrodę Best Performance na festiwalu Fringe w australijskim Perth.

Wygląda na to, że na OFF-ie wypada być. Skąd ta moda?

- Magnesem jest prezentacja na festiwalu - tam odbywają się premiery offowych przedstawień. Ich twórcy mają zapewnioną pełną widownię, obecność krytyków i recenzentów. A poza tym autorzy zakwalifikowanych projektów dostają 10 tys. zł na

produkcję spektakli, co też jest nie bez znaczenia. Ta moda na OFF panuje nie tylko wśród artystów, ale i wśród publiczności. Bilety rozchodzą się błyskawicznie, w pierwszych dniach sprzedaży. Wprawdzie kosztują zaledwie złotówkę, ale za tę cenę ludzie kupują tak naprawdę kota w worku. Mimo to są pasjonaci, dla których cały Przegląd sprowadza się do tych dziesięciu spektakli offowych. Sporo podobnych klimatów znajdziemy też w klubie festiwalowym, gdzie codziennie o 23 zaplanowaliśmy koncert. Wystąpi tam m.in. Olhia Anna Livki, którą wypatrzyłem w jednym z telewizyjnych talent show, szalona dziewczyna z Berlina, która gra na gitarze basowej i sama pisze piosenki. Ma w sobie pazur, jest bezkompromisowa, bezkompleksowa. Bardzo ciekawa osobowość, z telewizyjnego wyścigu musiała odpaść - chyba nie pozwoliłaby się przerobić dla potrzeb telewizyjnego formatu. To pierwszy i jedyny taki przypadek, kiedy to przyszłego gościa PPA wypatrzyłem w telewizyjnym konkursie talentów.

W głównym nurcie znajdziemy odrobinę klasyki - spektakle "Tuwim dla dorosłych" i gala "Tak jest" z piosenkami Jacques'a Brela.

- Pretekstem do zaproszenia znakomitego spektaklu "Tuwim dla dorosłych" jest 40-lecie pracy artystycznej Jerzego Satanowskiego, który jest mocno związany z PPA od początku istnienia tej imprezy. A Brelem odrabiamy pewne zaniedbanie. Bo nigdy nie było na Przeglądzie gali z jego piosenkami. Mimo że on sam jest tu przecież obecny od zawsze, tworzy kanon Konkursu Aktorskiej Interpretacji Piosenki Wszyscy zapamiętali spektakl "Brel" teatru Ateneumjz lat 80., a tym razem jego piosenki zaśpiewają aktorzy młodego pokolenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji